Wielka Sobota
Wielka nie tylko w Kościele.
Po wczorajszej wyprawie na wschód, dziś kolej na zachód. Celem jest Anaberg. Bez deszczu, powyżej zera, tylko paskudny wiatr południowo zachodni - żeby nie było zbyt łatwo.
Korzystając z okazji zahaczamy o kościółek w Księżym Lesie.
Tym razem udaje nam się wejść do środka. Niestety wnętrze jest dużo mniej ciekawe niż sama budowla. Jakoś mi nie pasuje do reszty.
Ruszamy w stronę Toszka, spokojna, malownicza droga, aż się chce jechać.
Krótki postój na rynku, ładny choć niektóre okoliczne kamieniczki trochę straszą.
I na zamek. Zawsze oglądałem go z drogi i nie robił specjalnego wrażenia. W rzeczywistości okazuje się być fajnym miejscem, gdzie zapewne w okresie letnim odbywa się masa imprez.
Nie mogłem nie uwiecznić tej tablicy, która wyjaśnia wszystko, tym którzy dziwią się, że na Śląsku można tyle zobaczyć.
Przez Pawłowice, Ligotę Toszecką, Niekarmię ruszamy docieramy do Poniszowic, gdzie robimy kolejny krótki postój przy następnym XV-wiecznym kościółku stojącym na śląskim Szlaku Architektury Drewnianej.
Przez Widów i Chechło dojeżdżamy do drogi 40, mijamy Ujazd i skręcamy w 426. W Zalesiu Śląskim odbijamy w lewo i przez Lichynię i Leśnicę dojeżdżamy prawie pod Górę Św. Anny.
Prawie, bo... został jeszcze ponad 4-km podjazd. Znając moje tempo, brat rusza do przodu, a ja samotnie walczę z górą, a właściwie z sobą. Zastanawiam się czy wjadę, czy będę musiał iść pieszo, czy... takich pytań nasuwa mi się wiele. Okazuje się, że jakaś magiczna atmosfera panująca wokół sprawia, że... da się jechać. Spokojnie, spotykając po drodze kilku bikerów, wjeżdżam na szczyt. Nawet nie jestem bardzo zmęczony. Krótka wizyta w świątyni.
I postój przy Pomniku Czynu Powstańczego. Pomnik (dzieło Xawerego Dunikowskiego) wykonany z 260 metrów sześciennych granitu o wadze 782 ton robi wrażenie.
Poniżej pomnika - jeden z największych w Europie Środkowej amfiteatrów, mogący pomieścić 7 tys. osób siedzących i 23 tys. stojących.
Fajne miejsce, wiele innych, ciekawych punktów wokół, chciałoby się tu spędzić więcej czasu, ale niestety... pora wracać.
Przygotowany na wielominutowy zjazd (skoro był taki podjazd) doznaję zawodu - zjazd jest dużo krótszy, szybszy... to nie tak miało być...
Wracamy nieco inną trasą. Przez Wysoką i Kadłubiec trafiamy do wsi Dolna, gdzie stojący przy drodze kościółek zatrzymuje nas na kolejną chwilę.
Nie dane nam jest szybko wrócić do domu. Kościół pod wezwaniem Matki Boskiej Śnieżnej w Olszowej również sprawił, że na chwilę zeszliśmy z rowerów.
Kolejny postój na wódkę, tzn. w Zimnej Wódce (przypomniał nam się Nikoś) :-)
Po drodze zaskoczeni jesteśmy liczbą szlaków rowerowych, co rusz znaki, skrzyżowania, szok...
Dojeżdżamy do Ujazdu i jako, że pora już późna decydujemy się zjechać z fantastycznej trasy rowerowej (żółtej). Wpadamy na 40-tkę i szybko do domu.
Stojący przy drodze drogowskaz: Pławniowice sprawia, że jednak zbaczamy z drogi i przejeżdzając obok jeziorka, lądujemy przy Pałacu Ballestremów, śliczne miejsce, pewnie tu wkrótce wrócę.
Teraz już bez "przeszkód" przez Taciszów i Bycinę docieramy do Pyskowic, by 94-ką dojechać do domu.
Świetna wycieczka, świetna pogoda, mój najdłuższy dystans... ogólnie rewelacja... i tak miał się skończyć ten dzień... Niestety życie płata figle... ale to już nie temat na blog.
Dzięki brat za wycieczkę, za towarzystwo i... za kilka zdjęć, którymi się posiliłem, kiedy mój aparat odmawiał posłuszeństwa.