Wpisy archiwalne w kategorii

śląskie

Dystans całkowity:38153.24 km (w terenie 9220.57 km; 24.17%)
Czas w ruchu:2684:30
Średnia prędkość:15.15 km/h
Maksymalna prędkość:183.00 km/h
Suma podjazdów:68571 m
Maks. tętno maksymalne:210 (144 %)
Maks. tętno średnie:191 (100 %)
Suma kalorii:553057 kcal
Liczba aktywności:1921
Średnio na aktywność:22.79 km i 1h 23m
Więcej statystyk

Ping pong i Wielka Prehyba

Wtorek, 19 listopada 2019 · Komentarze(2)
Kolejna rozgrzewka na siłowni i kolejny debel w ping pongu. I... kolejna wygrana ;-) Solo też do przodu.

W międzyczasie przerwa na rejestrację do biegu w Szczawnicy. Nie do końca jestem pewien, czy Wielka Prehyba jest w moim zasięgu, ale skoro powiedziało się A to trzeba będzie... trenować.

Ponoć po dwóch minutach było zarejestrowanych 700 osób, a po dwunastu osiągnięto limit. Tereska też zapisana, Adam czeka na liście rezerwowej. 43 km, prawie 2000m przewyższenia w górach, pod koniec kwietnia... trochę (?) szalony pomysł... Ale znów jest powód do ćwiczeń ;-)



Rozbieganie po Kanclerzu

Poniedziałek, 18 listopada 2019 · Komentarze(0)
Wczorajszy Kanclerz Półmaraton mnie prawie zabił. Obawiałem się, że dziś się nie ruszę. Ale nie było tak źle. Na wszelki wypadek spakowałem rano rzeczy na siłownię i pojechałem do pracy. Już w aucie żałowałem, że nie wyszedłem pobiegać lub pokręcić o świcie...

Śląsk o poranku © djk71

Po pracy nie wytrzymałem i wpadłem na chwilę na siłownię. Czterdzieści minut rozbiegania na bieżni wystarczyło żeby się spocić.
W drodze do domu koleżanka z teamu rzuciła wariacki pomysł na kwiecień. Muszę się zastanowić. Tylko czasu mało. Do jutra do 20:00. Jest o czym myśleć. Brzmi nierozsądnie więc... kusi :-)

II Kanclerz Zabrze Półmaraton

Niedziela, 17 listopada 2019 · Komentarze(0)
Ostatni mój bieg...
Tzn. ostatni mój bieg na dystansie półmaratonu...
A dokładniej ostatni mój bieg na dystansie półmaratonu w tym roku...
W każdym razie to ostatni mój bieg na dystansie półmaratonu w tym roku... chyba...

II Kanclerz Zabrze Półmaraton © djk71


Ostatni i chyba najcięższy. Nie wiem czemu. Ale po kolei.

Nie do końca byłem przekonany do startu w tej imprezie, ale skoro impreza w swoim mieście to trzeba wspierać. Zapisuję się.
Wczoraj odebrałem pakiet startowy żeby dziś już o tym nie myśleć. Skromny, ale co tam, najważniejszy jest bieg.
Nie brałem koszulki bo mam ich przecież mnóstwo, ale widząc je na zawodnikach trochę żałuję. Naprawdę ładne.

Na start przyjeżdżam w towarzystwie żony i Agnieszki - Aga startuje, Anetka tradycyjnie pełni rolę fotografa i wspiera nas przed, w trakcie i po zawodach :-)

Mamy chwilę przed startem więc jest czas i na banana i na... dowiezienie Adze numerka startowego ;-)

Banan przed biegiem © djk71

Cały czas się zastanawiam jak pobiec, w jakim tempie.

Nie wiedzieć czemu taki zadowolony przed startem © djk71

Chodzi mi po głowie biegnięcie za "zającem", ale ten na 2:15 wydaje mi się za wolny, a ten na 2:00 za szybki. Kusi co prawda żeby spróbować pobiec za nim, ale... baloniki małe i gdzieś się gubią w tłumie więc zaczynam obok tego wolniejszego.

Czas ruszyć na start © djk71

Jeszcze pełen optymizmu © djk71

Organizatorzy w ciekawych strojach © djk71

Tuż po starcie obok trasy widzę wypatrującą mnie mamę i Mariana. Fajnie, że przyszli.

Zawsze z logo firmy © djk71

Biegnę swoim tempem, choć na pierwszych kilometrach chyba trochę zbyt szybkim. Aga, mimo że pewnie byłaby w stanie pobiec szybciej biegnie w pobliżu. Zając na 2:15 został z tyłu. Dobiegamy do Nowodworskiej i skręcamy w teren. Średnio się tu biegnie w butach na asfalt, ale tragedii nie ma. W okolicach czwartego kilometra bufet. Chyba za mało osób w obsłudze, bo nie nadążają z podawaniem wody. Niektórzy rezygnują i biegną dalej bez picia.

W pojedynczych miejscach wąsko i ślisko, ale ogólnie jest ok. Gdzieś w okolicach 7 km zaczyna między nami biec pies, wilczur. Myślałem, że nas wyprzedzi, ale nie biegnie obok nas. Za blisko, dla mnie za bardzo blisko. Szczególnie, że jest bez smyczy i kagańca. Ja wiem, że są psy ułożone i posłuszne, ale... No właśnie... Chyba w niezbyt miły sposób zwracam uwagę właścicielowi, żeby zabrał psa. Ten na szczęście reaguje i po chwili pies biegnie na smyczy, choć i tak blisko.  Przed kolejnym bufetem ucinamy sobie krótką pogawędkę (z właścicielem, nie psem), tym razem już kulturalną i z uśmiechem na ustach.

Mijamy kąpielisko i krótka prosta, a potem nawrotka. Cóż trasa nieco inna niż była prezentowana na profilu wydarzenia. Trochę to dziwne, ale nie ma specjalnie znaczenia dla mojego biegu.

Połowa dystansu za nami © djk71

Kończymy pierwszą pętlę. Połowa zawodników zostaje już na mecie, a my ruszamy na drugą część trasy.

Kubek wody obowiązkowo © djk71

Jest ciężko i ciepło. Jak dla mnie za. Nie wiem co mnie podkusiło zakładać cokolwiek pod koszulkę...
Na 17 km Agnieszka decyduje się biec dalej sama. Nie wytrzymuje mojego wolnego tempa. Ja za to doganiam inną Agnieszkę ;-)

Biegniemy chwilę razem, na bufecie odskakuję lekko do przodu. Jestem potwornie zmęczony. Na ostatnich dwóch kilometrach słyszę głos pacemakera biegnącego na 2:15. Motywuje mnie to nieco szybszego biegu. Nawet udaje się jeszcze wyprzedzić kilku zawodników, byle zając mnie nie dogonił.

Jeszcze kilkadziesiąt metrów © djk71


Jest meta © djk71

Zając mnie nie dogania, ale Agnieszka, którą wyprzedziłem nie tak dawno już tak. Nie szkodzi. Ważne, że dobiegłem.

Medal na szyi © djk71
Czas się przebrać... i... chyba umrzeć... tak się czuję :-(
Jest mi niedobrze, nie mam siły, ponoć jestem bardzo blady. Nawet nie idę zobaczyć co dają do jedzenia. Nie przełknąłbym niczego.

Odpadłem po biegu © djk71

Nie pamiętam kiedy tak źle się czułem po biegu. A przecież czas wolniejszy chyba o 12 minut niż na połówce w Bytomiu.
Nie wiem co się stało. Mija kilka minut, kilkanaście, kilkadziesiąt, a ja wciąż nie mogę dojść do siebie.
Czas chyba odpocząć...

Dziękuję żonie za wsparcie, Adze, bez której pewnie bym przeszedł do marszu i wszystkim, którzy kibicowali, czy to na żywo czy "zdalnie" :-)

Zaczynam wracać do żywych, ciekawe co będzie jutro...


Ścigany w hiszpańskim klimacie

Piątek, 15 listopada 2019 · Komentarze(0)
Dziś na siłowni hiszpańskie klimaty. Przebrani Smart Asystenci, piłka, girlandy, balony. Fajny klimat.


Hiszpańskie klimaty © djk71

Ja jednak wybieram samotność, a w każdym razie kameralność. Dziś muszę pobiegać, bo koleżanka mocno mi depcze po piętach w rywalizacji na Endomondo. Wchodzę do Cinema Cardio i... na ekranie: "Ścigany". Jak ja :-)

Spokojny bieg. Po chwili dołączają dwie dziewczyny. Na krótko. Jedna chyba zbytnio się zapatrzyła na film i... filmowo zjechała z bieżni... Niestety upadek skończył się chyba kontuzją nadgarstka. :-(


W końcu na rowerze

Niedziela, 3 listopada 2019 · Komentarze(3)
Lipiec - 1 raz - 20 km
Sierpień - 2 razy - 93 km
Wrzesień - 1 raz - 23 km
Październik - 0 razy - 0 km

Ot i całą historia mojego kręcenia na rowerze w ostatnich czterech miesiącach. Wstyd... wstyd... wstyd...

Kiedy w piątek Marcin zaproponował wycieczkę w niedzielę zgodziłem się bez wahania. Warunek był tylko jeden - rano, bo potem mecz Górnika :-) Proponowaliśmy jeszcze Amidze, ale mu nie pasowało.

O ósmej rano Marcin podziwia kościół na Helence. Po chwili do niego dołączam. Bez konkretnego planu, co więcej nie wiem co zaproponować, bo ja na fullu, a On chce przetestować gravela. No dobra... chce testować to poszukamy różnych nawierzchni.

Na początek w stronę DSD. Pierwsze podjazdy podnoszą Marcinowi koło, ale daje radę. Potem test jazdy po lesie i mokrych liściach.
Na wjeździe do Dolomitów są betonowe płyty. Potem zjazd i podjazd na Red Rocka. Przed zjazdem są i korzenie :-)

W Dolomitach © djk71

Krótki postój obok Kopalni Srebra.

Kopalnia Srebra © djk71

Dalej Rynek w Tarnowskich Górach i ruszamy w stronę Chechła - tu testy jazdy po piachu, niestety mokry  :-)

Mijamy puste dziś jezioro i jedziemy w stronę kolejnego. Najpierw jednak park w Świerklańcu.

A co to, a kto to? © djk71

Chwila przerwy i droga na wale obok zalewu Kozłowa Góra. W Piekarach krótki postój na stacji benzynowej i kręcimy do Kopca Wolności. Fanie móc pokazać koledze kilka nowych miejsc.

Kopiec Wolności © djk71

Dalej mijamy Śląski Ogród Botaniczny i lądujemy na Księżej Górze.

Zespól rockowy? © djk71

Krótka pętla i trzeba wracać.

Zdjęcie musi być © djk71

Jeszcze rundka obok kolejnej wody  - Brandki i krótki przelot przez Miechowicką Ostoję Leśną.

Kiedy dojeżdżamy na Helenkę na liczniku jest 50 km (no dobra, musiałem Marcinowi pokazać gdzie chodziłem do szkoły wcześniej - ale nadrobiliśmy tylko kilkaset metrów :-) Dawno nie dokręcałem ;-)

Super dzień, choć pod koniec czułem uda - wychodzi brak treningu.