O poranku było rześko. Teraz 17 stopni więcej. Dobrze, że wybrałem jednak krótkie spodenki :-)
Powrót przez Sośnicę, Maciejów i trochę dookoła przez strefę ekonomiczną. Kolejne firmy się budują. I dobrze :)
Trochę odmiany. Z pracy zdalnej wracam do biura. Wyjazdy na delegację raczej się nie szykują, więc wybieram dojazd rowerem. Wieczorem trochę wahania co na siebie założyć, przygotowuję kilka wariantów.
Ostatecznie rano zakładam krótkie spodenki i nogawki. Na górę ciepłą kurtkę. Wybór dobry, jest chłodno. Nogi czują różnicę między długimi ocieplanymi spodniami, a wersją, którą wybrałem. Szczególnie, że nie jadę zbyt szybko, nie chcę się spocić. Ale nie jest źle.
Po drodze mijam jedna rowerzystkę. Chwilę waham się którędy jechać, bo ulica Leśna w pewnym momencie wiedzie przez kawałek lasu. Niby obrzeżami, ale zawsze... Ryzykuję. Przy końcu leśnego odcinka widzę taśmę zabraniającą wjazdu w głąb lasu. Ale to obok drogi. Zakładam, że tu jednak mogłem jechać :-)
Krótko przed historią z wirusem kupiłem sobie plecak rowerowy. Nie do końca go potrzebowałem, bo w końcu mało jeżdżę i mam jakieś w domu, ale ten mi się spodobał i był dodatkowo w super cenie. Dziś sprawdził się doskonale. No może trochę zbyt duży, bo... wtedy kusi żeby włożyć coś jeszcze, i jeszcze... :-) Ale dziś to dobrze, bo trzeba było wziąć cywilne ciuchy, buty...
Wszystkie zawody odwołane albo przełożone. Do tego prawie nas w domach pozamykali. Motywacja do ćwiczeń spadła do zera. Weekend spędzony w domu, zupełnie bez ruchu :-( To ostatnie akurat nie dziwi. Jak nie ma zawodów to zwykle najmniej aktywna część tygodnia, choć wydaje się, że powinno być odwrotnie.
Jedyną aktywnością było wyjście nad ranem do Biedronki i wniesienie po schodach kilkudziesięciu kg zakupów.
No i było jeszcze dźwigania browara na balkonie. Niby zero procent, ale zawsze to piwo :-)
Dziś po pracy (jeszcze zdalnej) postanowiłem się trochę poruszać. Niby tylko pół godzinki, ale chyba coś przegiąłem albo coś nie tak było z rozgrzewką... Albo po prostu tak się zastałem, zasiedziałem, czy wręcz zależałem... Porażka.
Dobra, zobaczymy ile wytrzymam. Jak nie będzie codziennie jakiegoś treningu to krzyczcie! Tylko głośno :-)