Śnieg, deszcz, śnieg... i jak tu ćwiczyć na dworze?
No dobra, wiem, że się da, ale zawsze jest to powód żeby odpuścić... Co prawda w sobotę po mokrym jeździłem, ale wczoraj odpuściłem. Dziś ranek też nie wyglądał optymistycznie. Tzn. było klimatycznie... a potem trzeba było odkopać samochód...
Wieczorem w planach lekarze więc jedyne wyjście zaraz po pracy. Trochę nietypowo, ale skoro w domu szpital to i tak idę sam.
Dziś w spokojniejszym niż ostatnio tempie i od razu lepiej. Tętno powoli tylko w górę, dopiero dziewiąty kilometr trochę szybciej i to było widać i czuć :-) W sumie udało się dychę przebiec. Gdyby nie obowiązki pewnie mógłbym więcej, ale rozsądek też mówił, że pora kończyć... W końcu nie można się za bardzo zmęczyć przed sobotą ;-)
Dziś znów bieganie na bieżni mechanicznej z żoną. Tym razem wybraliśmy inną (bieżnię, nie żonę) i... nie było na niej wentylatora... Poczułem to, szczególnie, że dałem sobie trochę za szybkie tempo i... musiałem skończyć wcześniej niż planowałem. Ważne, że byliśmy :-)
- 19 aktywności, w tym:
- 10 x bieganie - 73,38 km (najdłuższy dystans 21,10 km)
- 1 x rower - 13,92 km (najdłuższy dystans 13,92 km) - 5 x pływanie - 2,54 km (najdłuższy dystans 550 m)
- 3 x siłownia - 1:09:15 h Razem: 89,84 km
W zeszłym roku było o wiele lepiej, ale też pogoda była inna. Dobrze, że coś się dzieje ;-)
Dziś mimo urlopu wystarczyło czasu tylko na szybką (nieco krótszą niż chciałem) bieżnię. Wcześniej wizyta z Igorem w szpitalu z sympatycznym logiem ;-)
Na bieżni spokojnie, w swoim zakresie tętna. Kiedyś bałem się, że zacznie mnie nudzić bieganie w miejscu, teraz czuję niedosyt. Boję się tylko, że jak zacznę biegać z słuchawkami, słuchając książek to tam zamieszkam ;-)
Dziś znów z żoną w siłowni. Dobrze, tak trzymać. Na miejscu możemy się przekonać, że więcej osób trzyma się noworocznych postanowień. Takiego tłumu tu jeszcze nie widziałem. W oczekiwaniu na dwie wolne obok siebie bieżnie chwila rozgrzewki na orbitreku.
Potem tradycyjna już piątka w miejscu ;-)
Nie wiem, czy to rezultat w miarę regularnych treningów, czy znów patrzenia na to co jem, ale w ciągu 3 tygodni waga spadła o 4,5 kg.
Kolejna wizyta na siłowni z żoną. Znów bieganie w miejscu. Nie przeszkadza mi to jednak, nie nudzi, co więcej można sobie łatwiej dopasowywać tempo i pilnować tętna.
Ale po chwili już było ciemno i... zostało ew. bieganie po osiedlu. Ponieważ już wcześniej umówiliśmy się na rodzinne wyjście na siłownię, postanowiłem znów pobiegać w miejscu.
Tym razem byłem mądrzejszy i wziąłem buffa żeby założyć na głowę.... Ostatnio zbyt kapało ze mnie (to ma coś wspólnego chyba z moją fryzurą). Dziś było lepiej. Do tego czas jakoś szybko zleciał.