Ruski film
Tak samo dziś. Nic nie wyszło z porannych planów dobicia do 250 km, bo rower przegrał z rodzinnymi zakupami (ale licząc nie wpisane tu wakacyjne początki -patrz tu i tu - to mogę uznać, że je zaliczyłem). Na rower udało mi się wyjśc dopiero około 19 w padającym śniegu, wokół błyski i rozlegające się wybuchy (to Ci, którzy bali się, że nie doczekają do północy) i do tego zewsząd otaczający mnie wrogowie (śliska jezdnia, ślizgające się auta i "przygotowane" do Sylwestra małolaty.
Dałem jednak radę, może krótko (bo za chwilę goście), może wolno (bo ślisko) ale fajnie :-) W sumie czułem niedosyt podjeżdżając pod dom. Nic to, jutro też jest dzień.
Trudno mi robić podsumowanie, bo... dopiero zacząłem, trudno mówić o planach... bo wszystko przede mną. Mam tylko nadzieję, że zapał mi nie przejdzie i wkrótce nie będę jeździł sam.
Wszystkim życzę Szczęśliwego Rowerowego Roku!