Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2014

Dystans całkowity:538.41 km (w terenie 128.00 km; 23.77%)
Czas w ruchu:25:38
Średnia prędkość:21.00 km/h
Maksymalna prędkość:56.01 km/h
Maks. tętno maksymalne:192 (105 %)
Maks. tętno średnie:167 (91 %)
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:38.46 km i 1h 49m
Więcej statystyk

Idzie wojna, czyli lemondki ciąg dalszy

Wtorek, 9 września 2014 · Komentarze(3)
Idzie wojna, czyli lemondki ciąg dalszy

Czuję jeszcze lewą łydkę więc dziś lajtowo (głownie lajtowo) :-)

Najpierw do serwisu żeby zerknęli na napęd. Nie jest dobrze, ale nie jest też zupełnie źle. Zobaczymy. Na razie przed weekendem go nie ruszam.

Potem krążenie po okolicy i ciąg dalszy testowania lemondki. Dziś już pewniej się czułem, nawet na szutrach spoko się jechało. Co więcej każdy powrót do normalnego uchwytu... denerwował mnie. Prędkość od razu spadała i jechało się jakoś tak ociężale...

W Biskupicach rozpędziłem się do 56 km/h. Na podjeździe z Rokitnicy, gdzie zwykle walczyłem, żeby na całym odcinku utrzymać prędkość powyżej 20km/h - dziś jechałem 25-26 km/h.

Jest inaczej ;-) I nawet ze sterownością już nie ma takich problemów, choć wciąż to nie to samo, co normalnie.

Problemem pozostaje miejsce na kierownicy. Nie bardzo mam gdzie zamontować lampki, o mapniku nie wspomnę.

Co do jednej lampki to znalazło się miejsce. Choć póki nie jest założona to wygląda jakbym się zbroił na wypadek wojny :-)

Celownik zamontowany © djk71

Lub wybierał się na polowanie...

Cel przede mną © djk71

Muszę spróbować na jakiejś trasie poza miastem jak się będzie jechało, może uda się zanim oddam sprzęt właścicielowi.


Kadencja: 80

Test lemondki

Niedziela, 7 września 2014 · Komentarze(7)
Test lemondki

Po powrocie z wczorajszej Kaczawskiej Wyrypy wieczorem padłem. Rano też czułem, że wczoraj nie leżałem przed telewizorem :)
Doprowadzam rower to stanu używalności i niespodzianka. Telefon z informacją, że zaraz dostanę do testów lemondkę której wczoraj nie zdążyłem pożyczyć.

Montaż ustrojstwa na kierownicy i pierwsza niespodzianka: brakuje miejsca na inne zabawki. Lampki może i jakoś bym zmieścił, choć nie jestem tego pewien, ale co z mapnikiem? Dobra, to temat na przyszłość, dziś trzeba sprawdzić, czy da się z tym jechać.

Pierwszy kontakt i jest dziwnie. Samo położenie się na niej za pierwszym razem sprawia, że czuję się niepewnie. Potem sterowanie... wąski uchwyt nie pozwala (a może jeszcze nie pozwala) kontrolować toru jazdy tak precyzyjnie jak szeroko rozstawione ramiona. Za każdym razem kiedy kogoś mijam na rowerówce lub gdy wyprzedza mnie samochód przechodzę do standardowej pozycji. Czuję jakiś strach, że nie do końca kontroluję rower.

Z lemondką © djk71


Z każdą kolejną chwilą jest lepiej. Szczególnie czuć to wtedy, gdy czuję potrzebę zmiany przełożenia na lżejsze. Kiedy zamiast tego wyciągam się na lemondce... potrzeba znika, co więcej zaczynam pedałować z większą kadencją. Do tego pozycja jest bardziej aerodynamiczna więc jadę szybciej.

Nie czuję jeszcze wchodzenia w zakręty i dużo gorzej się jedzie po nierównym asfalcie (terenu nie próbowałem). Brakuje mi też łatwego dostępu do hamulców i przerzutek.

Po pierwszym dniu mam mieszane uczucia.

Z pozytywów:
- Wydaje się, że jedzie się szybciej.
- Fajnie że można zmienić pozycję - bardzo mi się podoba taka pochylona, szczególnie, że zwykle jeżdżę mocno wyprostowany (dobrze to widać na zdjęciach ze Śnieżki w relacji albo tutaj. Nawet sobie nie zdawałem sprawy, że tak jeżdżę dopóki nie zobaczyłem zdjęć.

Z negatywów:
- Mam wrażenie, że nie panuję nad rowerem tak jak przy zwykłym uchwycie.
- Brak szybkiego dostępu do hamulców i przerzutek.
- Brak miejsca na kierownicy.

W sumie zobaczymy, może uda się jeszcze zrobić kilka km z lemondką do weekendowego Mordownika.

W Rokitnicy spotykam Jacka, niestety czasu starcza tylko na krótką pogawędkę. W Ptakowicach doganiam Olę i Janusza, z którymi udaje się nawet dojechać wspólnie na Helenkę i chwilę posiedzieć i porozmawiać :) Oby tak było częściej :-)

Kadencja: 80

Kaczawska Wyrypa 2014

Piątek, 5 września 2014 · Komentarze(1)
Kaczawska Wyrypa 2014

Kolejna wyrypa. Tym razem na Pogórzu Kaczawskim, gdzie rok temu doznaliśmy sromotnej porażki. Dziś żeby było trudniej startuję sam, Amiga wciąż leczy rany.

Przyjeżdżam wystarczająco wcześnie żeby przygotować rower, przywitać się ze znajomymi i godzinkę się przespać. Przed nami cała noc jazdy więc krótki sen powinien mi dobrze zrobić, tym bardziej, że wczorajsza noc była o wiele krótsza niż planowałem.
Inni w tym czasie jeszcze się przygotowują :-)

Przed startem © djk71

Budzę się, ubieram i idę na odprawę. Przed nami dwie pętle po ok. 75km w najkrótszych wariantach, jeśli ktoś jednak wybierze warianty asfaltowe to może w sumie zrobić nawet 200km, a może to mieć sens, bo budowniczemu trasy udało się ponoć zakopać nawet motocyklem...

Zaraz odprawa, co im powiemy? © djk71

Dostajemy sporo makulatury: 2 mapy w skali 1: 50 000, każda formatu A3 i do tego opisy z rozświetleniami punktów, czyli... 5 kartek formatu A4. I jak to wszystko zmieścić w mapniku? Niektórzy rozcinają opisy na mniejsze karteczki, ale boję się, że żonglowanie nimi w środku nocy może skończyć się ich pogubieniem.

Pętla wschodnia
Decyduję się zacząć od wschodu, mniej punktów, czyli dłuższe przeloty, do tego po częściowo znanym mi terenie. To chyba lepszy wybór na część nocną. 23:00 - ruszamy. Niektórzy od razu, niektórzy kilka minut później, bo jeszcze nie skończyli planować trasy. Jak zawsze zawodnicy rozjeżdżają się w różne strony.

PK 37 - granica kultur
Najpierw punkt przy drodze, która tak bardzo nas zmyliła w zeszłym roku. Rozpędzam się i nie zauważam strumyka. Kilkaset metrów później zawracam i już go mam. W tym momencie dojeżdżają Asia z Robertem i jeszcze dwójką zawodników. Jeszcze nie wiem, że dziś (i jutro) będziemy się często spotykali na trasie. Wspólnie znajdujemy punkt, niestety bez perforatora. Na dowód bytności tu robimy zdjęcia choć chyba niewiele na nich widać. Na wszelki wypadek informujemy o tym organizatorów.

PK 38 - na skarpie
Moi towarzysze ruszają na południe, ja pamiętając ubiegłoroczny podjazd decyduję się zjechać do Starej Kraśnicy i stamtąd asfaltem dotrzeć do Wojcieszowa, nie jest to może optymalny wariant, ale wydaje się być szybki. Byłby jeszcze szybszy gdyby nie przebudowywany wiadukt i dwa ujadające kundle broniące jedynego przejścia. Na szczęście z budki po chwili wychodzi stróż i udaje się przejechać. Mały podjazd po punkt. Karta podbita. Zjeżdżając spotykam wspomnianą wcześniej czwórkę.

PK 50 - Granica kultur
Z Wojcieszowa do Mysłowa jest skrót, ale droga jest tam chyba terenowa i do tego z podjazdami. Jadę asfaltem. Przed punktem w lesie pełno oczu. Udało mi się dojrzeć tylko chyba lisa. Reszta nie wiem co to było. Punkt podbity.

PK 54 - Skrzyżowanie drogi i strumienia
Banalny punkt. Czas na banana.

PK 57 - Wschodni narożnik ruin muru (bez lampionu tylko perforator)
Droga w terenie w Gorzanowicach pokazuje, że dziś rzeczywiście lepiej jechać asfaltami. Dojeżdżam pod zamek Świny. Jest około drugiej w nocy, a pod zamkiem w furgonetce jakaś para. Ze zdziwieniem dopytują się co ja tu robię. Chcą mi nawet pomóc, ale to chyba nie możliwe :-)

W pierwszym odruchu szukam perforatora na murach zamku. Dopiero po chwili wczytuję się jeszcze raz w opispunktu i przyglądam się rozświetleniu. To mają być ruiny muru, a ich tu nie ma. Dojeżdża Tomalos z Łukaszem, Jarek z Krzyśkiem, chwilę później Robert ze swoją grupą. Czeszemy metr po metrze, drzewo po drzewie i nic. Nie pomaga nawet telefon do organizatora. Decydujemy się zrobić zdjęcie i jechać dalej.

I jak tu na szybko zrobić zdjęcie? © djk71

W międzyczasie dojeżdża Grzesiek narzekając, ze stracił prawie godzinę na jednym z punktów. Jadę dalej.

PK 58 - Skrzyżowanie ogrodzenia pastwiska ze strumieniem
Doganiam Roberta, wyprzedzam ich kiedy zastanawiają którędy pojechać, ale do punktu już docieramy wspólnie. Słychać wspomniane na odprawie byki :-)

PK 56 - Granica kultur
Odjeżdżam ekipie, a przed punktem dogania mnie Grzesiek. Podbijamy punkt i Grześ szybko odjeżdża. Przez chwilę jeszcze widzę jego światełka, ale decyduję się zatrzymać żeby założyć bluzę. Ochłodziło się.

PK 53 - ruiny
Planowałem pojechać na PK 55, ale ścieżka, która powinna być przed strumieniem nie zachęca do jazdy. Decyduję się zaliczyć ten punkt później od południa nadkładając kilka kilometrów. Jadę do ruin. Chyba zaczynam czuć zmęczenie, bo zaczynam ich szukać po prawej stronie brodząc w pokrzywach. Dopiero po chwili dociera do mnie, że to po drugiej stronie. W takich momentach przydaje się jednak obrotowy blat w mapniku. Trzeba o tym pomyśleć. Dojeżdża Grześ, nieco zdziwiony co ja tu robię, ale on zaliczył punkt, który ominąłem.

PK 55 - zakole strumienia
Od tej strony nie ma problemu ze znalezieniem właściwej ścieżki i punktu.

PK 51 - U podstawy skarpy
Mijam Muchówek i widzę przed sobą grupę rowerzystów. Dojeżdżam i to oczywiście moi znajomi :-) Ale nie ma punktu. Gdzie ta skarpa. Nie podoba mi się to, to chyba nie jest właściwe miejsce. W tym momencie słyszę głos Asi, która znalazła punkt. Oczywiście zamiast mierzyć odległość na widok światełek rowerowych pojechałem do nich...

PK 52 - Granica kultur
Dojeżdżamy wspólnie do stawów, potem znów zwlekają więc jadę do przodu. Kierunek dobrze mi znany Muchów :-) Docieram do strumyka i zaczynam poszukiwania. Nie ma. Dogania mnie ekipa i też nic. Dopiero po chwili Asia odrywa lampion po drugiej stronie strumienia. Jakoś byłem przekonany, że będzie po południowej, a nie północnej. Kiedy później na spokojnie przyglądam się rozświetleniu rzeczywiście chyba punkt był w dobrym miejscu.

Świta © djk71

Moi towarzysze odjeżdżają na północ, a ja się zastanawiam czy najpierw zaliczyć 40, czy 39. W końcu też ruszam na północ.

PK 40 - granica kultur
Po chwili mijam ich wracających, coś nie tak z drogą. Ja jednak jadę, rzeczywiście układ dróg nieco inny. Nie zauważam drogi, którą chciałem jechać, zamiast tego ląduję na równoległej docierając do stawów przy których ktoś mieszka w barakowozie. Okazuje się, że nie ma tu przejazdu. Decyduję się wyjechać na północ poza mapę. Wiem, że tam wyjadę w Pomocnem, a potem przez Kodratów dojadę do Rzeszówka. I tak się dzieje. 

I już jasno © djk71

Przed punktem znów spotykam Wspaniałą Czwórkę :-) Tyle, że oni zaliczyli już jeden punkt więcej po drodze.

PK 39 - Połączenie strumieni
Jadę na ostatni punkt w tej pętli. Jest strumyk w Dzięciołowie. Jakoś dziwnie zinterpretowałem rozświetlenie i wbijam się w nieistniejącą ścieżkę. Podrapany i mokry w końcu docieram do drogi i strumienia, który wydaje mi się nie istnieć na mapie. Ruszam wzdłuż niego i trafiam na kolejny i... lampion. Nic mi się nie zgadza. Odległość powrotna do drogi też nie. Jest mniejsza o kilkaset metrów.

Baza - przepak
Dojeżdżając do bazy mijam Bartka, który najpierw robił pętlę zachodnią. Późno, musi być ciężka. Na liczniku mam 111km. Dużo. O wiele za dużo. Jest ósma, czyli połowa czasu. Teoretycznie drugą pętlę powinienem zrobić w całości nawet jeśli nadrobię trochę kilometrów. W dzień powinno być łatwiej.

Zjadam gorący kubek, Uzupełniam bidony, choć tak naprawdę są prawie pełne. To, źle, bo to oznacza, że przez 9 godzin wypiłem niewiele ponad 0,5 litra i zjadłem jeden batonik i jednego banana. Nie daje mi to do myślenia i na przepaku też nic nie piję. Ruszam na drugą pętlę.

Pętla zachodnia

PK 36 - Skrzyżowanie drogi i strumienia
Łatwy, bliski punkt, choć dojazd mocno błotnisty.

Miejscami mokro © djk71


PK 33 - Na szczycie urwiska
Dojeżdżając do Lubiechowej czuję, że opuszczają mnie siły. Mimo, że nie minęło jeszcze pół godziny od mojej wizyty w bazie decyduję się zatrzymać w sklepie i kupić jakąś colę. Niestety sprzedawczyni ma widać w planach spędzić tu cały dzień więc nie spieszy się urządzając sobie pogawędki z klientkami. Odpuszczam.

W kamieniołomie © djk71

Kamieniołom robi wrażenie. Tylko punkt ma być u góry. Porażka. Dojeżdżam do jego końca i wpycham rower nieco do góry. Skoro mam go zostawić idąc na punkt to niech nie leży przynajmniej na widoku. Wspinam się uważając na każdy krok. Ślisko, nie ma gdzie stopy postawić. Mam dość. Wspinaczka to nie moja dziedzina. Odpuszczam punkt. Klnąc idę do roweru. Rzut oka na mapę i przecież punkt ma być na wschodzie, a ja się wspinałem na szczyt kamieniołomu. Kilka kroków na wschód pagórka i... jest punkt. Jestem wściekły na siebie.

PK 31 - Przepust
Zły ruszam dalej. Nagle droga skręca mono w lewo, na południe. Coś nie tak. Patrzę jeszcze raz na mapę i na rozjeździe miałem skręcić w prawo. Tu co prawda jest jakaś dróżka na wprost, ale mocno zarośnięta. Wracam do rozjazdu. Niestety kawałek dalej odbijam za mocno w prawo, już nie pamiętam czemu, czy na wprost nie było ścieżki, czy coś pomyliłem. W efekcie jadę po śladach jakiegoś sprzętu rolniczego po polu.

Przebijam się po ściernisku byle dotrzeć do jakiejś normalnej drogi. Jest las, w końcu jest ścieżka. Już dawno straciłem rachubę kilometrów więc nie wiem gdzie wylądowałem. Próbuję tylko trzymać właściwy kierunek. Ale nie ma już siły jechać. Każda przeszkoda, czy to kałuża, czy gałęzie sprawia, że schodzę  z roweru i go prowadzę. Nie mam siły na walkę. Kiedy nawet jadę to tempo jest 6-10km/h. Już mi się nawet nie chce szukać punktu. Odpuszczam go, chcę do jechać do cywilizacji.

Dojeżdżam do Rząśnika po prawie 100 minutach od poprzedniego punktu i zrobieniu 10km czyli ze średnią 6km/h.

Ruiny pałacu w Rząśniku © djk71

Masakra. Kupuję litr coli, siadam przy stoliku i wypijam ją zagryzając bułką. Chwili zastanowienia się i decyzja. To nie ma sensu. W takim tempie już nie poszaleję. Wracam najkrótszą drogą do bazy.

W Sokołowcu © djk71

Przez chwilę jeszcze ma wrażenie, że cola dała kopa i potrafię jechać szybciej, ale każdy nawet najmniejszy podjazd to znów spadek tempa do 10-11 km/h.

Meta
Dojazd do bazy, rozmowy z organizatorami, mycie roweru i obiadek. Na metę docierają jako pierwsi, robiąc wszystkim niespodziankę Jarek z Krzyśkiem. Brawa dla chłopaków!

Dotarli zwycięzcy TR150 © djk71
Jarek wygląda na zadowolonego © djk71


Idę się chwilę przespać przed podróżą powrotną. Kolejna wyrypa, która mnie pokonała. Albo kolejna impreza, gdzie pokonałem się sam. Szkoda. Grasor niczego mnie nie nauczył...

Kadencja: 75


Przed Kaczawską Wyrypą

Środa, 3 września 2014 · Komentarze(1)
Przed Kaczawską Wyrypą

W piątek w nocy start Kaczawskiej Wyrypy, mam nadzieję, że tym razem będzie lepiej niż w roku ubiegłym. Gorzej chyba już być nie może... Zobaczymy.

Dziś przejażdżka po okolicznych ścieżkach leśnych. Trochę podjazdów, trochę błota i trochę, a nawet sporo ciemności. Szybko się ciemno robi. To samo będzie pewnie weekend tylko razy x...

W sumie mimo, że się starałem trochę zmęczyć to jakoś słabo mi to wyszło, wszystko chyba przez myśli, które cały czas zaprzątają mi głowę... Potrzebuję zmian... Wielu zmian... To chyba jednak ten kryzys....


Kadencja: 79

Da się szybciej :-)

Wtorek, 2 września 2014 · Komentarze(1)
Da się szybciej :-)

W styczniu dwa lata temu testowałem krótką pętlę przez Stolarzowice, Miechowice, Rokitnicę. Czas jazdy 25 minut, testowałem to później, między innymi w marcu tego roku i bez zmian. Zawsze ten sam czas. Dziś kolejny test. Cel - średnia powyżej 30km/h.

Wiem, nie jest wysoka, ale odcinek jest dziwny. Niby po płaskim, z niewielkimi podjazdami, a potrafi zmęczyć. Zobaczymy.

Po krótkiej rozgrzewce ruszam. I jak zwykle od początku ciężko, ale po chwili jest lepiej. Próbuję się pilnować żeby od razu nie przegiąć, ale ciężko mi to idzie. Tuż przed Miechowicami, na zakazie wyprzedzania, jakiś idiota mierzy się z autobusem i... jedzie ze mną na czołówkę. Na szczęście w jedynym miejscu gdzie da się zjechać na pobocze. Szlag by go trafił.
Mijam Miechowice i łapie mnie czerwone światło (tak to jest jak się wybiera dziwne trasy na pętle testowe). Na szczęście stoję góra 10 sekund. Do Rokitnicy początkowo ciężko, potem z górki. Przed pocztą kurier-idiota zajeżdża mi drogę na rowerówce. Kończy się na puknięciu w blachę furgonu, nawet się nie odwracam sprawdzić czy zareagował.

Dojeżdżam do końca i sprawdzenie czasu. Czas 22:44 na 11,51km, czyli... średnia powyżej 30km/h !!! Mimo przeciwności losu udało się :-) Czyli w końcu jakiś postęp jest :-)

Chwila rozjazdu i wracam do domu bo jest zimno. I na tym radość się kończy :-(

Kadencja: 88