Bieszczady - dzień 5 – Zmiana planów
Dziś wyjeżdżamy z Cisnej. Dzień zaplanowany, kiedy nagle, przy śniadaniu, telefon. Okazuje się, że znaleziono dokumenty Damiana i są do odbioru w Zagórzu. Zupełnie nie po drodze, tym bardziej, że wczoraj jechaliśmy już w tamtym kierunku, ale… jedziemy. Tym bardziej, że oprócz dokumentów jest… cała kasa! Szok.
Przez Jabłonki do Baligrodu. Tam krótka przerwa, zwiedzanie odnawianego kirkutu.
To miasto (niegdyś, bo już nie ma praw miejskich) też sporo przeszło. Wystarczy wspomnieć, że hitlerowcy nagrobkami z żydowskiego cmentarza wybrukowali rynek… Wystarczy zerknąć na walącą się kopułę cerkwi… Ech życie…
Jedziemy do Leska. Po drodze wizyta w najstarszym drewnianym kościele w Bieszczadach, w Średniej Wsi. Dalej Lesko. Zaraz za Sanem ostry podjazd do góry do Zamku (?). Zupełne rozczarowanie. Jakiś hotel, pensjonat… jedziemy dalej. Niestety główna droga z Leska do Zagórza to porażka dla rowerzystów. Niesamowity ruch, kierowcy prawie ocierający się o nas, musi to być niezły Sajgon w sezonie. Odradzam podróżowanie tą trasą.
Zagórz.
rzeka, osława, zagórz© djk71
Spotykamy się z uczciwymi znalazcami (wielkie dzięki Panowie raz jeszcze) i po krótkiej przerwie na pizzę ruszamy dalej. Decydujemy się, że dzisiejszą noc spędzimy w Ustrzykach Dolnych. Chcąc uniknąć zatłoczonej drogi do Leska jedziemy w kierunku Tarnawy.
Zaraz za miastem Damian zaskakuje mnie kierując się w stronę jakiś ruin. Jakiś… aż mi wstyd, że wcześniej o nich nie czytałem. Zespół Klasztorny Karmelitów Bosych. Po prostu szok. Fantastyczne miejsce, aż dziw bierze, że aż tyle się zachowało po 180 latach niszczenia…
Nawet butelka po winie zdawała się pasować do klimatu klasztoru.
Jedziemy dalej, Tarnawa, Lesko.
Znów przez chwilę ruchliwa droga, Uherce Mineralne i uciekamy z głównej drogi w stronę Soliny. Myczkowce i fantastyczne widoki.
Dalej zapora na Solinie. Nie udało nam się jej zwiedzić od wewnątrz, ale jesteśmy w szoku na górze. Cisza, spokój, jak nie tutaj, prawie zero ludzi.
Koniec leniuchowania, do Ustrzyk jeszcze parę km, a wieczór zbliża się wielkimi krokami. Dojeżdżamy na miejsce, budząc podziw gospodarza, który widząc, że po chwili wybieramy się „na miasto” (a do rynku będzie z 1,5 – 2km) przebiera się i podwozi nas samochodem do najbliższej knajpy (nomen omen Niedźwiadek) , bo przecież zmęczeni jesteśmy… :-)
W sumie, mimo radości ze znalezionych dokumentów, wyjeżdżaliśmy rano trochę niezadowoleni, powodu zmiany planów. Niespodziewane widoki zrekompensowały nam to dość szybko. Wyszedł bardzo fajny dzień.
<==Dzień poprzedni Dzień następny ==>
Profil trasy, mapa i alternatywny opis dnia na blogu Damiana