Ale po chwili już było ciemno i... zostało ew. bieganie po osiedlu. Ponieważ już wcześniej umówiliśmy się na rodzinne wyjście na siłownię, postanowiłem znów pobiegać w miejscu.
Tym razem byłem mądrzejszy i wziąłem buffa żeby założyć na głowę.... Ostatnio zbyt kapało ze mnie (to ma coś wspólnego chyba z moją fryzurą). Dziś było lepiej. Do tego czas jakoś szybko zleciał.
Otrzymałem zaproszenie na inną siłownię. Całkiem pozytywne wrażenia. Trochę inne ćwiczenia, pewnie jutro będą zakwasy ;-) Niestety okazało się, że Multisport nie jest tam uznawany, a karnet trzeba od razu wykupić na 12 miesięcy :-( Szkoda.
Kolejna poranna siłownia. Chyba potrzebuję lekkiej zmiany ćwiczeń, bo mimo, że obciążenie jest zmienne i nie narzekam na łatwiznę, czy nudę, to czuję, że organizm już do tego zestawu zbytnio przywykł.
Po wczorajszym upadku nie ma śladu, oprócz lekkiego otarcia na kolanie. Przed pracą siłownia. Podobnie jak wczoraj w trakcie biegania ten sam zestaw utworów, czyli 40 Greatest Metal Songs. Sprawdza się idealnie, szczególnie wtedy, gdy w momencie jak masz dość w uszach zaczyna rozbrzmiewać: I am Iron Man... :-)
Dziś z własną muzyką. Zdecydowanie łatwiej się odciąć od otoczenia. Jednak nie każda muzyka mi odpowiada. Ta, która zwykle króluje na siłowni nie do końca mi odpowiada.
Jestem wciąż w szoku jak wiele osób o godzinie szóstej rano można spotkać na siłowni. W ciągu godziny przewinęło się pewnie z 30 osób. Z tego prawie połowa to kobiety. Dobrze, że siłownia jest duża i mimo tylu osób wciąż ma się wrażenie, że jest pusto. Ale, że ludziom chce się tak z rana...?