Bieszczady - dzień 6 – Sentymentalnie
Czwartek, 15 maja 2008
· Komentarze(7)
Kategoria Z kamerą wśród..., W towarzystwie, od 100 do 200km, Biesy i Czady, Piórkiem i węglem, podkarpackie, Polska niezwykła, W górę
Bieszczady - dzień 6 – Sentymentalnie
Rankiem ruszamy w stronę Pszczelin. Oczywiście nie najkrótszą drogą. Przez Równię, gdzie oczywiście obowiązkowy postój obok jednej z najpiękniejszych (o ile nie najpiękniejszej) bieszczadzkich cerkwi.
Dalej Żłobek, Rabe i Czarna.
Potem odbijamy, aż pod ukraińską granicę. Michniowiec i Bystre. Nie wiem, czemu tak pasjonuje mnie ten kawałek Bieszczad. Dwie wioski zupełnie na uboczu, tuż przy granicy, wioski gdzie uwielbiam przyjeżdżać, choć to już faktycznie koniec świata. Może to ten spokój, może droga prowadząca do tego miejsca, znaczona przydrożnymi krzyżami. Nie wiem co to, ale coś w tym jest. Bystre – fantastyczna cerkiew, niestety koszmarnie zniszczona i zaniedbana.
Przykro na to patrzeć. Historia cerkwi to zresztą kolejna smutna historia tych ziem. Po wielu nie ma już śladu, większość została splądrowana, okradziona. Dziś wiele z nich pełni rolę kościołów katolickich. Najbardziej przerażające dla mnie było to, że na wiele lat nasze władze zmieniły ich przeznaczenie. Większość służyła jako… magazyny, spichlerze… straszne…
W drodze powrotnej zaskakuje nas deszcz (który to już raz grzmi w oddali). Przebieramy się, ale znów tylko trochę popadało. A właściwie tak nam się wydaje. Lipie i… zaczyna się ulewa. Zmoknięci docieramy do Lutowisk i zatrzymujemy się w pierwszym barze. Przerwa. Deszcz, wiatr, niedobrze to wygląda. Na szczęście, po kawie i małej przekąsce znów jest ładniej na zewnątrz.
Kolejna przerwa i kolejna śliczna cerkiew w Smolniku.
Stąd już tylko parę km do naszej kwatery w Pszczelinach. Dziwnie zmęczeni (a przynajmniej ja) zrzucamy sakwy i… Damian proponuje małą, wieczorną rundkę, po doskonale nam znanych terenach. Nie wiem czemu, ale mimo zmęczenia zgadzam się.
Pierwsza niespodzianka po chwili, kiedy okazuje się, że ruszyliśmy bez picia, tzn. wsypaliśmy IzoPlus do bidonów, ale… sklep z wodą był czynny tylko do 16. No cóż będzie śmiesznie. Tu niestety sklepy i knajpy rządzą się swoimi prawami. Czynne tylko sezonowo, tylko w dziwnych godzinach, z dziwnym zaopatrzeniem i czasem dziwnymi cenami. Trudno się dziwić, że takim powodzeniem cieszy się sklep objazdowy, który mijaliśmy po drodze.
Na szczęście w Dwerniczku jakaś budka-widmo. Nie wiadomo skąd i czemu tutaj, a na dokładkę otwarte. Kupujemy wodę i jedziemy dalej.
Cerkiew w Chmielu (i moja ulubiona drabina).
Cudem ocalała, po tym jak chciano ją spalić na potrzeby filmu „Pan Wołodyjowski”. Po prostu ręce opadają jak się o tym pomyśli, co ludziom do głowy przychodziło…
Wracamy, Dwernik, Nasiczne (to tu wiele lat temu narodziła się nasza miłość do Bieszczad).
Brzegi Górne i droga Ustrzyk Górnych. Długi podjazd (ale pokazujemy spotkanej młodzieży „kto tu rządzi”) i fantastyczny zjazd (wciąż się boję).
Ten znak mi się nie podobał.
Ustrzyki puste, czynny jeden sklep/knajpa. Zakupów tu specjalnie się nie da zrobić więc tylko coś szybkiego na ząb, piwo do kieszeni i do domu.
Wieczorek przy kominku (dziękujemy właścicielowi za uzupełnienie naszych skromnych chmielowych zapasów). Jak się okazuje zwiedzanie dobrze znanych miejsc też może być przyjemne. Kolejny fantastyczny dzień.
<== Dzień poprzedni Dzień następny ==>
Profil trasy, mapa i alternatywny opis dnia na blogu Damiana
Rankiem ruszamy w stronę Pszczelin. Oczywiście nie najkrótszą drogą. Przez Równię, gdzie oczywiście obowiązkowy postój obok jednej z najpiękniejszych (o ile nie najpiękniejszej) bieszczadzkich cerkwi.
Dalej Żłobek, Rabe i Czarna.
Potem odbijamy, aż pod ukraińską granicę. Michniowiec i Bystre. Nie wiem, czemu tak pasjonuje mnie ten kawałek Bieszczad. Dwie wioski zupełnie na uboczu, tuż przy granicy, wioski gdzie uwielbiam przyjeżdżać, choć to już faktycznie koniec świata. Może to ten spokój, może droga prowadząca do tego miejsca, znaczona przydrożnymi krzyżami. Nie wiem co to, ale coś w tym jest. Bystre – fantastyczna cerkiew, niestety koszmarnie zniszczona i zaniedbana.
Przykro na to patrzeć. Historia cerkwi to zresztą kolejna smutna historia tych ziem. Po wielu nie ma już śladu, większość została splądrowana, okradziona. Dziś wiele z nich pełni rolę kościołów katolickich. Najbardziej przerażające dla mnie było to, że na wiele lat nasze władze zmieniły ich przeznaczenie. Większość służyła jako… magazyny, spichlerze… straszne…
W drodze powrotnej zaskakuje nas deszcz (który to już raz grzmi w oddali). Przebieramy się, ale znów tylko trochę popadało. A właściwie tak nam się wydaje. Lipie i… zaczyna się ulewa. Zmoknięci docieramy do Lutowisk i zatrzymujemy się w pierwszym barze. Przerwa. Deszcz, wiatr, niedobrze to wygląda. Na szczęście, po kawie i małej przekąsce znów jest ładniej na zewnątrz.
Kolejna przerwa i kolejna śliczna cerkiew w Smolniku.
Stąd już tylko parę km do naszej kwatery w Pszczelinach. Dziwnie zmęczeni (a przynajmniej ja) zrzucamy sakwy i… Damian proponuje małą, wieczorną rundkę, po doskonale nam znanych terenach. Nie wiem czemu, ale mimo zmęczenia zgadzam się.
Pierwsza niespodzianka po chwili, kiedy okazuje się, że ruszyliśmy bez picia, tzn. wsypaliśmy IzoPlus do bidonów, ale… sklep z wodą był czynny tylko do 16. No cóż będzie śmiesznie. Tu niestety sklepy i knajpy rządzą się swoimi prawami. Czynne tylko sezonowo, tylko w dziwnych godzinach, z dziwnym zaopatrzeniem i czasem dziwnymi cenami. Trudno się dziwić, że takim powodzeniem cieszy się sklep objazdowy, który mijaliśmy po drodze.
Na szczęście w Dwerniczku jakaś budka-widmo. Nie wiadomo skąd i czemu tutaj, a na dokładkę otwarte. Kupujemy wodę i jedziemy dalej.
Cerkiew w Chmielu (i moja ulubiona drabina).
Cudem ocalała, po tym jak chciano ją spalić na potrzeby filmu „Pan Wołodyjowski”. Po prostu ręce opadają jak się o tym pomyśli, co ludziom do głowy przychodziło…
Wracamy, Dwernik, Nasiczne (to tu wiele lat temu narodziła się nasza miłość do Bieszczad).
Brzegi Górne i droga Ustrzyk Górnych. Długi podjazd (ale pokazujemy spotkanej młodzieży „kto tu rządzi”) i fantastyczny zjazd (wciąż się boję).
Ten znak mi się nie podobał.
Ustrzyki puste, czynny jeden sklep/knajpa. Zakupów tu specjalnie się nie da zrobić więc tylko coś szybkiego na ząb, piwo do kieszeni i do domu.
Wieczorek przy kominku (dziękujemy właścicielowi za uzupełnienie naszych skromnych chmielowych zapasów). Jak się okazuje zwiedzanie dobrze znanych miejsc też może być przyjemne. Kolejny fantastyczny dzień.
<== Dzień poprzedni Dzień następny ==>
Profil trasy, mapa i alternatywny opis dnia na blogu Damiana