Ostatnio biegam prawie codziennie. To... niedobrze. Brakuje przerw. Dziś rano po wczorajszym biegu w terenie czuję lekki niepokój w prawej nodze. Gdzieś w okolicy kostki, po wewnętrznej stronie. Mimo to idę na bieżnię.
Żona sugeruje dłuższy dystans, o dziwo w pracy kolega też mi o tym mówi. Tyle, że oboje nie wiedzą o nodze. No dobra, spróbuję. Niestety kiepsko to idzie. I nie chodzi nawet o nogę. Mimo wolnego truchtania czuję zmęczenie. Dwukrotnie się zatrzymuję. Nogę dalej czuję. Próbuję się skupić na Wakacjach Jasia Fasoli, nawet mi się to udaje, ale wciąż nie czuję sił, a noga nie przestaje boleć.
Kończę po 10 km. To chyba nie był dobry pomysł. Chyba czas odpocząć.
Wczoraj udało się pobiegać chwilę na powietrzu. Potem powrót do domu, kąpiel, obiad i pojechaliśmy z żoną do Spodka na koncert Kultu. Powinienem napisać jak było, jak grali... ale nie bardzo wiem co miałbym napisać. To po prostu był Kult!!! Jak zawsze uczciwy koncert (moja żona doliczyła się 48 utworów). Fantastyczne jak zawsze wizualizacje. I ta publiczność. Może nie najmłodsza, ale wiedząca po co, albo dla kogo przyszła. Było fantastycznie. I ten moment kiedy grają Polskę, a wszyscy śpiewają to na stojąco, nawet Ci, którzy jeszcze chwilę wcześniej siedzieli gdzieś tam wysoko na krzesełkach...
Dziś do końca nie wiedziałem jak się dzień ułoży. Miało być w weekend dłuższe wybieganie, niestety dziś też udało się znaleźć tylko godzinkę. Na bieżni. W kinie. I przy zupełnie innych klimatach muzycznych. Dziś była "8 Mila", czyli film bazujący na biografii rapera Eminema. Po ostatnich sesjach edukacyjnych z tego tematu całkiem fajnie się to oglądało. Biegało również :-)
Dziś postanowiłem pobiegać trochę na dworze. W planach było dłużej, ale obowiązki sprawiły, że wystarczyło czasu tylko na godzinkę. I co? Po pierwsze to strasznie zimno!!! Do tego wiatr. No dobra, to nie pogoda była zła to ja się widocznie źle ubrałem. Ale co się dziwić.
Sprawdziłem i okazało się, że od 15 sierpnia biegłem tylko dwa razy!!!
I tak polubionych przeze mnie (choć wielu to dziwi) biegów na bieżni.
Oprócz tego co powyżej to od 15 sierpnia biegłem tylko dwa razy w terenie. I to dosłownie w terenie, po lasach. Po asfalcie ani razu. Dziś był pierwszy raz po ponad 3 miesiącach. Szok.
Dziś popołudniu zaplanowane wyjście ze znajomymi, znajduję tylko chwilę między pracą i spotkaniem i wpadam do najbliższej siłowni. Tym razem też SmartGym, ale w Gliwicach, w miejscu dawnego Fitness24. Nie byłem tu już wieki. Mimo, że szatnie i natryski przeniesiono na piętro to lokal wydaje się być mały. Kiedyś wydawał się większy.
Zakładam słuchawki i ruszam na bieżnię. W uszach brzmi Kult. Kiedy słyszę "Wolność, po co Wam Wolność?" łapię się na tym, że o mało co nie zacząłem śpiewać na głos. Muszę się pilnować. :)
Szybka dycha za mną. Szkoda, że bieżnia nie miała wentylatora. :-(
Ponad godzina przy stole dała mi nieźle w kość. Nie ma jednak lekko, trzeba było choć chwilę pobiegać. Czasu wystarczyło jedynie na pół godziny, ale zdążyłem się spocić.
Kiedy kończymy grę przy stole tenisowym zerkam kontrolnie na rywalizację w Endo i... zamiast dźwigać ciężary idę do kina. Na ekranie stary film Syndneya Pollacka "Havana". Film stary, ale nie widziałem i biegając ogląda się całkiem fajnie. Niestety ze względu na porę nie mogę zobaczyć do końca. Ale biegło się całkiem przyjemnie.
Wczorajszy Kanclerz Półmaraton mnie prawie zabił. Obawiałem się, że dziś się nie ruszę. Ale nie było tak źle. Na wszelki wypadek spakowałem rano rzeczy na siłownię i pojechałem do pracy. Już w aucie żałowałem, że nie wyszedłem pobiegać lub pokręcić o świcie...
Po pracy nie wytrzymałem i wpadłem na chwilę na siłownię. Czterdzieści minut rozbiegania na bieżni wystarczyło żeby się spocić. W drodze do domu koleżanka z teamu rzuciła wariacki pomysł na kwiecień. Muszę się zastanowić. Tylko czasu mało. Do jutra do 20:00. Jest o czym myśleć. Brzmi nierozsądnie więc... kusi :-)
Ja jednak wybieram samotność, a w każdym razie kameralność. Dziś muszę pobiegać, bo koleżanka mocno mi depcze po piętach w rywalizacji na Endomondo. Wchodzę do Cinema Cardio i... na ekranie: "Ścigany". Jak ja :-)
Spokojny bieg. Po chwili dołączają dwie dziewczyny. Na krótko. Jedna chyba zbytnio się zapatrzyła na film i... filmowo zjechała z bieżni... Niestety upadek skończył się chyba kontuzją nadgarstka. :-(