Od tygodnia lenistwo. Ale trzeba z tym skończyć... Adaś rzucił pomysł... a ja tradycyjnie to łyknąłem.. No bo to jesienią... Czyli dużo czasu żeby się przygotować... Jak zawsze czasu dużo :-) Jak będzie... Zobaczymy... Jeszcze dużo czasu :-)
Na warsztatach Marcin zagadał czy byśmy nie pobiegali. Możemy. Przyjeżdżam do Gliwic i ruszamy standardowo do lasu. Truchtamy. W pewnym momencie kumpla łapią jakieś skurcze i ostatecznie część drogi maszerujemy prowadząc dyskusje o pracy i nie tylko.
W planach był rower i bieganie. Na prośbę dziecka modyfikuję plany i zostaje tylko czas na jedną aktywność. W dodatku jestem w okolicach siłowni więc idę na bieżnię. Od rana czuję niepokój w plechach i... bolące nogi. Po czym? Po wczorajszych górach i spacerze po mieście? Dziwne. Przecież było lajtowo...
W trakcie rozgrzewki na bieżni próbuję rozruszać plecy. Nie udaje się. Z każdą kolejną minutą gorzej. Boli. Trudno, nie będzie długiego biegu :-(
Zwykle nie mam problemów ze snem. Dziś miałem. Za dużo myśli. W efekcie noc krótka i z wieloma przerwami, choć Garmin nawet mocno nie krzyczał :-)
W drodze na siłownię kilkukrotnie mnie kusiło żeby zawrócić. Nawet kiedy już zaparkowałem przed siłownią myślałem, czy nie odjechać.
W końcu jednak poszedłem. Interwały. Ciężkie. Zbyt ciężkie na dziś ale udało się je zrobić. Czasem dobrze jest mieć plan. A może nie czasem, tylko zawsze... Najlepiej zapisany. Gdziekolwiek... Ja lubię w komputerze. Bez względu na to jak ten komputer wygląda. Czy jest schowany w zegarku, czy jest trochę większy... Jak ten w hotelu w Dreźnie... :-)
W tym roku miałem nie biegać w zawodach. Miał być tylko Cyborg i wirtualnie Wings For Life. Tymczasem był jeszcze Bieg dla WOŚP i dwa starty w Prowokacji. Ekipa firmowa namówiła na start w Biegu Wiosennym.
To mój już chyba piąty start w tym biegu. W zeszłym roku udało się pobiec z czasem 0:57:11. W tym nie ma na to szans. Wg wyliczeń wychodzi mi, że jeśli pobiegnę 1:04:00 to będzie ok.
Na starcie spotykam mnóstwo znajomych. Super :-) Nie z wszystkimi udało się zrobić zdjęcie ale z Agą i Tomkiem zawsze :-)
Wahałem się czy zostać w kurtce, czy pobiec na lekko. W słońcu jest ciepło, gdyby była Anetka to pewnie oddałbym jej kurtkę, a tak biegnę na ciepło :-) Jak się potem okaże wcale tak ciepło nie było.
Początek wspólnie, wśród dłużej grupy biegaczy (1240 osób), trochę rozmów ze znajomymi. Gdy robi się trochę luźniej ekipa mi gdzieś ginie i do końca już prawie biegnę sam. Jakieś 3-4km przed metą wyprzedza mnie Aga i biegnie tak do mety już kilka metrów przede mną.
Kończę z wynikiem 1:03:00, o minutę szybciej niż zakładałem, o sześć minut wolniej niż rok temu. I prawie o sześć kilo więcej. Przypadek? :-)
Dziś miało być dłuższe bieganie. Zimno więc na bieżni. W kinie.
Mimo wolnego tempa biegło się ciężko. Wychodzi długi, ciężki tydzień...
A może to PESEL? A propos wieku...
Miałem dziś dylemat. Serce walczyło, czy oglądać przed telewizorem szczypiornistów Górnika, czy na stadionie dopingować Górnika w klasyku ale... wygryła dusza mówiąc: IDŹ POD PRĄD!!! Wieczorem pojechaliśmy do Katowicach na koncert KSU z okazji ich... 45-lecia!!!
Aż się nie chce wierzyć. Jeszcze niedawno byliśmy, a właściwie mieliśmy być na koncercie z okazji ich 30-lecia w Ustrzykach... Czemu mieliśmy być... poczytajcie na blogu, który prowadzę już od... ponad 15 lat...
A dziś... Trochę nostalgicznie, pogowanie zostawiliśmy młodszym , tym razem...
Dziś na dworze. Krótki ale intensywny trening. Magiczna mila, której nie zauważyłem początku, więc trochę w sumie zbyt wolna. Choć i tak wiele szybsza by nie była. Brak sił.
Tak ciepło, że nie wziąłem czapeczki i... od połowy trasy płakałem. W sumie nie tyle płakałem ile nic nie widziałem. Oczy zalane potem piekły okrutnie.