Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2008

Dystans całkowity:563.80 km (w terenie 101.00 km; 17.91%)
Czas w ruchu:33:00
Średnia prędkość:17.08 km/h
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:37.59 km i 2h 12m
Więcej statystyk

Setka w terenie

Niedziela, 10 lutego 2008 · Komentarze(14)
Setka w terenie

Pierwsza setka w lutym, pierwsza setka w tym roku, pierwsza setka w moim życiu.
I skłamałem. Nie do końca w terenie. Zgubiłem się w liczeniu i nie wiem ile przejechaliśmy w terenie. Myślę, że mogło być około 40-50 km, wpisałem 45 ale po powrocie wyglądałem i czułem się jakby cały dystans był w terenie. Ale od początku.

Skorzystałem z zaproszenia Janka i wybrałem się z nim i jego znajomymi na przejażdżkę. 9:30 na dworze dziwny ziąb ruszam do Zabrza, a potem na miejsce zbiórki pod kopalnią Makoszowy (obecnie Sośnica Makoszowy). Przyjeżdżam trochę wcześniej więc jadę zobaczyć co słychać w budynku gdzie niegdyś była szkoła, w której pracowałem. Nie potrafię jej odnaleźć, czyżby zburzyli? Wracam i…. jest - tylko nie ma bramy wjazdowej, już wiem, przebudowali drogę i zbudowali wiadukt nad autostradą A4 i obecnie droga jest na wysokości dachu byłej szkoły. Dlatego jej nie zauważyłem. Wracam na miejsce zbiórki. Po chwili przyjeżdża Janek i pozostali bikerzy. Ruszamy w ósemkę, ale po chwili dołącza do nas jeszcze dwójka. Silna ekipa. Jedziemy do ruin zamku w Chudowie.



Następnym razem więcej zdjęć, w grupie jednak zdjęcia się robi ciężko.

Krótki postój, oceniamy postępy w budowie restauracji stawianej na miejscu dawnej restauracji browaru. Ciekawe kiedy skończą, browaru pewnie nie będzie.



Ruszamy dalej do Orzesza. Od tej pory przestaję rejestrować gdzie i którędy jedziemy, na szczęście trzymamy się razem. Jeszcze. Jeszcze, bo kawałek dalej po przebrnięciu przez niezłe błotko dowiadujemy się, że jeden z kolegów ma awarię, prawdopodobnie zgiął hak przerzutki. Jednocześnie dwóch kolegów zawraca, bo musi wcześniej być w domu. Pechowiec radzi sobie z awarią i rusza za nami. Walczymy z błotem by dotrzeć do Orzesza, padają podziękowania dla Janka za trasę :-). Jak się później okazuje nie pierwsze tego dnia. Docieram do Orzesza gdzie czeka na nas (niestety w samochodzie) Slavo i Dominiol. Dziwny opłotkami prowadzą nas do knajpy i tak traci się ciągnący za nami pechowiec (na szczęście ponoć, to była jego decyzja).
Chwila przerwy na dyskusje o czerwcowym wyjeździe do Austrii.
Żegamy gospodarzy i ruszamy dalej do… Paprocan. Niestety znów wędrówki bo błocie (oj Janek!). Chwila przerwy w Gostyniu (chyba) przy pomniku poświęconemu żołnierzom, którzy walczyli tu i polegli w pierwszych dniach września 1939 i dalej w drogę.



W okolicy Paprocan mnóstwo ścieżek rowerowych. W lecie muszą tu być tłumy, bo dziś też nie było pusto.
Chwila przerwy na zdjęcia i wracamy, bo w planach był i tak wcześniejszy postój.



Szybka decyzja i jedziemy na skróty…. przez las i oczywiście błoto. Jako, że to skrót to będziemy później w domu.
Oj, zaczynam czuć zmęczenie. No cóż, takiego dystansu jeszcze nie jechałem. Postój w knajpce, wbrew zasadom szybkie piwko i w drogę. Przez las oczywiście :-) Na 85km dopada mnie kryzys. Zatrzymuję się ale po chwili ruszam dalej i… asfalt :-). Mikołów, piękny rynek ale zamiast aparatu fotograficznego wyciągam telefon żeby powiadomić żonę, że jeszcze sporo przede mną. Jestem już tak zmęczony, że nie chce mi się robić zdjęć. Dalej asfalt :-). Jest lepiej. Przez chwilę :( Janek (no bo kto inny) proponuje skrót. Którędy? Sami zgadnijcie :-) W tym momencie odłącza się od nas parka, bo koleżanka ma już dość lasu. Ja dalej walczę, ciężko. Do tego przerzutki znów zaczynają szaleć momentami i coś skrzypi.
Jedziemy przez las, potem chyba jakieś hałdy i… podjazd. Odpadam. Wprowadzam rower na górę. Na szczęście czekają na mnie. Dzięki Panowie za cierpliwość. Jeszcze ponoć kawałek i… znikają mi z oczu. O, żesz… jaki zjazd ze skarpy. Jest mi wszystko jedno. Bez przygód jestem na dole i…. asfalt!!!
Już blisko, przecinamy autostradę i lądujemy w Zabrzu Kończycach. Żegnamy się z częścią i resztką sił jadę z dwoma kolegami dalej. Po chwili oni również odbijają do domu a ja ruszam samotnie. W centrum postój. McDrive – kanapka i cola. Muszę bo padam. Po konsumpcji, resztkami sił docieram do domu.
118,55 km.

Padnięty, ale szczęśliwy. Janek pokazał mi gdzie jest moje miejsce i ile jeszcze mam do zrobienia. I dobrze. Ciekawe jak będę się czuł jutro.

Dziękuję za wsparcie jednemu z kolegów, który podtrzymywał mnie na duchu i dopingował. Dziękuję wszystkim za towarzystwo i cierpliwość dla nowicjusza.

Dziękuję też za pokaz upadków z SPD ;-) Dobrze, że nikomu się nic nie stało.

Fajnie było ;-)

TRASA:
Makoszowy-Paniówki-Chudów-Ornontowice-Jaśkowice-Orzesze-Gostyń-Paprocany-Żwaków-Wilkowyje-Mikołów-Śmiłowice-Halemba-Makoszowy

Zabrzańskie klimaty

Sobota, 9 lutego 2008 · Komentarze(11)
Zabrzańskie klimaty

Po krótkiej przerwie spowodowanej przeglądem roweru w serwisie, a potem walką z hamulcami dziś znów na rowerek. Niestety na krótko. Więc w ramach testowania roweru rundka po Zabrzu.

Najpierw przez Rokitnicę do Biskupic. Jakaś spacerowa uliczka osłonięta drzewami po lewej. Skręcam. Ciekawe dokąd prowadzi i skąd się tu wzięła. Wow. Po lewej zbiornik wodny pełen ptactwa i - jak można przeczytać na postawionych tablicach - ryb. Tych drugich jednak nie widać, za to pierwszych mnóstwo.



Kaczki, na przemian biegające po cienkim lodzie i pływające tam gdzie ich starsi bracia wyrąbali przeręble.



Ogólnie witają mnie z otwartymi ramionami (skrzydłami).



Nagle szok... dwie kaczki, ale nie, spoko, na szczęście nie bliźniaczki :-)



Dobra, w drogę.
Włóczę się trochę po Biskupicach, nie przepadam za tymi okolicami (nie jest tam najbezpieczniej) ale dziś mi się podoba. Ciekawa zabudowa, ciekawe zakamarki ale na zdjęcia przyjadę innym razem.

Dalej do centrum, niespodziewanie nowy rekord prędkości 47,65 km/h
I po chwili Centrum Handlowe Platan. Jeszcze nie tak dawno była tu Huta Zabrze. Dziś wielu budynków już nie ma. Szczerze mówiąc myślałem, że huta zupełnie przestała działać, ale reklama, która jakiś czas temu pojawiła się na jednym z budynków wzbudziła we mnie pewne wątpliwości, czy na pewno huta już nie działa.



Kawałek dalej wieża ciśnień. Schowana, wiele osób nawet nie wie, że ona istnieje. O ile dobrze doczytałem to jedna z najstarszych w naszym województwie. Zniszczona, mam nadzieję, że nie podzieli losu innej, którą ze względu na stan techniczny trzeba było rok, czy dwa lata temu zburzyć.





Jeszcze szybkie zdjęcie hasła pozostałego z poprzedniej epoki - jak zauważyła kiedyś kuzynka - z błędem ortograficznym.



Pełne podziwu spojrzenie na innego rowerzystę (z kulami na plecach ale na rowerze)



Mija mnie ochroniarz. Teren nie jest ogrodzony, oznaczony więc pstrykam sobie dalej. Widzę, że spogląda na mnie z ciekawością, chyba mu się to nie podoba, ale nie bardzo wie co robić.
Chowam aparat i jadę dalej jakąś dziwną drogą prowadzącą w głąb terenów byłej huty.

Po drodze głaz z datą sprzed 101 lat – nie ma pojęcia co może upamiętniać.



Dojeżdżam do ogrodzenia, gdzie z daleka wychodzi kolejny ochroniarz. Sympatyczny, dużo starszy od tego wcześniejszego. Ucinamy sobie pogawędkę o życiu, Zabrzu, hucie. Okazuje się, że huta ma się całkiem nieźle w prywatnych rękach i działa. W ograniczonym zakresie, ale funkcjonuje. Nie do końca była w stanie wyjaśnić mi status terenu, na którym jestem, bo nie jest ogrodzony, nie ma żadnych znaków ale oni go pilnują – dyrekcja kazała. Żegnam się i mało nie rozjeżdżam ochroniarza, którego spotkałem wcześniej. Chce wiedzieć co tu robię i informuje mnie (z jakimś takim strachem – nie wiem czy boi się mnie, czy swoich zleceniodawców), że tu nie można… Wyjaśniam mu, że dopóki nie będzie tu ogrodzenia bądź znaków to może… mnie dalej informować… ;-)

Późno, wracam do domu, po drodze jeszcze krótki postój przed Rokitnicą. Zza szprych widać wiosnę :)



Ech, ale sympatycznie mi się jeździło, mimo, że na miejscu, że króko, ale po prostu fajnie. Zobaczymy jak będzie jutro :-)

Myjnia

Wtorek, 5 lutego 2008 · Komentarze(15)
Myjnia

Po niedzielnym wyjeździe i kąpielach w błocie rower wygląda koszmarnie.



Jako, że nie było czasu go wymyć, a szorowanie po poprzednim wyjeździe w teren do dziś mi się odbija czkawką - myjnia.
Ciepły wieczór więc przez Rokitnicę i Milulczyce rundka do Zabrza. Dziwnie cicho i spokojnie na ulicach jak na "śledzia". Wjazd na myjnię i szorowanko. Nieliczni kierowcy czterech kółek dziwnie nieco patrzą ale co tam. Po chwili rower lśni.

Co dalej z tak pięknie rozpoczętym wieczorem? Może do Gliwic? Czemu nie? Przez Wolności i Chorzowską wpadam do Gliwic, tu również spokój. Jako, że w domu czeka jeszcze trochę pracy, a do tego brat mi przysłał uaktualnioną rozpiskę majowego wypadu - wracam. Odrobię trochę domowych zaległości i trzeba by powoli zerknąć w przewodniki :-)

Powrót przez Żerniki, Szałszę, Czekanów, Grzybowice, Wieszową i Rokitnicę. Zupełnie spokojnie. Pomyśleć, że kiedyś o wyjeździe do Gliwic to bałem się myśleć (za daleko), teraz wracam tylko z powodu braku czasu.

Ciekawe, czy taki mądry będę w niedzielę, jeśli dopisze pogoda... dostałem sympatyczną propozycję wyjazdu w towarzystwie bikestats'owym i... dystans będzie pewnie inny ;)
I nie będę się mógł tłumaczyć brakiem czasu...

Mam za swoje

Niedziela, 3 lutego 2008 · Komentarze(2)
Mam za swoje
Jak pisałem ostatnio - nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem.

Sobotnie przedpołudnie deszczowe, a potem z różnych względów też nic nie wyszło z jazdy. Niech żyją plany weekendowe. :(

Dziś z własnej winy/głupoty z trudem podjąłem decyzję o wyjeździe. Siadłem nie wiedząc czy przejadę choć 5km i do lasu.
Słonecznie i ciepło ale w lesie... błoto - wszędzie błotniście i ślisko. Pokarało, nie dość, że zmęczony jestem to jeszcze takie warunki. Mam za swoje.

Zamiast wybrać się na jakąś wycieczkę to włóczyłem się bez celu po lesie. Potem chwila oddechu w Radzionkowie i włóczęga po mieście. Powrót znów przez las i błoto. Upaćkany po pas. Rower również. Koszmarnie zmęczony. Dobrze mi tak.

W imię zasad...

Piątek, 1 lutego 2008 · Komentarze(5)
W imię zasad...


Wczoraj nie udało się wyjechać i "dobić" w styczniu do 500km. Niemniej i tak jestem w szoku. Kupując rower nie dałbym złamanego grosza za to, że po okresie 1,5 miesiąca (w zimie) będę miał przejechane 700km, że w styczniu "zrobię" 460.
A jednak, udało się. Bez przymusu. Z radością.

Dziś kolejny zwariowany dzień, więc na rower ruszam znów bardzo późnym wieczorem. Jak zwykle "na chwilkę".

Helenka-Rokitnica-Mikulczyce-Grzybowice-Wieszowa-Górniki-Stolarzowice-Helenka + kółko po osiedlu.

Powinienem powiedzieć: "w imię zasad", bo bez celu, po nocy, po to żeby tylko chwilę pojeździć, czy też raczej odreagować dzisiejszy dzień.

Bez zdjęć, bez przygód, jedynie kolejny zaskoczony sąsiad wita mnie o 23 pod klatką.

Mam nadzieję, że jutro uda się pojeździć chwilę przy słońcu, może trochę dalej. Zobaczymy, bo życie ostatnio bardzo zaskakuje i nie da się niczego przewidzieć. Ostatnio, czyli... ostatnie kilka lat... Wszystko dzieje się za szybko...
Samochody, telefony, internet... wszystko to miało nam ułatwić życie, dzięki temu powinniśmy wszystko załatwić szybciej i mieć więcej czasu dla siebie, a tu jest na odwrót... "Dzięki" tym wynalazkom wiecej rzeczy "musimy" zrobić, w więcej miejsc "musimy" pojechać... więcej... szybciej... brrr.

Może jednak jutro się uda :-)