Od dziś obowiązek pojawiania się w maskach w przestrzeni publicznej. Chwila wahania, czy użyć maseczki higienicznej, czy maski przeciwpyłowej, czy może po prostu chusty... W końcu wybór pada na maseczkę przeciwpyłową, ale w plecaku są alternatywy.
Jadę, oddycha się inaczej, ale daję radę. Momentami niestety parują trochę okulary i to mnie denerwuje. Szczególnie jak musiałem się zatrzymać na światłach.
Ciepły poranek. A może to mi było tak ciepło ze względu na maskę? :-)
Wychodzę z pracy. Ciepło. Maska na usta i ruszam. Niby fajnie i powinno kusić żeby pojechać okrężnie, nawet taki był jeszcze przed chwilą plan, ale chyba maska sprawia, że tak naprawdę to chcę jak najszybciej dotrzeć do domu. Poza tym jakiś zmęczony jestem.
Znów przez Sośnicę, Maciejów, a na Koperniku na skróty.
Dziś pojechałem do pracy na Superiorze. Niby też szerokie opony, ale przełożenia inne. I jedzie się jednak łatwiej. Natomiast nie spodziewałem się, że będę czuł taką różnicę na każdej nierówności.
Jednak do lepszego człowiek (tyłek) się szybko przyzwyczaja. :-)
Czasy takie, że święta trzeba było spędzić w domu.
Niespecjalnie chciało mi się też bawić w kotka i myszkę z policją i kombinować z bieganiem lub jazdą na rowerze. Bez względu na to, co sądzę o niektórych ograniczeniach.
Okres świąteczny spędziłem więc w domu. Początek koszmarny (jednak mi czegoś brakowało), potem na szczęście Igor zajął mnie geografią świata, a żona wyciągnęła Scrabble.
Jak już były podróże i rywalizacja to było trochę lepiej... :-)
Wczoraj nie udało się przyjechać do firmy rowerem, bo było potrzebne auto.
Dziś rano nie byłem pewien, czy się uda, bo późno się zebrałem, ale żona postanowiła zrobić mi kanapki, a mnie kazała się ubierać :-)
Nie było wyboru. :-)
Wyjeżdżam z pracy, jest ok. 12 stopni i... wiatr. I jak się ubrać. Zamiast kurtki, która rano była niezbędna zakładam wiatrówkę. Powinna wystarczyć. I wystarcza, w słońcu jest nawet za ciepło. W cieniu natomiast przydaje się.
Mijam Sośnicę i skręcam za wiaduktem w stronę Maciejowa. Trochę dookoła, ale spokojnie. Po drodze spotykam dziewczynę, która chyba specjalnie przyjechała autem w ustronne miejsce żeby trochę poćwiczyć, akurat skacze na skakance. Do czego to doszło, uprawianie sportu to prawie jak zejście do podziemia...
Przez Zabrze też jadę nieco inaczej niż zwykle. Mijam kilka dźwigów i trochę innego ciężkiego sprzętu. Lubię oglądać takie pojazdy. Chyba bardziej niż np. sportowe samochody. Nie wiem czemu... W trakcie jazdy pstrykam tylko jedną małą koparkę...
Do domu przyjeżdżam mokry. No cóż, nie odpuszczałem, ale to nie jest rower na takie dojazdy. Ani opony, ani przełożenia... Może na dojazdy do pracy trzeba przeprosić się ze starą maszyną?
Ciepły... to mocno powiedziane... Ale o wiele cieplejszy niż poprzednie. Do tego stopnia, że nawet się lekko spociłem.
Dziś wyjazd do pracy nieco później, bo trzeba się było wyspać po nocnych zakupach. Kiedy już po północy dostarczałem zakupy teściom czułem się jakbym był w jakimś podziemiu, w konspiracji... Szaleństwo, ale grunt, że wszystko załatwione.
Droga do pracy spokojna, bez przygód i niespodzianek.
Dziś po pracy już chłodniej niż w ostatnie dni. Ale mnie to pasuje. Ja nie lubię ciepła :-) Wszędzie widać wiosnę. Kolorowo, a tu trzeba siedzieć w domu.
Dziś znów ciepłe popołudnie. W drodze z pracy do domu muszę odebrać przesyłkę z Zabrza. Jadę przez Sośnicę. Mam wrażenie, że ruch na drogach większy niż ostatnich dniach. Czyżby to efekt zbliżających się świąt?
Właściwie nie robię nawet zdjęć po drodze, bo muszę uważać na wyprzedzające mnie samochody. Jeden z nielicznych pustych (przez chwilę) odcinków.
Dojeżdżam do Zabrza. Odbieram przesyłkę. Trzeba ją wyciągnąć z kartonu, nie zamierzam też jechać z reklamówkami na kierownicy. Na szczęście udaje się wszystko zmieścić w plecaku.
Dodatkowe kilogramy na plecach nie zachęcają do żadnych kombinacji jeśli chodzi o trasę do domu. Wybieram najkrótszą drogę. Mimo dodatkowego bagażu docieram do domu mniej zmęczony niż wczoraj.
Jedzie się spokojnie. Dziś nawet kilku innych rowerzystów spotkałem po drodze, dwóch mnie wyprzedziło. Nie to, że taki wolny jestem ;), ale na dojazdy do pracy, szczególnie z uwzględnieniem omijania lasów, ten rower się średnio nadaje.
Wczoraj po drodze oglądałem sarny i bażanty, dziś wiewiórki i bażanty. Zakaz wejścia do lasu więc zwierzyna wychodzi na drogi i łąki żebyśmy chociaż tak mogli je podziwiać :-)