Wpisy archiwalne w kategorii

zachodniopomorskie

Dystans całkowity:1163.63 km (w terenie 316.00 km; 27.16%)
Czas w ruchu:87:10
Średnia prędkość:13.35 km/h
Maksymalna prędkość:43.38 km/h
Suma podjazdów:606 m
Maks. tętno maksymalne:194 (98 %)
Maks. tętno średnie:182 (89 %)
Suma kalorii:14683 kcal
Liczba aktywności:35
Średnio na aktywność:33.25 km i 2h 29m
Więcej statystyk

Zmęczony urlopem

Środa, 29 czerwca 2011 · Komentarze(4)
Zmęczony urlopem
Po Grassorze przerwa. Czuję niektóre mięśnie. Szczególnie kiedy siadam na rowerek wodny. Siodełko za nisko, nie ma przerzutek… ;-) Nie bardzo wiedziałem wczoraj czy miałem zrobić wpis, czy nie. W końcu rower, w końcu się przemieszczałem ( nie tak jak na trenażerze) więc… nie wpisałem…

Też rower ;-) © djk71


Dziś za to rowerami jedziemy do parku linowego. Ponoć jednego z największych w Polsce. Ponad 1km tras. Jedziemy przez Przesmyk Śmierci. Dużo tu pamiątek z wojny :( Odpoczywamy chwilę nad jeziorkiem...

Lubię ten klimat © djk71


… obserwując przyrodę…

Ważka © djk71

W końcu park.

Moja małżonka zostaje na dole, a my z chłopakami do góry…

Są emocje…

Dam radę © djk71


Jest radość….

Dałem radę :-) © djk71


Czasem trudno…

Chwieje się © djk71


Ale się udaje…

Do nieba © djk71


Nie wiedziałem, że umiem jeździć na deskorolce… i to w powietrzu…

Na deskorolce w powietrzu © djk71


Co prawda nie tak dobrze jak Wiku.… :)

Ucekła mi deskorolka © djk71


Powrót przez Ostrowiec, gdzie wcinamy pierogi.

Słońce, las, piach i wcześniejszy wysiłek dają się we znaki. Tempo zabójcze, średnia niewiele ponad 12km/h.


Mimo iż fajnie spędzony dzień, jestem zmęczony. Trudno się wypoczywa kiedy co chwilę (jak tylko jest zasięg) dzwonią telefony, jak w skrzynce mailowej gromadzą się sprawy do załatwienia, jak wokół… Zaczynam być zmęczony… urlopem… Bardzo zmęczony...

40-te urodziny i Grassor 2011

Sobota, 25 czerwca 2011 · Komentarze(24)
40-te urodziny i Grassor 2011

Większość normalnych ludzi imprezy takie jak czterdzieste urodziny obchodzi hucznie w rodzinnym towarzystwie. Ja… nie… Tzn. z najbliższą rodzinką ale rowerowo. I to "na maksa" rowerowo bo… na Grassorze - czyli ok. 300km w 24h z mapą w ręku. Jadę do bazy żeby dokonać reszty procedur rejestracyjnych, a Monika do wczorajszej knajpki zamówić coś konkretnego do zjedzenia. Reszta rejestracji to otrzymanie karty startowej i trochę za małego dla niej woreczka. Koszulki będą potem. Ok. jadę na wczesny obiad i na dzień dobry niespodzianka… urodzinowy tort :-)

Urodzinowy "tort" © djk71


Jemy i wracamy akurat na odprawę techniczną. Wczoraj dyskutowaliśmy czy na imprezie się lampiony, czy tylko kartki na drzewach.

Dziś dowiadujemy się od organizatora, że na punktach są lampiony, a lampion wygląda tak… mówi Daniel pokazując na kartkę papieru ;-)

Dostajemy mapy, na których zaznaczone są tylko 4 z 20 punktów, o lokalizacji pozostałych dowiemy się w trakcie odkrywania kolejnych punktów.

Chwila zastanowienia się i decydujemy się zacząć od PK9 - fundamentu wieży. Wydaje nam się, że już bardziej na zachód nie będzie punktów, a za to odkryją nam się kolejne. Po chwili na trasie spotykamy Pawła Brudło i Grzegorza Liszkę, czyli czołówkę zawodników startujących w maratonach na orientację. To utwierdza nas w przekonaniu, że wybraliśmy dobry wariant. Później jeszcze spotykamy się z nimi kilkukrotnie na trasie.

W drodze do punktu jedno małe potknięcie… skręcamy przed mostkiem zamiast za i nadrabiamy 2km. Dojeżdżamy w okolice punktu, chwila poszukiwań i obecność innych zawodników na punkcie pozwala nam go łatwo zlokalizować.

Przerysować punkty... © djk71


Lampion? © djk71


Jest 12:45. 45 minut od startu - jest dobrze. Dowiadujemy się gdzie są punkty 5, 6 i 10.

Jedziemy na PK6 - Wiadukt, na dole na skarpie ok. 20m na W. Jedziemy asfaltem przez Walcz. Szkoda, że nie ma czasu na dokładniejsze zobaczenie miasta. Może następnym razem. Bez problemu znajdujemy punkt. Chwilę wcześniej Monika zalicza glebę na piachu ale na szczęście bez większych obrażeń.

Na punkcie jesteśmy o 13:32, 47 minut od poprzedniego. Nieźle. W takim tempie… oczywiście wiemy że później będzie gorzej, ciemniej, zimniej… Dowiadujemy się gdzie jest PK2.

Tymczasem ruszamy na PK5 - Przepust na dole nasypu, ok. 30m na SE. Dobrze nam się jedzie więc bez kombinacji asfaltem… Nasyp odnajdujemy bez problemu. Punktu chwilę szukamy brodząc w pokrzywach. Po chwili jest.

Więc tu jesteś... © djk71


To już trzeci - jest 14:40, 1:08 od punktu poprzedniego, ale to wciąż dobrze.

W drodze na PK2 - skrzyżowanie dróg, drzewo na NE - zatrzymujemy się na chwilę przy sklepie uzupełnić napoje i zjeść coś, mam ochotę na drożdżówkę.

Jedziemy przez Różewo i Skrzatusz. Docieramy do skrzyżowania ale od obecnych tam zawodników, że punktu nie ma. Z naszych wyliczeń wynika, że skrzyżowanie powinno być 200m dalej. Jedziemy. Po chwili jeden z kolegów woła, że jest. Tam gdzie miał być - 15:49, 1:09 od wcześniejszego punktu. Dobrze, cztery punkty i średnio niecała godzina na punkt.

Z "dwójki" decydujemy się zjechać do drogi niebieskim szlakiem. Niestety po chwili znikają oznaczenia szlaku i lądujemy w zbożu.

Przedzieramy się prowadząc rowery. Co ciekawe po chwili znów widzimy oznakowanie szlaku. Ciekawe. Chyba nikt prócz nas i może jeszcze kilku zawodników tym szlakiem w tym roku (a może i w w latach poprzednich) nie szedł…

Niebieskim szlakiem © djk71


Monika gubi na szlaku okulary. Na szczęście nie korekcyjne. Pięknie tu, chwila odpoczynku i jedziemy dalej.

Piękna nasza Polska... © djk71


W drodze na PK8 - jar - łapie nas ulewa ale nie chce nam się ubierać, widać, ze to przejściowe wiec zdążymy wyschnąć. Jar jest długi, szukamy punktu z jeszcze jednym zawodnikiem. Kiedy już wydaje nam się, że coś jest nie tak pada okrzyk: Jest! Dobrze, bo jeszcze chwila i zaczęlibyśmy się zastanawiać czy na pewno jesteśmy w dobrym miejscu.

Tu już da się przejść... © djk71


17:22 - 1:33 od poprzedniego punktu, średni czas na zdobycie punktu - 1:04. Wciąż dobrze, choć tu straciliśmy trochę czasu na chodzenie. Dowiadujemy się gdzie jest PK1 i PK4.

Jedziemy na PK1 - skraj lasu. Po drodze decydujemy się uzupełnić zapasy na stacji benzynowej w Starej Łubiance. Mam ochotę na coś ciepłego. W pobliskim barze zamawiam hot-doga i barszcz z krokietem. Mam nadzieję, że nie spowoduje to żadnych komplikacji żołądkowych, ale potrzebuję czegoś ciepłego. Trochę za dużo czasu nam tu schodzi ale odpoczynku chyba też potrzebowaliśmy.

Czas coś zjeść... © djk71


Kompas i linijka doprowadzają nas do PK1. Teraz wystarczy zejść w dół i powinien być punkt. W tym samym momencie właśnie stamtąd dopiero słyszymy: Tu! Właśnie z tego miejsca :) O.. Gdzieś już widzieliśmy kolegę ;-)

19:14 - 1:52 od poprzedniego punktu (bar!!!), średnio 1:12 punkt. Pomimo przerwy na jedzenie wciąż jest dobrze. Powyżej oczekiwań.

Jedziemy na PK4 - wysadzony most kolejowy, zachodni przyczółek, na dole. Krajówka ale zbyt dużego ruchu nie ma. Kiedy zastanawiamy się, czy to na pewno ścieżka w którą mieliśmy wjechać, wyjeżdża kolega, z którym się ostatnio cały czas mijamy. "Tędy!" woła i jedziemy. Szybko odnajdujemy nasyp i szukamy wysadzonego mostu. Tylko jak on wygląda i ile po nim pozostało? Nie ma. W pewnym momencie Kosma woła, że jesteśmy (tu pada niecenzuralne słowo)… bo nasyp to jest to po czym jechaliśmy poprzednio, a to jest wał.

Ok, wracamy i szukamy mostu, nie ma ;-( Jeszcze raz, jest coś co kiedyś mogło być mostem ale punktu nie ma. Coś jest nie tak.

Jeszcze raz rzut oka na mapę, na teren. Nie, no oczywiście na początku szukaliśmy dobrze, tylko most jest pewnie dalej. Jest. Nawet widoczny.

Wysadzony most © djk71


Ktoś urwał perforator © djk71


Tylko czemu nie użyliśmy tu linijki? Zmęczenie?

Masa czasu zmarnowana. 21:12, 1:58 od ostatniego punktu - koszmar. Jesteśmy na trasie już 9 godzin i 12 minut. Mamy odnalezionych 7 punktów - średnio na punkt 1:18, w tym tempie powinniśmy odnaleźć 18 PK. Jesteśmy realistami i wiemy, że w nocy tak nie będzie. 14-15 byłoby OK.

Jedziemy na PK3 - Ruiny młyna, na dole między jazem, a elektrownią. Punkt wydaje się być prosty do odnalezienia. Na stacji w Ptuszy przekraczamy tory, chwilę szukamy ścieżki, zakładamy czołówki i jedziemy. Docieramy do mostka. Punkt powinien być gdzieś w pobliżu.

Wokół rzeki szeroki pas mokradeł i mgła. Ciemno. Próbujemy z kilku stron i nie ma. Krążymy w kółko. Znów coś jest nie tak. Z oporami ale zgadzam się na propozycję wyjazdu na DK22 i ponowną próbę ataku na punkt z innej strony. Jedziemy strasznie długo, zbyt długo. W końcu asfalt. Zimno. Szukamy jakiegoś punktu odniesienia. Nic nam nie pasuje. W realu o wiele więcej ścieżek niż na mapie. Jedziemy do Prąd i spróbujemy odmierzyć właściwą odległość. Jest most.

Wracamy. Monika się trzęsie z zimna. Nie mamy nic więcej do ubrania. Nie ma sensu w takim stanie jechać dalej. Jest 0:48. Ponad 3,5h od poprzednio odnalezionego punktu. Decydujemy się przespać chwilę i ogrzać. Jedziemy w stronę Szwecji. 1:30 kładziemy się na chwilę. Wstajemy kiedy jest już zbyt jasno.

Ruszamy w stronę PK10 - pomnika. Lasami, co chwilę mijając tabliczki TEREN WOJSKOWY - WSTĘP WZBRONIONY. Ciekawe czy prędzej nas zatrzymają czy zastrzelą. Do punktu docieramy o 4:48, czyli 7:36 minut od poprzedniego punktu. Średni czas zdobycia punktu wzrasta z 1:18 do 2:06. :-( Już nie jest dobrze.

O świcie przy pomniku © djk71


Dowiadujemy się gdzie jest PK13 - Ruiny mostka, słup pod spodem.

Ruszamy w tamtym kierunku. Jedzie się długo. Chyba czujemy zmęczenie. Posilamy się, w ruch idzie jakiś napój energetyczny.

Dojeżdżamy do punktu. Jest zniszczony mostek. Po raz pierwszy Monika mówi żebym dał karty, teraz ona podbije. Zgadzam się. Okazuje się to być dobrą decyzją. :-)

Zaraz dojdę... © djk71


Wychodząc z wody o mało co nie rozdeptuje pajączka :-)

Pajączek © djk71


Jest 6:42, 1:54 od pomnika, było daleko. Czasu coraz mniej. Dostajemy info o PK15 i PK16. PK16 za daleko więc ruszamy do PK15 - Skrtaj lasu, ok. 5m na N od drogi.

Dalej nie jadę... © djk71


Znów tereny wojskowe i zakazy :-) Docieramy do Starowic. Dyskutujemy czy skręcamy w prawo czy w lewo. Okazuje się, że na mapach zaznaczyliśmy inne warianty drogi. Ostatecznie licho nas kusi i… jedziemy prosto. Szlag by to trafił. Jak można było pojechać drogą, która na mapie nie wiedzie do celu. Nie wiemy gdzie wylądowaliśmy. Nic nam nie pasuje. W końcu zakładamy że jesteśmy w
dobrym miejscu i szukamy punktu. Długo, na dużym obszarze. Nie ma. Po prostu nie ma. Jesteśmy wściekli. Chyba najbardziej ja, za wybór drogi, którą tu dotarliśmy. Co gorsza nie mamy pewności, że szukamy w dobrym miejscu. Wracamy do drogi próbujemy raz jeszcze.

To nie są bociany © djk71


Niestety dojazd do drogi też na azymut i zajmuje sporo czasu. Nie ma czasu na ponowny atak. Tak teraz myślę, że nie znaleźliśmy tego punktu, bo nie wiedzieliśmy co to jest "skrtaj lasu" ;-)

Trudno, już nic nie zrobimy. Wracamy na metę zaliczając po drodze PK7 - bunkier do przechowywania głowic atomowych, na górze przy pł. wejściu. Punkt odnaleziony szybko dzięki obecności tam innych zawodników, którzy chwilę wcześniej zostali w pobliżu zatrzymani przez ochronę. W końcu to tereny wojskowe :-) Jest 10:18, 3:36 od mostka :-(

Punkt jest na bunkrze © djk71


Ile punktów... tylko czasu brak... © djk71


Pędzimy do mety. Co ciekawe wciąż mamy siły, tylko znów nam brakło czasu. Szkoda. Jestem zły. Mogło być inaczej. Znów błędy w organizacji, w nawigacji. I co z tego, że uczymy się na błędach jak wciąż popełniamy nowe, często dużo banalniejsze niż te kiedyś.

Na miejscu posiłek i czekanie na wyniki. Są. Na trasie rowerowej wystartowało 28 osób na dystansie 300km i 5 na trasie 150km.

Jesteśmy z Moniką na 23 miejscu, 10/20punktów, 265km (odliczając dojazd do/z bazy na samej trasie 239km) w czasie 22:55h (czystej jazdy na trasie 13:30h). Wśród kobiet Monika jest 4/4, gdyby zdobyła jeden punkt więcej byłaby trzecia, a ja 20/24. Słabo :-(

Fajnie, że pojechaliśmy.
Fajnie, że dojechaliśmy.
Fajnie, że to mój nowy rekord dystansu, choć szkoda, że nie było trzysetki ;-)
Fajnie, że…
Szkoda, że nie było 300km
Szkoda, że tak mało punktów odnalezionych
Szkoda, że w taki sposób…
Szkoda, że organizacja imprezy nie była taka jak np. Bike Orient, bo ta impreza zasługuje na to…
Szkoda, że…

Dzięki wszystkim za życzenia urodzinowe i przepraszam jeśli nie odbierałem telefonu w trakcie maratonu :)

QQRYQ i Szwecja

Piątek, 24 czerwca 2011 · Komentarze(6)
QQRYQ i Szwecja

Kiedyś ukazywał się punkowy zin o nazwie QQRYQ, kto go dziś jeszcze pamięta… :-) Dziś… lądujemy w KUKURYKU, małym pensjonacie w Zdbicach, małej wiosce położonej nieopodal Szwecji.

Szwecja :) © djk71


Szwecji koło.. Wałcza. :-) To tu jutro po raz pierwszy wystartujemy z Kosmą w Grassorze, kolejnym maratonie na orientację. Tymczasem jednak rozpakowujemy się i jedziemy coś zjeść oraz zarejestrować się w biurze zawodów.

Obiadek pyszny, czas na rejestrację. No to za dużo powiedziane… dostajemy numerek i reszta jutro… Ciekawe czy dziurki w numerku również :-) Czas się wyspać bo ostatnio z tym kiepsko.

Jadąc tutaj mieliśmy okazję zobaczyć… BIFURKACJĘ :-)

Bifurkacja czy skrzyżowanie? © djk71


Co to jest bifurkacja? © djk71

Pożegnanie z morzem

Czwartek, 26 sierpnia 2010 · Komentarze(10)
Pożegnanie z morzem
No i przyszedł czas na zakończenie krótkiej wizyty nad morzem. Wizyty pierwszej od kilkunastu lat. Dawno tu nie byłem i jakoś specjalnie mnie nie ciągnęło. Nie lubię bezczynnego wylegiwania się na plażach. Nie lubię tłumów ludzi. Nie lubię wszechobecnych sprzedawców byle-czego. Nie lubię słońca (w nadmiarze). A pływanie w morzu może i jest możliwe ale dla mnie to męczarnia, a nie przyjemność.

Obiecałem jednak dzieciom i żonie, że w tym roku tu przyjedziemy i przyjechaliśmy. Co prawda na krócej niż planowaliśmy ale jednak. I co? Tłumy ludzi tak jak się spodziewałem, choć ponoć i tak już nie tak wielkie jak jeszcze 2-3 tygodnie temu. Makabryczne ceny wszystkiego, zwiększające się z każdym krokiem w stronę morza lub jakiejkolwiek niby-atrakcji.

Okazało się jednak, że było lepiej niż się spodziewałem. Znaleźliśmy kilka ciekawych miejsc gdzie było mniej ludzi niż na latarni, czy molo. Pogoda sprawiła, że nie było okazji do leżenia plackiem. I znalazło się kilka szlaków rowerowych gdzie prawie nie było ludzi.

Niestety wysokich cen nie uniknęliśmy, a dzieci chciały wszystko ;-)

Wczorajszy sztorm skutecznie zniechęcił nas do jazdy na rowerze. Zwiedziliśmy za to Kołobrzeg. Dzieci były zachwycone Muzeum Oręża Polskiego.

Niektóre eksponaty rzeczywiście wyglądają na dawno nie używane.

Nasza armia dawno nie ćwiczyła... © djk71


Dziś za to udało się pojechać na latarnię w Niechorzu i powłóczyć trochę po okolicy.

Graffiti w Niechorzu © djk71


Tempo bardzo spacerowe ale to chyba nastrój związany ze zbliżającym się wyjazdem. W sumie to było... całkiem fajnie. I może jeszcze tu wrócimy...

Idealne miejsce dla rowerzystów? © djk71


Tylko nie mówcie tego mojej rodzince... Bo udawałem, że mi się nie podoba i straszne się męczę... ;)

O poranku nad morzem

Wtorek, 24 sierpnia 2010 · Komentarze(7)
O poranku nad morzem

Pierwszy raz z rowerem nad morzem. Wczoraj zaprawa piesza, a dziś pobudka o piątej i w drogę zanim reszta szarańczy się obudzi. Jak najciszej pytam śpiącą żonę, czy też jedzie i… mówi, że tak. Szok. Szybko się ubieramy i ruszamy na przejażdżkę. Wczoraj udało nam się zdobyć atlas szlak rowerowych gminy Rewal więc planowanie trasy proste i szybkie.

Wybór pada na szlak "Leśnym duktem".

Po drodze zaglądamy na plażę. O tej porze jest tu puściutko. Sympatycznie. Dziś większa fala niż wczoraj. Niestety wschód słońca z tego miejsca słabo widoczny.

Wschód słońca w Pogorzelicy © djk71


Ruszamy lasem. Sympatycznie. W pewnym momencie wyjeżdżamy na tereny wojskowe. Wojska ponoć już tu nie ma ale szlak i tak odbija w prawo.

WP w Pogorzelicy © djk71


Po drodze mijamy bagna i zarastające jezioro Konarzewo.

Jezioro Konarzewo © djk71


Dojeżdżamy do stacji kolejki. Zdjęcie przy kutrze, który stoi na lądzie i… zamiast wracać do dzieci wybieramy jeszcze szlak wokół Jeziora Liwia Łuża.

kuter na stacji kolejowej? © djk71


Nie wiem czemu ale lubię widok wiatraków.

Ktoś coś kręci © djk71


Dziwnie tu na nas patrzą.

Czego się gapisz? © djk71


Tu więcej miłych dla oka widoczków.

Jezioro Liwia Łuża © djk71


I widać latarnię w Niechorzu...

Latarnia w Niechorzu © djk71


Tylko nie wiem czemu żona chce mnie bić…

Żona mnie bije © djk71



Lądujemy w Niechorzu ale zamiast drogi przez centrum kontynuujemy trasę zielonym szlakiem.

Anetka twierdzi, że wlokę się jak ślimak…

Ślimak, slimak pokaż rogi © djk71


… i chce wracać pociągiem.

A może koleją? © djk71


Ale w końcu udaje mi się ją namówić na dokończenie wycieczki rowerem.

Objechaliśmy jeziorko dookoła niestety przez cały czas nie było okazji do zbliżenia się do wody. Ale przecież chcieliśmy pojeździć, a nie popływać.

8:30. Można zaczynać dzień. :-)