Wpisy archiwalne w kategorii

Polska niezwykła

Dystans całkowity:7855.14 km (w terenie 1617.14 km; 20.59%)
Czas w ruchu:463:10
Średnia prędkość:16.96 km/h
Maksymalna prędkość:64.15 km/h
Suma podjazdów:2938 m
Maks. tętno maksymalne:193 (137 %)
Maks. tętno średnie:175 (89 %)
Suma kalorii:10637 kcal
Liczba aktywności:125
Średnio na aktywność:62.84 km i 3h 42m
Więcej statystyk

Mały Wersal

Czwartek, 24 stycznia 2008 · Komentarze(8)
Mały Wersal
Ostatni dzień krótkiego urlopu i zero odbierania telefonów i maili z firmy i od klientów. Nie ma mnie.
Niestety dziś dzień już nie tak ładny jak wczoraj, ale na szczęście nie pada i jest jakieś 2-3C.

Dzisiaj celem jest Świerklaniec. Przez Stolarzowice, Stroszek docieram do Radzionkowa. Zawsze mijałem go bokiem lub tylko zahaczałem o niego. Dziś spacerowym tempem przejeżdżam przez miasto i jestem nieco zaskoczony zabudową, starą zabudową, dziwną. Radzionków zawsze mi się kojarzył z blokami, a tu sporo starych domów, starych kamienic.

Dalej przez Orzech i już Świerklaniec. Ściślej mówiąc park w Świerklańcu. Powstały w XVIII wieku, kryje w sobie sporo ciekawostek. Dotychczas odwiedzałem go zwykle z dziećmi, w ciepłe, słoneczne dni. Jakże inny jest dziś. Pusty, zero ludzi, ale wciąż sprawiający, że po wejściu/wjeździe chciałoby się tu zostać. Korzystam z pustki i jeżdżę rowerem, choć w centrum parku jest to zakazane – nie dziwię się, zwykle są tam tłumy ludzi. Dziś jest spokój.

Przystaję na chwilę obok Pałacu Kawalera, kolejnego miejsca na Śląsku gdzie swe znaki mocno zostawiła rodzina Donnersmarcków.





Dalej pozostała z czasów świetności fontanna (w oddali).



Chwila zadumy nad stawem.



Kto by pomyślał, że dawno temu był tu (nie wiem czy dokładnie w tym miejscu) zamek, a potem… Wersal. Tak, w XIX wieku powstała tu wspaniała rezydencja na wzór francuskiego Wersalu zwana „Małym Wersalem”. Niestety pod koniec wojny wszystko zostało spalone, a całkowitego zniszczenia dokonały władze PRL-u.

Jak wyczytałem brama pałacowa zdobi dziś wejście do chorzowskiego ZOO, natomiast dwie rzeźby lwów strzegą wejścia do parku w Zabrzu, a dwie następne można spotkać obok Palmiarni w Gliwicach.

Szybki rzut oka na "wielką wodę".



Kolejny rzut oka na kościółek w parku.





Spojrzenie na zegarek i… oj oj…, źle, miałem być wcześniej w domu. Szybki telefon i w drogę. Niedobrze, zerwał się wiatr i cały czas w twarz lub z boku. Do tego podjazd w stronę Nakła Śląskiego strasznie męczący, nie wiem czy taki stromy, czy to kwestia wiatru. Na szczęście miejscowe Burki i Azory pomagają mi szybciej wjechać na szczyt. Dalej już prosto, obwodnica wokół Tarnowskich Gór, Repty, Stolarzowice i dom.

Zmęczony ale szczęśliwy.
Zapewne wrócę jeszcze do Świerklańca i w okolice.

Szlak Zabytków Techniki - Zawada

Poniedziałek, 21 stycznia 2008 · Komentarze(8)
Szlak Zabytków Techniki - Zawada

Po dwóch dniach przerwy spowodowanej aurą, walką z rozregulowanymi przerzutkami (kolejne doświadczenie) i brakiem czasu (niech żyje weekend) dziś znów w drogę.

Korzystając z faktu, że akurat nie pada i mam urlop wybieram za cel Zawadę (na więcej nie pozwala czas - dziś Dzień Babci - trzeba z dziećmi rundkę zrobić po rodzinie).

Czemu Zawada? Otóż od jakiegoś czasu na Śląsku coś drgnęło i pojawiły się tabliczki informujące o zabytkach, a ściślej mówiąc o szlaku zabytków techniki. Wśród nich jest Muzeum Chleba w Radzionkowie, o którym już wspominałem na blogu oraz dzisiejszy cel podróży - Zabytkowa Stacja Wodociągowa "Zawada" w Karchowicach (tabliczki z informacją o niej widzę od niedawna codziennie jadąc do pracy, jednak nigdy nie chciało mi się tych kilka kilometrów nadrobić).

Ruszam "Drogą Młynarza" (DK94) w stronę Pyskowic. Strasznie wieje, jadę pod wiatr, a co jakiś czas dostaję mocny podmuch z boku, mam wrażenie, że zaraz się wywrócę, przejeżdżające obok tiry potęgują ten efekt.

Droga Krajowa :-)


Przed Boniowicami rzut oka w prawo na Kamieniec i w oddali pałac, kolejne miejsce, w którym nigdy nie byłem.
Tak wieje, że nie sposób zrobić zdjęcia, nawet stabilizacja obrazu niewiele pomaga.



Dojeżdżam do Karchowic. Czytam tablicę informacyjną i wychodzi mi na przeciw sympatyczny pracownik stacji. Po chwili dowiaduję się, że oczywiście stację można zwiedzić i on zaraz zawoła kierownika. Grzecznie dziękuję. Na razie chcę się tylko rozejrzeć, na zwiedzanie przyjadę pewnie w większym gronie. Rzut oka na halę i budynek z zewnątrz.



Po chwili kolejny pracownik przynosi mi ulotki informacyjne. Sympatyczni ludzie.
Stację można zwiedzać od pon-pt 8-16 oraz w soboty i niedziele po wcześniejszym uzgodnieniu telefonicznym. Najlepiej jednak - jak się dowiaduję - jest być do południa bo wówczas można zobaczyć więcej - jedna część jest zamykana o 14 i nie da się jej później otworzyć, jak mnie poinformowano.

Ruszam do Kamieńca. "Najlepiej tu na winklu tą polną drogą pojechać" - ok, spróbujemy. Polna okazuje się być Polną tylko z nazwy ;-)



Co więcej wiedzie tamtędy nawet jakaś trasa rowerowa - dziwne tylko, że to był jedyny znak jaki spotkałem po drodze.

Po chwili jestem w Kamieńcu obok pałacu, w którym obecnie mieści się Ośrodek Leczniczo-Rehabilitacyjny dla Dzieci.

Zza płotu zdjęcie pałacu



i tzw. Mysiej Wieży



Niestety w tym momencie baterie odmawiają posłuszeństwa, a zapasowy komplet... też rozładowany :-(
Ciąg dalszy zdjęć z Kamieńca... w trakcie następnej wyprawy w te strony.

Przez Zbrosławice, Ptakowice, Górniki i Stolarzowice powrót do domu.
Jakoś szybko poszło, a może głodny byłem rowerka po krótkiej przerwie.

I średnia, jak na mnie bardzo wysoka - czyżby to efekt mocniej dopompowanych opon?

Florian

Sobota, 12 stycznia 2008 · Komentarze(13)
Florian

Po wczorajszej przerwie w drogę. Nie udało się niestety do końca skorzystać z dnia wolnego, mogłem wyjechać dopiero po rodzinnych zakupach. Jeden pożytek z tego, że kupiliśmy żonie lampki i błotniki. Obiecała pojechać jutro ze mną - zrobić inauguracyjną rundkę na swoim nowym rowerze.

Tak więc wyjechałem za późno. Pierwsza próba wjazdu do lasu zakończona niepowodzeniem - koszmarne błoto. W takim razie postanawiam sprawdzić jak da się dojechać do Gliwic omijając główne drogi. Do Mikulczyc drogą, dalej Leśną i... wjazd do lasu. Krótka droga przez las ale koszmarna. Ślisko - resztki lodu i błoto. Uświniony po pas. Chwila przerwy na spotkanie z Florianem w Szałszy.



I po rozpoznaniu stanu bocznych dróżek rezygnuję z Gliwic. Drogi koszmarnie zabłocone. Przez Szałszę kieruję się na Zbrosławice.
Po drodze jakiś magiczny pałacyk.



Nigdy tu nie byłem, a przejeżdżam samochodem raptem 100m od tego miejsca.
Po powrocie znajduję w internecie jego krótką historię.

Dalej w stronę Świętoszowic, po drodze straszące resztki kolejowych budynków - uwaga pociąg wciąż tędy jeździ.



Pozdrawiamy się z innym maniakiem zimowej jazdy i dalej Boniowice, Kamieniec, Zbrosławice. Tu witam się z Panem Księżycem



I dalej przez Ptakowice, Górniki i Stolarzowice wracam do domu.
Jutro, jak już wspomniałem, pierwsza wyprawa z żoną. Muszę wybrać coś spokojnego żeby się nie zraziła :-)

Vmax=41,59

Niewypał

Niedziela, 6 stycznia 2008 · Komentarze(8)
Niewypał

Na ICM-ie zapowiadali deszcz. Niestety, sprawdziło się. Jak wychodziłem z domu padał jeszcze śnieg, ale z powodu temperatury bliskiej 0C (w takim "cieple" jeszcze nie jeździłem) zmienił się w deszcz.

Przed wyjściem z domu było kilka pomysłów na trasę ale po pierwszym kilometrze stwierdziłem, że objadę sobie Zabrze dookoła. Ruszyłem więc z Helenki na Rokitnicę, dalej na Biskupice, przez Szczęść Boże do Rudy. Dla niewtajemniczonych to nazwa ulicy w Rudzie Śląskiej - na Śląsku można spotkać więcej ulic o takiej nazwie - to pozdrowienie, które można często usłyszeć w górniczych kręgach, o ile dobrze pamiętam to dopiero później zostało przejęte przez innych katolików. Chwila postoju przy jednym z wielu śladów wszechobecnego na Śląsku węgla.



I dalej w drogę. Niestety niezbyt ciekawą, bo wszędzie mokro.



Tu poczułem, że zaczyna mi być mokro. Co gorsza buty przestały wytrzymywać - wciąż pada - i zaczęły przemakać.
Niedobrze, bo stąd nie ma skrótu do domu. Rezygnuję z Tour de Zabrze i szybko przez Zaborze do centrum Zabrza, dalej przez Bytomską i Hagera na Mikulczyce, Rokitnica i dom.

Zmokłem. Przemokłem. Po drodze parę fajnych miejsc ale nie chciało mi się nawet aparatu wyciągać, i tak pewnie będę tam bywał.

Po powrocie wszystko do prania, brudne i mokre. Jeśli taka pogoda będzie się utrzymywała to trzeba będzie się zastanowić nad sensem jeżdżenia w takich warunkach.

Przed samym domem kangur wymusił na mnie pierwszeństwo, zdążyłem szczęśliwie wyhamować. Małżonka kierowcy szybko mnie przeprosiła, po chwili sam kierowca również pomrugał do mnie "migaczami", kiedy dopadłem go pod domem, bo też tam parkował, kulturalnie raz jeszcze przeprosił więc wszystko ok.
Zastanawiam się jednak czy rowerzyści też nie powinni po drogach jeździć na światłach przez cały dzień. Kierowcy włączający się do ruchu, czy wyjeżdżający z podporządkowanej wypatrują... świateł. Jeśli coś ich nie ma to... tego nie ma.

Wycieczka szosą

Środa, 26 grudnia 2007 · Komentarze(4)
Helenka-Stolarzowice-Stroszek-Radzionków-Stolarzowice-Helenka
Pod drodze przystanek koło Muzeum Chleba. Niestety zamknięte, choć i tak nie było czasu na zwiedzanie, bo obiad czekał, ale kiedyś... trzeba będzie, ponoć bardzo fajnie.



Jeszcze jedna próba z zamianą rowerów z bratem i znów dziwne wrażenia z jazdy na 28". Dziwnie wysoko, strasznie duży opór powietrza ale na pewno jeździ się po drodze łatwiej i szybciej.
Rogi - podobają mi się i to będzie chyba następny zakup.

Walczę z przerzutkami, raz z poprawnym działaniem, dwa ze zrozumieniem i wyczuciem kiedy, których używać. Wciąż nie mogę przywyknąć do kręcenia "w miejscu" na podjazdach. Dziwne ale rower jedzie :-)