Przed wyjściem wszystkie prognozy wskazują deszcz. Opóźniam wyjście oglądając wywiad z chłopakami, którzy przebiegli 4 pustynie i... wciąż nie pada. Trudno, trzeba wyjść :-)
Rundka po znanych ścieżkach, tylko dziś pusto, nawet nad Chechłem i w Świerklańcu. Z tego powodu decyduję się nawet wjechać na chwilę do parku, choć dawno tu nie byłem.
W Radzionkowie dopada mnie ulewa. Nawet mi bardzo nie przeszkadza, ale szybko mam mokre buty i zaczyna mi być zimno. Mając na uwadze poranny ból gardła decyduję się wrócić do domu. Szkoda ryzykować.
Oczywiście bez problemu wjechałem i bez nich ale dopiero w takich momentach człowiek zdaje sobie sprawę z tego co miał, a co mu odebrano. Tak samo było niedawno z komputerem. Po wymianie płyty głównej przestał działać jeden klawisz - strzałka w prawo. Gdyby wcześniej mnie ktoś spytał jak często go używam, pewnie odpowiedziałbym: czasami. Jeden dzień wystarczył by się okazało, że znacznie częściej niż myślałem. Po pierwsze dlatego, że w trakcie edycji tekstu i pracy w arkuszach klawisz ten się naprawdę przydaje, a po drugie... jestem maniakiem klawiatury, a myszki używam wtedy gdy muszę... Na szczęście kolejna wymiana płyty naprawiła usterkę.
Niezbyt długa przejażdżka, ale mimo dnia wolnego mogłem wyjść na rower dopiero około 15-tej. Najpierw zimno, potem ciemno... Nie lubię...
Kask został na Mazowszu :-( Trochę nieswojo się na początku czuję ale jadę. Pogoda taka, że grzech by było nie pojechać.
Głównie lasami. Fajnie się kręci, choć momentami ścieżek nie widać...
Jak to wygodnie... Mieć wszystko w d... I oczywiście tego nie widzieć... I nie wiedzieć jak bardzo jest to zaraźliwe... I dziwić się, że inni też mają wszystko w d... I jeszcze mieć o to pretensje... I udawać przed innymi, a może i przed samym sobą, że wszystko jest ok.
Do dupy z tym wszystkim... Po co to wszystko? Ile to można ciągnąć... Po co? Bez sensu...
Wyjeżdżam odprowadzić Darka, proponuje kierunek Osiedle Młodego Górnika. Wbijamy się na niebieski szlak rowerowy i... jedziemy nim dalej niż się spodziewałem. Na Zaborzu Amiga łapie gumę. Nie ma czemu się dziwić, drogi pozostawiają wiele do życzenia.
Wciąż nie wiem dla kogo jest ten szlak i czemu pokazuje tym, którzy go przemierzają głównie śmieci leżące wzdłuż trasy...
Po kolejnych kilku kilometrach żegnamy się i dalej jadę sam. Nic się nie zmienia. Szlak dalej wzdłuż śmietników, a ja wciąż nie potrafię wejść na odpowiedni puls. Efekt wczorajszego meczu? Pewnie tak ;-(
Po dwóch godzinach czuję zmęczenie. Jakoś dojeżdżam do domu, ale nie tak to miało wyglądać. Ten szlak też nie tak powinien wyglądać.
Na deser z bardzo pełnymi brzuchami rundka do Zabrza. Igor chce podjechać na stadion Górnika. Po drodze zaliczamy stadion Sparty w Mikulczycach, gdzie akurat mecz zaczynały drużyny żeńskie.
Harpagan się zbliża więc krótkie spotkanie organizacyjne z Jackiem. W jedną stronę asfaltem, powrót lasem, ciemno, ale Amiga tak chciał ;-) I tak czułem się bezpieczniej niż na drodze...
Wchodząc do windy w Miechowicach, jedna z mieszkanek bloku od razu zagadała: Pan do Jacka? :-)