Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2008

Dystans całkowity:751.00 km (w terenie 47.00 km; 6.26%)
Czas w ruchu:39:41
Średnia prędkość:18.92 km/h
Maksymalna prędkość:53.97 km/h
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:57.77 km i 3h 03m
Więcej statystyk

Hier kommt Alex

Piątek, 7 marca 2008 · Komentarze(10)
Hier kommt Alex

Dawno nie jeździłem, dawno nie pisałem. Dawno - 4 dni przerwy, niby niewiele, a jednak to najdłuższa przerwa od kiedy zacząłem jeździć. Niestety, po fantastycznym weekendzie przyszedł czas ciężkiej pracy, wyjazdów w Polskę (niestety nie na rowerze) i nocnych powrotów. Nie było czasu na sen, ani tym bardziej na pedałowanie.

Dziś rano dostałem jednak kopa od dwóch osób - "ty co to za zapóźnienia w rowerku???? sprawdzam cały tydzień a tam nic!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! bedzie nagana z wpisem do akt", "Uważaj bo od takich przerw się zaczyna". Wczoraj żona widząc jaki zdołowany jestem stwierdziła, że to nie zmęczenie tylko brak kręcenia. W tej sytuacji dziś nie było wyboru :-)

Niestety dopiero wieczorkiem siadam na rowerek i jeśli chodzi o trasę to powtórka z soboty (na szczęście pogoda lepsza). Samotnie, niesamowite jak na mnie tempo - w Boniowicach ponad 24 km/h - jak na mnie (i podjazdy) to naprawdę dużo. Niestety chwilę potem awaria. W Wieszowej prawa noga odmawia posłuszeństwa. Nie wiem czy to wina czterech dni non stop za kółkiem, czy siodełka, które znów chyba trochę opadło, czy też hektolitry kawy wypłukują magnez i to jego brak powoduje ból mięśnia. Przez chwilę mam wrażenie, że będę musiał prowadzić rower, ale z bólem udaje się dojechać do domu. Średnia oczywiście spadła, ale ból trochę zelżał.

Niestety jedyne objawy wiosny jakie zauważyłem o tej porze to coraz częstsze i większe grupki mniej lub bardziej pijanej młodzieży przy drogach. Ciepło, początek weekendu... co będzie latem?

Jako, że całą drogę w uszach pobrzmiewało DTH to skojarzenie miałem jedno:



Wenn am Himmel Sonne untergeht,
beginnt für Droogs der Tag.
In kleinen Banden sammeln sie sich,
gehn gemeinsam auf die Jagd.


Ciekawe ilu z Was miało rowerowe spotkania z młodymi gniewnymi i jak się skończyły...

Wielkie Derby

Niedziela, 2 marca 2008 · Komentarze(73)
Wielkie Derby

Wczesna, jak na niedzielę, pobudka, kontrola ciuchów - prawie wszystko suche po wczorajszej kąpieli i parę minut przed umówioną 7:30 telefon - Młynarz jest pod domem.
Krótkie powitanie, prezentacja reszty domowników i po chwili siedzimy już na rowerach. Jedziemy w trójkę: Młynarz, DMK77 i ja. Sabinka i Łukasz odpadają. Anetka z założenia nie jedzie - opiekuje się gośćmi. Oczywiście pada, co jak się potem okaże, Piotrek zauważa to dopiero po kilkunastu kilometrach.

Z uwagi na pogodę i ograniczony czas decydujemy się jechać w większości szosą.
Przez Stolarzowice, dojeżdżamy do DSD. Dziś zero narciarzy. Nie decydujemy się na masakrowanie w terenie, jedziemy spokojnie (choć po niezłych kałużach), polną drogą w stronę Kopalni Srebra. Przy okazji uświadamiamy Piotrka jak wiele fajnych miejsc jest w okolicy do zobaczenia.

Dalej krótki postój na Rynku w Tarnowskich Górach.



Nie wiem czemu Młynarz mijał studnię z takiej odległości - lęk wysokości (a może niskości).

I dalsza droga w stronę Parku Wodnego. Jadąc skrótem skręcamy w niewłaściwą stronę ale po chwili korygujemy kierunek i dojeżdżamy do skrzyżowania. Czerwone światło powoduje, że z daleka wypinam lewą nogę z pedałów i zatrzymuję się (opierając się oczywiście na lewej nodze). Nie wiem co mnie podkusiło, aby po chwili przechylić się w prawo zapominając, że prawa noga wciąż tkwi wpięta w SPD. Gleba, dobrze, że nie pociągnąłem za sobą Młynarza. Upadek w SPD zaliczony, na szczęście bezstratnie i bezboleśnie.

Krótki postój obok zniszczonego zamku w Starych Tarnowicach (ponoć są duże szanse, że zostanie odrestaurowany) i ruszamy dalej kierując się do parku w Reptach. Dyskutujemy czy jedziemy szosą czy w terenie - ścieżka, mimo, że asfaltowa jest usłana jest połamanymi gałęziami, co sprawia, że trzeba jechać dość ostrożnie. Z początku małe, choć liczne, gałązki po chwili przemieniają się w leżące w poprzek drogi drzewa. Nawet nie pamiętam ile musieliśmy omijać.

Docieramy do Sztolni Czarnego Pstrąga, kolejnej lokalnej atrakcji wartej zwiedzenia - niestety nie dziś. Patrząc jak zainteresowany jest szybem Młynarz, zaczynamy się zastanawiać, czy wkrótce nie zmieni ksywki na Sztygar lub coś w tym stylu ;-)



Pokonując kolejne wzniesienia i walcząc z wiatrem i nieustannie padającym deszczem docieramy do domu. Po drodze jeszcze kilka zdjęć dokumentujących sympatie piłkarskie w okolicznych miastach.



Niektóre zdjęcia wykonywane dość dziwną techniką.



Po szybkim odświeżeniu wyruszamy na Wielkie Derby. Niestety, nie rowerem, choć patrząc na organizację imprezy zastanawiam się czemu nie przewidzieli miejsc dla kibiców - bikerów ;) Poważnie mówiąc to było naprawdę wyzwanie organizacyjne. Ponad 41 tys. kibiców zwaśnionych od lat klubów udaje się bez przeszkód przetransportować na stadion (i oczywiście ze stadionu) – to nic, że kilka głównych dróg w Katowicach zostało kompletnie wyłączonych z ruchu. Wszystko wydaje się sprawnie przebiegać.

Wynik nie po naszej myśli, ale jak to mówią, piłka jest okrągła – następnym razem będzie lepiej. Gorycz porażki łagodzi smak dostarczonego wprost z Wrocławia Piasta :).

Dzięki Panowie za miłe towarzystwo zarówno w czasie dzisiejszej wycieczki, jak i po niej. Fajnie było Cię poznać Piotrek, mam nadzieję, że nie zmęczyliśmy Cię za bardzo.

Jesteśmy nieprzemakalni

Sobota, 1 marca 2008 · Komentarze(21)
Jesteśmy nieprzemakalni
Jesteśmy nieprzemakalni
Jesteśmy noooormlani !!!

Nie straszne nam wichry i burze
Niegroźne nam deszcze ulewne
Nie pochłoną nas bagna, kałuże
Nasze peleryny są pewne

Jesteśmy nieprzemakalni
Jesteśmy noooormlani !!!

Mimo tego, że przemoczeni to nieprzemakalni, mimo jazdy w deszczu, gradzie, wichurze - normalni.

Plany były inne. Niestety pogoda wszystko zepsuła, do tego stopnia, że nawet Sabinka odpuściła. Wykorzystujemy chwilę przerwy w deszczu i decydujemy się z Damianem i Łukaszem jechać. Niestety, jak tylko schodzimy na dół, przerwa się kończy więc ruszamy w deszczu.

Damian mnie strofuje, że jadąc robię fontannę, wyprzedza mnie i... ciekaw jestem czemu mówił w liczbie pojedynczej ;)

Stolarzowice, Górniki, Ptakowice i... okazało się, że to co leciało z nieba to był tylko wstęp. Wiatr i wmordegrad, tak mi się przynajmniej wydaje. Po chwili brat utwierdza mnie w przekonaniu, że to grad, w oddali grzmoty. Przemoczeni dojeżdżamy do Kamieńca. Chlup, chlup w butach, spodnie się przykleiły do nóg i w końcu mam "obcisłe" ;-)

Przestaje padać, ale jako, że na dworze tylko około 5 stopni powyżej zera, rozsądek bierze górę nad chęciami i decydujemy się wracać. Szkoda ryzykować zdrowiem. Podjazd do Boniowic i wracamy w stronę Wieszowej. Faktycznie wiało.



Takich, wyrwanych z korzeniami drzew było kilka po drodze.

Dziwnie szybko (Damian znacznie przekracza dozwoloną prędkość w terenie zabudowanym) dojeżdżamy do Rokitnicy i po chwili Helenka. Mimo dziwnych warunków wyjątkowo szybkie tempo.

Nic nie wyszło z planów ale było fajnie, nadzwyczaj fajnie.

Jesteśmy nieprzemakalni
Jesteśmy noooormlani !!!