Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2018

Dystans całkowity:553.98 km (w terenie 78.00 km; 14.08%)
Czas w ruchu:36:55
Średnia prędkość:15.01 km/h
Maksymalna prędkość:63.15 km/h
Maks. tętno maksymalne:196 (96 %)
Maks. tętno średnie:183 (90 %)
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:36.93 km i 2h 27m
Więcej statystyk

Akcja Zakopane - powrót

Niedziela, 10 czerwca 2018 · Komentarze(2)
Uczestnicy
No i czas wracać z Zakopanego. W sumie to jadąc tu nie do końca byłem pewien, czy będę miał na to ochotę i czy nie wrócę jak większość samochodem lub busem,  ale biorąc pod uwagę, e koledzy nie pytali [b]czy[/b] jadę, tylko [b]o której[/b[] to jakby wyjścia nie miałem :-)

Liczba wracających do samego rana zmienia się, ostatecznie o 8:30 przed hotelem stawia się 9 osób, dwie kolejne wyruszą trochę później.

Gotowi wracać © djk71

Od początku szybkie tempo. Nawet bardzo. Ale nikomu to nie przeszkadza. Pytanie, czy dlatego, że z górki, czy każdy ciągnie już do domu? :-)

Na Słowacji dalej gnamy :-)

Pięknie jest :-) © djk71

Kilka krótkich odpoczynków i już mamy podjazd na Przełęcz Glinne. Dziś wracamy inną drogą. Na górze krótki postój na uzupełnienie płynów :-)

Potem długi zjazd prawie do Żywca. 100 km z podjazdami robimy ze średnią ponad 25 km/h. Jak na nas to sporo.
W Żywcu stajemy coś zjeść. Niestety cofająca z parkingu kobieta zahacza nasze rowery. Na szczęście tylko się przewracają ale...  No właśnie... Brak słów.

Chwilę potem okaże się, że w trakcie upadku w jednym z rowerów zrywa się linka z przerzutki... Na szczęście koledzy z serwisu mają zapasową ;-)

Wymiana linki © djk71

Dwóch kolegów jedzie dalej, dwóch, którzy wyjechali później jadą inną trasą (tam też mieli awarię, ale też problem został rozwiązany).
Reszta kończy trasę tutaj. Dość na dziś. I tak w weekend wyszło ponad 300 km. Super spędzony czas. Oby tak się udawało częściej.

Spcacerek po Zakopanem

Sobota, 9 czerwca 2018 · Komentarze(0)
Po dwóch dniach jazdy dziś w planie były góry. W zeszłym roku udało się wejść na Giewont, dziś miała być Świnica. Nie wyszło. Rano czułem się dziwnie zmęczony i stwierdziłem, że nie idę, nie będę ryzykował. Podobnie czuł się chyba Amiga, więc postanowiliśmy pospacerować po okolicy... Krupówki itp. :-)

Żartuję, ale w sumie trochę tak wyszło. Choć Zaliczyliśmy też Gubałówkę...

Schodzimy z Gubałówki © djk71

i niesamowity cmentarz na Pęksowym Brzyzku...

Na Pęksowym Brzyzku © djk71

I z niczego zrobiło się 20 km spaceru. Ale chyba obaj potrzebowaliśmy dnia bez napięcia i pośpiechu. Ostatnie tygodnie (miesiące) były naprawdę ciężkie i szybkie.


EBT Zakopane 2018 - dzień drugi

Piątek, 8 czerwca 2018 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Po wczorajszej setce wszyscy grzecznie zjedli kolację i poszli się regenerować.

Prawie jak w Holandii © djk71

Rano śniadanko, przygotowanie suchego prowiantu i oczekiwanie na kilkadziesiąt kolejnych osób, które postanowiły dołączyć do nas drugiego dnia. Niestety przyjeżdżają nieco spóźnieni, więc teraz ich ponaglamy. My już od dawna gotowi, gotujemy się w porannym słońcu.

Są i kolejni rowerzyści © djk71

W końcu pamiątkowe zdjęcie i w sile chyba 88 osób ruszamy do Zakopanego. Dziś przed nami długi, 126 km odcinek górski.

Zaraz ruszamy © djk71

Od samego początku lekko pod górę. Momentami nawet trochę bardziej niż lekko :-)

W nagrodę są też zjazdy.. niektóre bardzo ostre. Po jednym z nich, krótka przerwa pod sklepem. Kiedy jedni odpoczywają...

Chwila odpoczynku © djk71

... inni jak się dowiadujemy walczą z kapciem. Na szczęście Emilka ma znakomite wsparcie więc my ruszamy dalej spokojni o to, że pozostała ekipa ma GPS-y i wkrótce nas dogoni.

W Węgierskiej Górce fundujemy wszystkim grupom przejazd przez mostek...

Mostek jeszcze niczego nie wróży © djk71

... i podjazd na Trakt Cesarski :-)

Mały podjazd © djk71

Oczywiście kochają nas za to :-)

Trzeba złapać oddech © djk71
Prawie cała grupa © djk71

W Rajczy czas na postój i uzupełnienie kalorii. Niektórzy korzystają z kąpieli.

Kąpiemy się © djk71
Całe mokre © djk71

To dobry pomysł bo... czeka nas długi bardzo długi stromy podjazd. Jeszcze krótki postój pod sklepem gdzie niektórzy na wzmocnienie kupują... śledzie... Cała ekipa zastanawia się jak na to zareaguje organizm, ale... jak potem się okaże... rewolucji nie było...

Za to podjazd na Przełęcz Glinka sprawia, że organizmy szaleją... Nie będę pytał kto nie przeklął na tym odcinku...  ;)
Było ciężko, naprawdę ciężko... Chyba po tym podjeździe w końcu koledzy zaczną nam wierzyć... bo przecież mówiliśmy, że na objazdach trasy było bardzo trudno :-)

Na szczęście na górze czeka na nas nasze wsparcie. Samochody z wodą, bananami... Były potrzebne. Bardzo.
Kiedy docierają już wszyscy ruszamy w dół.

Paweł zastanawia się jak szybko można tu jechać... Sprawdzamy. Rozpędzam się i... kiedy na liczniku jest już chyba 60 km/h czuję, że nie panuję nad rowerem! O ile przednie koło trzyma się się drogi to tylne robi co chce, lata w każdą stronę. Paweł, widząc co się dzieje ucieka na bok, ja patrzę kątem oka, czy nie jedzie jakieś auto i próbuję jakoś się zatrzymać. Po chwili stoję na poboczu.
Dawno się tak nie bałem. Tylko co się stało?
Sprawdzam koło, jest ok. Po chwili wiem. Zapomniałem, że mam bagażnik i założoną na niego torbę. Kiedy ją rano zapinałem zrobiłem to delikatnie mówiąc niezbyt dokładnie. O ile w trakcie zwykłej jazdy nie miało to znaczenia, to kiedy rozkołysałem rower - torba też zaczynała się ruszać. W efekcie przy tej prędkości i dość mocnym kołysaniu roweru - nie nadążała i kiedy rower i koło było pochylone w jedną stronę to torba próbowała je gonić, ale rower już wtedy był pochylony w drugą.... Masakra. Naprawdę się bałem.

Jedziemy dalej. Na Słowacji zaczyna padać. Na szczęście jesteśmy ostatnią grupą i deszcz najbardziej zmoczył wcześniejsze grupy. Nam głównie mokro od wody tryskającej spod kół. Testujemy nowe kurteczki ;-)

Nad tzw. Morzem Orawskim czekają na nas po raz kolejny samochody wsparcia. Potrzebujemy tego. Uzupełniamy płyny, posilamy się, niektórzy łatają dętki, inni podziwiają widoki.

Na zaporze © djk71
Przyczepka się przydała © djk71

Po chwili ruszamy dalej. Przed nami stromy podjazd w Trzcianie. Za nami już trochę podjazdów i 85 km więc niektórym daje w kość. Prowadzą rowery. Rok temu rowery w tym miejscu kleiły się do czegoś co było w miejscu asfaltu...

Co to się tak klei? © djk71

W tym roku na szczęście jest już asfalt. Za chwilę za to piękny zjazd i wjazd na super rowerówkę. Dziś jest pochmurnie więc widoki na Tatry nie są tak piękne jak rok temu, ale i tak jest cudownie...

Piękna ścieżka © djk71

I co z tego, że pada jak jest pięknie © djk71
Kolejny odpoczynek © djk71

Jeszcze ostatnie pit-stopy i po chwili docieramy do Chochołowa. Tu znów czeka na nas wsparcie. Niektórzy się suszą ;-)

Ot taki wieszak © djk71

100 km za nami, jeszcze około 25. Głownie pod górę, ale damy radę :-) Mamy dość już słodkiego więc kiedy na trasie pojawia się bacówka... chyba nikt nie odmawia oscypków :-)

Już prawie w Zakopanem © djk71

Jeszcze kilka podjazdów...

Już prawie na miejscu © djk71

... i super zjazd do Zakopanego.  Kilka minut później jesteśmy w Nosalowym Dworze :-)

Zameldowanie, prysznic i kolacja... a po niej jeszcze krótkie podsumowanie wyjazdu, drobne upominki i.... tort z okazji 5-tego wspólnego dużego wyjazdu.

Piękny tort (i smaczny) © djk71

Gdyby ktoś mi powiedział pięć lat temu, że prawie dziewięćdziesiąt osób z firmy wybierze się na trasę ponad 222 km to... bym go wyśmiał... I chyba nie tylko ja.

Wielkie brawa dla wszystkich, którzy się wkręcili i kręcą nie tylko z nami ale też sami lub w mniejszych grupkach.
Wielkie dzięki dla tych, którzy nas wspierają... dla Zarządu, działu HR, Serwisu, Marketingu i wszystkich innych, którzy pomagają nam zarówno w organizacji takich wyjazdów, jak i potem na trasie, na mecie. Bez Was nie byłoby to takie proste. DZIĘKUJEMY!


EBT Zakopane - dzień pierwszy

Czwartek, 7 czerwca 2018 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Od kilku lat co roku na wyjazd firmowy coraz więcej uczestników dojeżdża rowerami. W ubiegłym roku 32 osoby w pierwszy dzień i ponad 60 w drugi na trasie do Zakopanego wydawały się być maksimum tego co uda się osiągnąć. Myliliśmy się. Ekipa ETISOFT BIKE TEAM nie daje za wygraną i dziś w pierwszym dniu na trasie do Łodygowic stanęło 61 osób, a  na jutrzejszy, dłuższy i trudniejszy odcinek ma dojechać kolejne kilkadziesiąt osób. WARIACI!!!

Ruszamy później niż zwykle bo po godzinie 13-tej. To oznacza, że musimy jechać dobrym tempem, bo przed nami prawie 100 km.

Pamiątkowe zdjęcie.

Coraz nas więcej © djk71

Wcześniej krótka odprawa. I w końcu podzieleni na 4 grupy ruszamy.

Spokojne tempo. Mimo, że chłodniej trochę niż kilka dni temu, to jednak ciepło. Szczególnie to widać na pierwszych podjazdach przed Bujakowem. Dobrze, że tam robimy krótki postój pod sklepem, wszyscy tego potrzebujemy.

Przed nami... dalsza część podjazdu aż pod Górę św. Wawrzyńca. Dajemy radę. Teraz będzie trochę z górki i po płaskim, aż do Pszczyny. Po drodze spotykamy się kilkukrotnie z grupą Amigi. Kiedy dojeżdżamy do Pszczyny Oni siedzą sobie na lodach.

My szybkie zdjęcie...

Obowiązkowo fotka w Pszczynie © djk71

... i długi, a nawet bardzo długi, popas na rynku. Z nudów czytam nawet co jest napisane na studzienkach kanalizacyjnych...

Czasem warto patrzeć pod nogi © djk71

... inni ucinają drzemkę... (choć trzeba uważać, bo straż miejska jeździ i nie pozwala spać).

Tylko poduszki brak © djk71

W końcu ruszamy. Piękną rowerówką nad Zbiornik Goczałkowicki. Tu w tym roku jedziemy nieco inaczej niż poprzednio.

Jest super © djk71

Zjeżdżamy/schodzimy z zapory.

Zjeżdżamy © djk71
I chodzimy © djk71

Choć zajmuje nam to może minutę na dole słyszymy dziwne komentarze kogoś komu spieszyło się w drugą stronę... Ignorujemy go.

Dojeżdżamy do Mazańcowic i... przed nami... podjazdy. Najpierw przed Bielskiem, a potem w samym Bielsku. Na szczęście wszyscy dają radę :-)

Uff, podjazd za nami © djk71

Krótki zjazd i ostatnie 15 km do hotelu w Łodygowicach, gdzie dziś nocujemy. Jakiś kilometr przed metą jednemu z naszych kolegów zajeżdża drogę chłopak na rowerze, w efekcie mamy małą kraksę. Na szczęście kończy się na drobnych ranach i chyba lekkim scentrowaniu koła.

I jesteśmy na mecie © djk71

Chwilę później jesteśmy w komplecie przed hotelem. Teraz czas na kąpiel, kolację i... szybką regenerację przed jutrem.



Wszystko do d... (po szkle)

Wtorek, 5 czerwca 2018 · Komentarze(0)
Szlag by to trafił. Nie dość, że wszystko wokół się sypie, że na nic nie ma czasu... to kiedy w końcu znajduję chwilę żeby choć z grubsza przygotować rower do wyjazdu to.... też kicha. Nic nie działa. Za co się nie wezmę to porażka, a na deser na krótkiej przejażdżce testowej łapię gumę na rowerówce. 500 m od domu... Nawet mi się nie chce tego naprawiać.

Nie lubię tego © djk71

Gdyby nie fakt, że jestem współorganizatorem wyjazdu to pewnie bym został w domu...