Szkolenie w Szczyrku
Mało czasu. Wciąż za mało, a tak by się pojeździło.
Do tego w weekend dwudniowe szkolenie w Szczyrku. Hmmm, a może by tak wziąć rower ze sobą? Bez sensu, i tak nie będzie czasu na jeżdżenie. Więc może… pojechać na rowerze? Jest to jakiś pomysł. W firmie patrzą trochę z niedowierzaniem, kiedy rezygnuję z wyjazdu samochodem (choć na wypadek załamania pogody miałem zarezerwowane miejsce).
Przegląd roweru, montaż sakw, trzeba wziąć jakieś cywilne ciuchy, kosmetyki itp… sporo tego, ale spokojnie się zmieściło w bocznych torbach. Nie biorę górnej części. Mogłem wprawdzie wrzucić komuś torbę z rzeczami, ale… trzeba ćwiczyć…
5:30 wyjazd z domu. Miało być trochę wcześniej ale nie wyszło. Niewiele pomogło wertowanie map, atlasy internetowe i konsultacje z Ralfem. Nie znalazłem dobrej drogi (czytaj: niezbyt ruchliwej). Jako, że szkolenie o 10, a przede mną około 90 km to nie ma czasu na eksperymenty. Przejeżdżając przez całe Zabrze docieram do DK 44 i ruszam stronę Mikołowa. Mimo, że trasa dość ruchliwa da się jechać szerokim chodnikiem lub poboczem, często nawet za barierką. W Mikołowie zaczyna coś - na szczęście delikatnie - siąpić z nieba. Nie jest dobrze - nie wziąłem niczego przeciwdeszczowego. Na szczęście tylko postraszyło i po 5 minutach jest spokój, nawet jezdnia nie zdążyła się zrobić mokra. Przez Wyry, Gostyń jadę w stronę Kobióra. Ruch dość niewielki. Przez kilka kilometrów próbuje mnie wyprzedzić ciągnik, ale jestem dzielny… ;-)
W Kobiórze chwila przerwy i… wjazd na "jedynkę". Nie było to moim marzeniem ale co? Ja nie dam rady? Dałem, ale jazda mało ciekawa. Duży ruch, mnóstwo tirów, pobocze o szerokości około 80 cm często okazuje się być zbyt wąskie żeby komfortowo jechać (z sakwami). Przed Piaskiem: Zakaz wjazdu rowerów, odbijam w prawo i przez miasto docieram do Pszczyny. Trochę po omacku wracam na "jedynkę" – po drodze kilka znaków o trasach rowerowych, jednak bez wyjaśniania dokąd wiodą. Lecę dalej główną drogą. Goczałkowice, Czechowice-Dziedzice…
W oddali widać dokąd dążę…
Mimo południowego wiatru i sporego bagażu nawet niezłe tempo. Niestety w Bielsku wiatr się wzmaga i zaczyna znów kropić, do tego ogromny ruch. Z trudem przedzieram się przez centrum miasta. Mam dość. Nie cierpię wmordewindu. Do tego za chwilę zacznie się szkolenie – nie cierpię się spóźniać. Chyba mam kryzys, dzwonię, że się spóźnię. Gdyby ktoś mi zaproponował, że przyjedzie i zabierze mnie, żebym się nie spóźnił… kto wie czy bym nie wymiękł. Na szczęście nikt mnie aż tak nie lubi… :-) Na szczęście, bo po minięciu Bielska wracają siły i dość szybko, szybciej niż się spodziewałem widzę tablicę: Szczyrk. Jestem na miejscu.
Zastanawiam się jak w hotelu zareagują kiedy zechcę z rowerem wejść do pokoju, ale jako, że jest to Ośrodek Przygotowań Olimpijskich to nie robi to na nikim żadnego wrażenia… w końcu kolarstwo to też sport.
Całe zmęczenie rekompensuje wejście na salę, a właściwe reakcja kolegów i trenerów. Jako, że po klucz od pokoju wchodzę na salę w rowerowym wdzianku… jestem witany gromkimi brawami, wyraz twarzy niektórych kolegów i trenerów bezcenny ;-) Rower jest tematem wracającym jak bumerang przez cały dzień (i noc).
Myślałem, że uda mi się jeszcze pokręcić chwilę wieczorem, ale tak szkolenie, jak i późniejszy program artystyczny skutecznie mi to uniemożliwiły.