Helenka-Stolarzowice-Stroszek-Radzionków-Stolarzowice-Helenka Pod drodze przystanek koło Muzeum Chleba. Niestety zamknięte, choć i tak nie było czasu na zwiedzanie, bo obiad czekał, ale kiedyś... trzeba będzie, ponoć bardzo fajnie.
Jeszcze jedna próba z zamianą rowerów z bratem i znów dziwne wrażenia z jazdy na 28". Dziwnie wysoko, strasznie duży opór powietrza ale na pewno jeździ się po drodze łatwiej i szybciej. Rogi - podobają mi się i to będzie chyba następny zakup.
Walczę z przerzutkami, raz z poprawnym działaniem, dwa ze zrozumieniem i wyczuciem kiedy, których używać. Wciąż nie mogę przywyknąć do kręcenia "w miejscu" na podjazdach. Dziwne ale rower jedzie :-)
To chyba jednak nie obżarstwo, a wczorajszy dzień dał mi w kość. Damian na szczęście nie śmieje się zbyt głośno, w końcu jeżdżę dopiero od tygodnia.
Dziś wyprawa w okoliczne lasy, sporo podjazdów, momentami przecinając lub jadąc wzdłuż dziwnych szlaków. Lasem do Rokitnicy, kawałek wzdłuż drogi po... czymś bardzo dziwnym. Po chwili juz wiedzielismy, tędy biegly 25 lat temu tory tramwajowe Bytom-Stolarzowice (ponoć jest pomysł przywrócenia tramwaju), a to po czym jechaliśmy to dziury po podkładach. Dalej Gajdzikowe Górki i w las. Chwilowy postój nad zamarzniętym stawem, a wcześniej zamiana rowerów z bratem, chyba nie żałuję, że wybrałem 26" a nie 28", ale pewnie to kwestia przyzwyczjania, na 28 czulem się jak za biurkiem lub na koniu.
Dalej włóczęga po lesie, sporo podjazdów i zjazdów, czuję jakiś lęk po wczorajszej wywrotce jak widzę koleiny, korzenie itp.
W sumie nie wiele przejechaliśmy ale czułem, że mam dość.
Po wczorajszej wieczornej regulacji przerzutek dziś wyjazd w teren. Typ padł na DSD - Dolomity Sportowa Dolina. Niedaleko, ale jeszcze tam nie byłem na rowerze, do tej pory jeżdziłem tam jedynie na quadach. Na "dzień dobry" zaskoczony brat, że nie trzeba płacić za wjazd. ;-)
Szybkie rozeznanie sytuacji i w teren. Rewelacja, śnieg, lód i.. górki (oj, po każdym podjeździe zadyszka). Róznymi dróżkami na ślepo ale uważnie bo... miejscami się kończą i stajemy na brzegu skarpy.
Dokoła piękne widoki i... co krok zające, niestety były szybsze niż ja i nie udało się ich uchwycić na zdjęciu, ale i tak było pięknie ;-)
Dalej rezerwat Segiet i... OTB. Za bardzo uwierzyłem w siebie, czy raczej w rower. Zbyt szybki zjazd, koleiny, przedni hamulec i pierwszy raz przeleciałem przez kierownicę. Na szczęscie nic się nie stało. Jedynie lampki nie da się już założyć, cosik pękło. Od tej pory trochę ostrożniej, ale jedziemy dalej. Powrót lasem "na azymut - chyba tam" i.. lądujemy w Miechowicach (coś lewa reka trochę boli, ale będę żył), stamtąd wciąż lasem przez Gajdzikowe Górki na Helenkę. Podjazdy dały mi w kość, ostatni kilometr - chociaż po płaskim - był dla mnie ciężki.
Mam nadzieję, że Azbest97 ma rację i cały rok będzie na rowerze (choć wolałbym bez upadków).
Mimo to rano przed 8 wyjazd, tylko szosa: Helenka-Stolarzowice-Ptakowice-Zbrosławice i skręt na Wieszową. Nigdy tą drogą nie jechałem, nawet samochodem (ciekawe gdzie wylatuje?), zaraz za zakrętem niespodzianka: A-23 Rzadko widuję ten znak w naszej okolicy (a może zza szyby samochodu się tego nie zauważa). Na szczęście podjazd był bardziej długi niż stromy. Droga "wypadła" na trasę Kraków-Strzelce Oplskie tuż za kościołem w Wieszowej. Dalej skręt w lewo i przez Rokitnicę szybki powrót do domu. Trochę zmarzłem. 18,94 km w 01:09h (średnia 16,47km/h)
I przyjechał brat i się zaczęło ;-) Po ciemku (wciąż -9C), Stolarzowice, Ptakowice (niestety kumpel zawiódł, a miał z nami jechać), potem powrót przez Repty (niestety droga Tarnowskie Góry - Gliwice nie jest najprzyjemniejsza) i przez Stolarzowice do domu. Wciąż zimno i chyba za wolno dla brata, ale niech cierpi ;) w końcu jeżdżę dopiero tydzień, a poza tym różnica w kołach i oponach też robi swoje. 15,76km w 00:54h (średnia 17,51 km/h)