Dziś było poranne bieganie. Po lesie więc pod górkę. Trudno, ale fajnie :-) W Holandii przy podobnym dystansie było 8m w górę, tutaj 120m. Od taki lasek mam pod domem :-)
Niestety pod koniec zaczęły mnie buty obcierać. Na szczęście udało się dobiec do domu. Tylko z jednym bąblem...
O styczniowej kontuzji już zapomniałem. Wczoraj w pracy przypomniał mi o niej telefon - "Masz dziś wizytę u ortopedy!" Nie boli, ale skoro już się doczekałem to stwierdziłem, że pójdę na konsultację. Chyba niepotrzebnie... Werdykt, szczególnie w kwestii sportu, nie był zbyt ciekawy... Do tego nie stać mnie na zalecenia... (nowy samochód, nowy rower, nowe łóżko... ) :)
Starałem się to zignorować. ale coś tam zostało w głowie (no bo co jeśli lekarz ma rację?).
Wieczorem wyciągnąłem moją rodzinkę na spotkanie z Mariuszem Urbankiem zorganizowane przez rokitnicki Kartel Kulturalny. Tytuł spotkania to "Życie kołem się toczy".
Mnie jednak utkwił inny cytat z prezentacji Mariusza i jego przyjaciół: "Jestem inny, ale nie aż tak". Bo każdy jest jest na swój sposób inny (choć nie każdy chce się do tego przyznać) i... dobrze, tylko nie należy robić z tego problemu... trzeba z tym żyć... Najlepiej jak się da :-)
Spotkanie z Mariuszem było niesamowite, miało się wrażenie, że zarówno jego, jak i jego towarzyszy znamy wszyscy od lat...
Jak to miło wrócić z pracy i nie dość, że jest ciepło to jeszcze do tego jasno. Przebieram się i do lasu. Niestety wszystkie drogi i przy lesie i w lesie strasznie rozjeżdżone ciężkim sprzętem (czyżby coś wycinali?). Miejscami biegnie się fatalnie. Do tego kilka pagórków i weekendowe zmęczenie, które mimo dnia odpoczynku jeszcze nie minęło.
Niezbyt szybko, ale spoko. Kolejny trening zaliczony z uśmiechem na ustach. Wciąż widzę cel. I wciąż widzę, że jest realny. Brak mi tylko przy tym wszystkim czasu na rower, ale może skończą się delegacje to jakoś się znów uda pokręcić.
W sumie to szkoda, że się skończą, bo do Holandii wróciłbym na dłużej... Lub chociaż tutaj...
Dziś miała być przerwa, ale po wczorajszej kolacji nie było wyjścia - trzeba się ruszyć. I znów miało być krócej, ale nie wyszło. Tu można biegać bez końca. Nie tylko dlatego, że płasko, ale po prostu urzeka mnie klimat tych miejsc, uliczek, parków... Aż żałuję, że nie miałem w trakcie biegania aparatu.
Żałuję też, że brakło czasu na zwiedzanie, ale do tego już przywykłem na wyjazdach służbowych :(
Dziś w planie nie było biegania, ale klimat tu taki, że aż się chce. Postanowiłem zrobić krótką przebieżkę przed szkoleniem. Max 4-5km. Plany mają jednak to do siebie, że życie je weryfikuje. W moim przypadku zweryfikował je most, a właściwie jego brak (remont). Brak mostu w Holandii oznacza dodatkowe kilka kilometrów o ile człowiek dobrze i szybko znajdzie następny most. :-)
Zasadniczo nawet mnie to bardzo nie zmartwiło poza tym, że zostało mało czasu na śniadanie i dojazd na szkolenie. Na szczęście udało się zdążyć. No dobra... zabrakło rozciągania, zobaczymy jaki będzie tego efekt jutro...
Kolejne bieganie po płaskim, choć dziś więcej metrów w górę, bo nad kanałami były wiadukty ;) Wczorajsza pogoda nie zapowiadała nic dobrego, ale rano już nie padało, na termometrze 7C więc jest ok. Tylko znów labirynt między kanałami. Pomny doświadczeń już nie próbowałem wbiegać w ślepe uliczki. Rankiem jeszcze mało rowerów więc zupełnie spokojne biegnie, co nie znaczy, że się nie zgrzałem. Jutro w planie wolne, ale aż kusi żeby znów rano wcześniej wstać. Zobaczymy :-)
Kolejne szybkie (czy raczej krótkie) bieganie o poranku. Wieczorem zrobiona mała korekta muzyki w odtwarzaczu i to czuć, choć nad kadencją (i rytmem piosenek) trzeba jeszcze popracować... Chłodno, ale przyjemnie.
Brak mi w tym wszystkim jeszcze pływania i roweru, ale mam nadzieję, że to będzie już ostatni tak szalony tydzień, a potem będzie więcej czasu. Zawsze mam taką nadzieję, a potem życie koryguje plany. ;)
A propos planów, to trafiłem wczoraj na fantastyczny wywiad z Karolem Bieleckim - rozmowa nie tylko dla sportowców i fanów sportu - tekst dla każdego komu się wydaje, że właśnie ma problem - "Nie mam oka, nie stało się nic wielkiego". Wywiad długi, ale wart przeczytania.
Na cały dzień zapowiadają opady. Jedynie między 4-7 ma być sucho. Trzeba to wykorzystać. Po szóstej ruszam na kolejny trening. Tym razem w Polsce :-) Standardowa trasa. Od wyjścia mży... musiało się pospieszyć. Na szczęście lekko więc nawet nie przeszkadza. Mimo to wolałbym żeby słoneczko gdzieś się wychyliło zza chmur, jakoś tak wtedy weselej.
Przez moment czuję lekkie zmęczenie, ale po kolejnych metrach przechodzi. Mimo zmęczenia wciąż w głowie coś podpowiada biegnij dłużej, więcej... przecież dasz radę... I chciałbym, ale jeszcze nie. Plan treningowi mówi powoli... Obym zdążył :-) Na szczęście puls wciąż coraz niższy.
Wracam do domu zadowolony. Śniadanie, szybka kąpiel i do pracy. Mimo soboty trzeba, za dużo ostatnio w rozjazdach i trzeba odrobić zaległości :-( Szkoda tylko, że w ten weekend braknie znów czasu na rower.
Za to jest lektura przywieziona z targów ;-) Ktoś uznał, że wyglądam na takiego co potrzebuje :)
Ponoć CIA potrafi podsłuchiwać przy użyciu telewizorów Samsung. Wierzę :-) Od dziś wierzę. Spałem w pokoju z Samsungiem. Rano się ubieram i idę pobiegać. Włączam niby losową muzykę (tym razem nie zapomniałem) i co słyszę...
A gdzie właśnie jestem? No właśnie... Może przypadek, może... :-)
Jako, że dziś mieszkam blisko lasu (podobnie jak w domu) to kierunek las. Kawałek dalej... winnice. A winnice są zwykle na zboczach wzniesień. I tak też było... Nieplanowane podbiegi. Oczywiście puls w górę, ale w sumie mi się podobało. Szkoda, że u nas nie mam takiego terenu do ćwiczeń. Krótko, ale zgodnie z planem treningowym i planem dnia. Mimo zmęczenia chciałoby się więcej...
Delegacja. I problem, uda się zmieścić buty do biegania między koszulami, czy nie? Niestety limity bagażu w samolotach to czasem porażka. Dobra, sweter, krawaty i inne rzeczy zostają w domu... przecież oprócz butów muszą się zmieścić ciuchy do biegania i inne akcesoria :-)
Wieczorem padnięty próbuję rzucić okiem na mapę. W sumie niedaleko jest do Morza Północnego, ale... zbyt daleko jak na plan treningowy. Może jednak warto spróbować... Nie udaje mi się jednak zaplanować i wgrać trasy. Zmęczony zasypiam. Rano budzę się i... jest ciemno... Słońce tu wstaje nieco później... Biegać po ciemku w nieznanym miejscu, bez lampki... średni pomysł. Chwilę później jednak się ubieram i ruszam przed siebie. Tzn. tak chciałbym, ale co chwilę znak informujący o ślepej drodze. Na początku próbuję tam pobiec, przecież pieszo jakoś się przecisnę między domami. I prawie się udaje gdyby nie.. kanał.... A właściwie kanały, sieć kanałów.... I co chwilę droga bez przejazdu, w kolejne nawet się nie zapuszczam... Trudno nie będzie morza, nie ma czasu na eksperymenty, zaraz śniadanie i do pracy...
Ogólnie bardzo fajnie mi się biegło, do tego stopnia, że co prawda z słuchawkami na uszach, ale z wyłączoną muzyką. Napawałem się widokami. Pięknie tu jest :-)