Ciąg dalszy szkolenia w Szczyrku

Niedziela, 30 marca 2008 · Komentarze(14)
Ciąg dalszy szkolenia w Szczyrku

W planach był poranny wyjazd w stronę Salmopolu, jednak życie, jak to zwykle bywa, zweryfikowało plany. Szkoda. Wczorajszy wczesny wyjazd, później długie wieczorne Polaków rozmowy i zmiana czasu sprawiły, że, mimo fantastycznej pogody nie udało się wyjść na rower przed śniadaniem.



Szkolenie, choć ciekawe, trwa dziś strasznie długo, to chyba wina świadomości pięknej pogody za oknem. Końcówka szkolenia i porażka w trakcie jednego z ćwiczeń – chyba myślami jestem już w drodze - trzeba się zbierać, już dziś niczego więcej się nie nauczę, poza tym fajnie by było jak najdłużej wracać w słońcu. Od wczoraj wszyscy proponują mi powrót samochodem, mam wrażenie, że traktują moją jazdę jako jakiś przykry obowiązek… :-)


Ruszam w stronę Bielska. W centrum na skrzyżowaniu spotkanie z wracającymi samochodem znajomymi z Krakowa i jazda dalej. Dopiero teraz, na paru zjazdach zauważam, że jednak wczoraj jechało się trochę pod górkę. Dziś koszmarny ruch, koniec weekendu. Nie podoba mi się. Żałuję, że od razu z Bielska nie pojechałem inną drogą, tak to jest jak się jeździ bez planów miast. Przed Czechowicami mam dość blachosmrodów. Zjeżdżam w stronę Ligoty. I szybko okazuje się, że to dobra decyzja.



Po dotarciu nad jeziorko skręcam w prawo i liczba rowerzystów nie pozwala mi mieć wątpliwości - jestem na trasie rowerowej. Jest lepiej, dużo lepiej. Na raz szok - widzę tablicę Zabrze, tak szybko? Nie, to prawie Zabrze, ale jak wiadomo prawie robi wielką różnicę. Miejscowość nazywa się Zabrzeg. Droga rowerowa skręca w prawo, tylko… w którą dróżkę? Widzę, że nie tylko ja mam wątpliwości. Za radą sympatycznej rowerzystki, ruszam wałem i docieram na tamę.



Wdrapuję się po schodach i ląduję w tłumie spacerowiczów. Trudno, przeciskając się miedzy nimi zjeżdżam z tamy i wciąż trasą rowerową (niestety momentami biegnącą zwykłymi ulicami) docieram do parku w Pszczynie. Początkowo przyjemnie, lecz po chwili znów muszę lawirować w tłumie. Docieram pod Zamek. Dawno tu nie byłem. Muszę tu kiedyś przyjechać… ale nie w weekend.



Niestety mimo licznych oznaczeń ścieżek rowerowych, gubię właściwą drogę i decyduję się na azymut jechać w stronę Piasku. Tam odbijam w las, nie wiem, czy to do końca odpowiedzialne, w nowym terenie ale słońce jeszcze wysoko więc może się uda. Szczęśliwie po kilku minutach chwili trafiam na zgubioną rowerówkę i bez przeszkód docieram do Kobióra.



Następnym razem jadąc w stronę Pszczyny, czy Bielska będę wiedział – w Kobiórze, przed wiaduktem nad torami należy skręcić w prawo, gdzie zaczyna się trasa rowerowa.

Tu też ruch większy niż wczoraj, więc zamiast jechać na Mikołów, odbijam w Gostyniu na Orzesze. Nie wiem, czy to dobre rozwiązanie, ruch niby mniejszy ale trasa dłuższa. Trudno, już zdecydowałem. Już po zmroku, przez Rudę Śląską i Biskupice docieram do domu.

Moje dobre serce poznały:
- zając (wyhamowałem),
- sarenka (tak naprawdę to ona była szybsza),
- dziki („Niech Pan uważa – dziki tu biegają” – na szczęście – chyba dla mnie – przebiegły chwilę przede mną),
- imbecyl z busa w Bielsku, który testował klakson za każdym razem kiedy na dojeździe do skrzyżowania go wyprzedzałem, by w końcu za następnym skrzyżowaniem zajechać mi drogę i wlec się przede mną w tempie 20km/, nie pozwalając się wyprzedzić. Ja się tylko uśmiechnąłem ale inni kierowcy nie byli szczęśliwi widząc jak bus robi sztuczny korek…

W sumie cieszę, się z tego wyjazdu, szkoda tylko, że nie udało się spróbować pojeździć po górkach… może następnym razem.

Komentarze (14)

Samotna jazda? Dość przyjemnie, ale wątpię czy zdecydował bym się samotnie na taki dystans. Ciekawie musi też się jechać 100km w jedną stronę ;P

P.s: rowerki prawie bliźniacze. jeden z amorem RS, drugi suntour, jeden z prostą kierownicą, drugi z giętą no i minimalnie się ramą różnią co nas już bardzo zdziwiło :D

bolek117 10:43 niedziela, 6 kwietnia 2008

Ja bym dokręcił - setki to moje zboczenie. :)
Mam zamiar w życiu dobić do tysiąca dystansów powyżej 100 km.
Póki co zegar zatrzymał się na 69 hehe
I nie chce ruszyć. :D

Zgadzam się z Tobą, że samotna jazda nie jest zła. Ja lubię jeździć sam. Ale jeszcze bardziej lubię z kimś (choć to też zależy z kim :D).
Po prostu w jednym i w drugim dostrzegam masę zalet.

Dobrze, że są ludzie tacy, jak Ty, a więc traktujący jazdę "mniej sportowo" - dzięki takim ludziom mam z kim jeździć.
Nie znoszę zakładać klapek na oczy i pruć. :D
Rzadko kiedy mi się chce cisnąć. hehe

Pozdrawiam!

Mlynarz 17:45 sobota, 5 kwietnia 2008

Mlynarz
Jak widzisz, nie wytrzymałem "jedynki" - uciekłem z niej gdy tylko trafiła się okazja. Ale jak piszesz... to był powrót i czas już nie był ograniczony, więc mogłem sobie pozwolić na eksperymenty. Dzień wcześniej nie miałem takiego komfortu.

Setki - są fajne :-) Ale jak sam wiesz, nie o to chodzi... gdybym tylko jeździł dla rekordów/pozycji na listach itp to dzień wcześniej bym jeszcze wieczorkiem pokręcił się chwilę po Szczyrku żeby dokręcić te kilka km do setki.

vanhelsing
Dzięki.
Oczywiście samotnie się inaczej jedzie... choć nie zawsze jest to złe. Czasem człowiek potrzebuje pobyć sam ze sobą. Czasem towarzyszem jest muzyka i wystarcza.
Dodatkowo wciąż badam swoje możliwości. Jeszcze nie do końca wiem na co mnie stać i czasem mam obawy, że jadąc z kimś... zepsuję mu zabawę wlokąc się za nim i spowalniając go. NIektórzy traktują jazdę bardziej sportowo, wyczynowo niż ja.

djk71 09:41 sobota, 5 kwietnia 2008

Ano, tutaj należą się jeszcze gratulacje do tego, że w pojedynkę przejechałeś tą traskę. Bez żadnych zmian ponad 200 km. Ja samotnie największy dystans to pokonałem około 75 km, dalej się samotnie nie zapuszczam bo nudno i smutno :P I dwa, człowiek się szybciej męczy jak tak sam sobie jedzie i sam sobie tempo dyktuje ( bynajmniej tak u mnie jest :P )

vanhelsing 19:55 piątek, 4 kwietnia 2008

I znów pozytywnie! :D
A powroty mają jeszcze w sobie tę fajną cechę, że zazwyczaj już nie musimy się spieszyć i możemy sobie kombinować na trasie, odpoczywać i zatrzymywać się gdzie chcemy, bo nie goni nas nasz największy wróg, jakim jest czas... :D

Nie wiem, jak Ty wytrzymałeś jazdę na jedynce, to dla rowerzystów musi być wielka masakra poruszać się taką drogą. Ja zawsze tego unikam, choć czasem nie da się. :/
Ale trza być twardym. :D

Dobrze, że się nie skusiłeś na powrót autem. :)
Również dobrze, że sobie wydłużyłeś traskę - kolejna seteczka pękła. :)

A górki... na górki przyjdzie czas! :D

POZDRAWIAM!

Mlynarz 13:03 piątek, 4 kwietnia 2008

qvejt
Gdyby nie Heniek to... pewnie zostałbym leżeć.
Naprawdę pomógł mi wówczas bardzo...

djk71 12:40 środa, 2 kwietnia 2008

Gratuluje przede wszystkim dystansów. Musze dodać, że na paru podjazdach było wspominane o tobie. Heniek tłumaczył jak cię holował he. he. :)

qvejt 12:03 środa, 2 kwietnia 2008

vanhelsing
Dzięki. Co do wiatru, to tak się skupiłem na walce z nim, że nie zauważyłem podjazdów. Co prawda nie były one takie jak u Ciebie, ale zawsze. Przy czym zauważyłem je dopiero, kiedy wracając pojawiło się mnóstwo zjazdów :-)

katane
Dzięki. Muszę zacząć robić analizy wyników, bo się okazuje, że inni widzą więcej niż ja ;-)

djk71 21:50 poniedziałek, 31 marca 2008

w tym miejscu GRATULUJĘ świetnego rowerkowego weekendu i taki dystans w 2 dni :) brawo! (śmiem zauważyć, że średnia coraz bardziej się poprawia) :)

pozdrawiam

katane 20:19 poniedziałek, 31 marca 2008

Widzę, że pokręciliśmy ostro po Beskidach ;) Heh, mnie w sobotę dopadł zapewne ten sam wiatr co Ciebie i praktycznie nie dało się od Kęt jechać. Natomiast powrót super ;)

Hehe, na mnie też trąbił, ale Tir i sytuację lekko odwróciłem, bo to ja zajechałem mu drogę i nie pozwalałem się wyprzedzić :D

Gratulajcę fajnej traski, chociaż wiem co to ruch i tiry wymijające 5 cm od kierownicy przy prędkości 80km/h.

Pozdro ;)

vanhelsing 17:51 poniedziałek, 31 marca 2008

karla76Nie wiem, poprzednio byłem tam... ponad 20 lat temu (za blisko) i nie wiem co masz na myśli, że jest rozkopane, czy akurat tamtędy jechałem. A poza tym nawet jeśli jechałem to patrzyłem tylko żeby kogoś nie potrącić... po prostu koszmar.

DMK77

Kolejny weekend i kolejne 200km - w przyszłym tygodniu pewnie tak się nie uda...

djk71 15:19 poniedziałek, 31 marca 2008

a czy w Pszczynie ten ogród dalej taki rozkopany?byłam z 3 lata temu i coś robili ;)
nie martw się ,że nie pojeździłeś po górkach ,na pewno będzie jeszcze wiele okazji;)
pozdrowionka

karla76 15:08 poniedziałek, 31 marca 2008
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa ochor

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]