Po szczyrkowym szaleństwie nastąpiła tygodniowa przerwa. Brak czasu, rodzinne spotkania, koncert, pogoda i... chyba trochę brak chęci jazdy bez celu, po ciemku. Zbyt spodobała mi się jazda w słońcu, do celu...
Dziś udało się wyjechać na chwilę przed południem. Ruszyłem w stronę Dolomitów i... zostałem tam na dłużej. Bardzo tam pusto dziś było, nie spodziewałem się tego w niedzielę. Powłóczyłem się chwilę po tamtejszych ścieżkach, choć z jednej nie odważyłem się zjechać. Przeraziły mnie głazy na dole.
Za to inne widoczki wciąż mnie ujmują.
Dalej przez Bobrowniki do Tarnowskich Gór. Tam wypadł tuż przede mną jakiś gość na rowerze i zaczął pomykać w stronę Chechła. Tak mi się w każdym razie wydawało. Postanowiłem jechać za nim. Minęliśmy dworzec, przejechaliśmy pod mostem i skręcił w drogę w lewo... gdzie jeszcze nigdy nie byłem. Trudno zobaczymy dokąd mnie zaprowadzi. Po chwili już wiem. Śledziłem tę drogę kiedyś na mapie. Wzdłuż torów kolejowych jedziemy do Miasteczka Śląskiego. Z jednej strony tory, z drugiej las, a po środku szeroka, asfaltowa i co najważniejsze pusta droga. Świetnie się jedzie. Tak się zamyśliłem i zasłuchałem w odgłosy lasu, że nie zauważyłem kiedy zniknął mój przewodnik, nie zdążyłem mu nawet podziękować za pokazanie tej drogi.
Dojeżdżam do Miasteczka Śląskiego, chwila przerwy koło drewnianego kościółka z 1666 roku (ale szatańska data). Niestety, w murowanym kościele obok trwa msza i nie bardzo chcę przeszkadzać. Na zwiedzanie i sesje zdjęciową przyjadę przy okazji, może w większym gronie.
Czas wracać. Ruszam w stronę Chechła i trafiam na szlak rowerowy. Dobrze oznaczony więc jadę jego śladem.
Okazuje się, że trasa jest dość ciekawa, ale dziś już nie mam na nią czasu.
Jeszcze tu wrócę...
Chwila włóczęgi po lesie i wyjeżdżam w Świerklańcu. Przez Piekary, Radzionków, Stroszek, Stolarzowice wracam do domu (Wiku dobrze pamięta te podjazdy :) ). W sumie wyszło 55km.
To nie wszystko jednak na dziś. Umawiamy się, ze znajomymi na popołudniowy spacer w reptowskim parku. Anetka z Igorem jadą samochodem, a my z Wiktorem na rowerach.
Znajduję skrót przez las i... miejscami jest nieco mokro o czym szybko przekonuje się Wiktor. Rower utknął w błocie, a Wiktor wylądował w kałuży.
Mimo to docieramy do parku, gdzie po chwili dołącza do nas reszta rodziny i znajomych. Wśród nich kolejny reprezentant naszej - jak to ktoś nazwał zwariowanej rowerowej rodzinki - Igor - młodszy brat Wiktora.
Następnych kilka godzin spędzamy przyglądając się jak Igor wraz z kolegą szaleją po parkowych ścieżkach. Była z nami jeszcze jedna mała pociecha - Nina, która również próbowała się przymierzać do wszystkich rowerków i... myślę, że dołączy do nas szybciej niż myślimy. W końcu czas powrotu. My z Wiktorem rowerami, reszta samochodem.
Fantastyczny dzień zakończył się w... Decathlonie kupnem większego rowerka dla Arka (towarzysza Igorowej wyprawy) - okazało się, że z poprzedniego zdążył wyrosnąć. Oj szykuje się ekipa.... bójcie się wszyscy!
Komentarze (16)
katane Dzięki. U Wiktora jest jeszcze kilka innych zdjęć - niestety prawie wszystkie niezbyt ostre - aparat nie nadążał za Igorem :-)
bolek117 DSD jest bardzo sympatyczne - jak się lubisz masakrować i nie boisz błotka to... zapraszam ;-)
Pięknie... DSD to musi być wspaniałe miejsce na rower. Zwiedziłem je tylko pieszo, ale muszę się kiedyś tam wybrać tak na serio. Gratuluje synu pierwszych sukcesów XC :D Daleko zajedzie z takim nastawieniem (chodzi o drugie wskoczenie do kałuży xD)
hehe zdjęcie Igora czadziaste, aż mi się mordka uśmiechła :) czuję, że szykują się 'słynni bracia 2' a przy nich 'słynni bracia1' to już za parę lat nie będą dawać rady ;)
No brawo !nie miałem czasu pisac ale czytam wszystko.Gratuluję wycieczki do Szczyrku jestem pod wrażeniem.Ten szlak z Chechla prowadzi do zatopionej kopalni ,bardzo magiczne miejsce ,nie jedz teraz poczekaj jak bedą paprocie-polecam na rodzinny wypad Pozdro!
heheh no trzeba zapewnic długowiecznosc temu serwisowi, tak trzymac ;)) a ładnie to tak śledzic kularza? :P pewnie bardzo się ucieszył jak Ciebie zgubił hiihhihi :D :D kurcze, żeby mnie wychowywali w takich terenowych warunkach...... :) to jest piękne, że jak ma się rodziców z pasją, to wtedy ma się wpojony zapał do sportu..... :) a ja to musiałam walczyc jak lew o to, żeby chociaż na grzyby rowerem pojechac :P Pozdrawiam :)
Wiku utknął w kałuży, wyskoczył z wody, na co ja, chcąc wyciągnąć aparat i zrobić mu zdjęcie wołam do niego: "Stój tam chwilę". I co zrobił? Wskoczył ponownie do kałuży :) Załamałem się. A ja chciałem tylko żeby rowera nie wyciągał... :-)
Oj joj joj !!!! Ale napieracze z Was!!! Pozdrawiam Igora, Wiktora i Resztę Rodzinki ;) P.S. A ja już się martwiłam, ze po Szczyrku masz już dosyć rowerów ;) Pozdrawiam ;)