AktywnośćJazda na rowerze
Dystans52.80 km
Czas w ruchu02:25
Vśrednia21.85 km/h
VMAX37.30 km/h
Temp.20.0 °C
SprzętRock Machine Flash
Z wariatami...
Z wariatami...
Wczoraj wieczorem Damian koryguje mi ustawienia przerzutek, a sobie zakłada jakieś parówki zamiast opon. Dziś pora je przetestować, ale jakoś nie ma kiedy. W końcu wieczorem Igorek zagaduje czy pójdziemy na rower. Prawie w tym samym czasie Damian dostaje telefon z pytaniem, czy nie chce spalić trochę kalorii.
Najpierw więc krótka przejażdżka z dziećmi (Wiktorek również do nas dołącza) początkowo asfaltem, a potem przez las. Staram sie im dotrzymywać tempa ;)
Podjeżdżamy pod dom, gdzie czeka na nas już Czarek. W tym momencie przychodzi mi do głowy pytanie, czy na pewno chcę z nimi jechać, ale jest już za późno... ruszamy...
Tempo spokojne... aż do głównej drogi. Tam Damian rzuca "Zaczekamy przy skręcie na Gawartową..." i tyle ich widziałem. Maratończycy...
Szybko się okaże, że do takiej jazdy muszę dziś przywyknąć - chwilę razem, a potem krótko ich plecy i pusta droga :)
Próbuję jechać tak szybko jak to możliwe ale to i tak wciąż połowa tej prędkości jaką oni osiągają. Jak oni to robią? Skrzyżowanie i... zamiast wracać skręcamy na zachód. Jeszcze dalej? Następne skrzyżowanie i znów zamiast wracać dalej na zachód?
Co oni drogi do domu zapomnieli? Kiedy mijamy Prusy przychodzą mi do głowy lekcje z historii i zaczynam się zastanawiać, czy wyruszyliśmy na jakiś podbój...

W końcu pada zapada decyzja Żelazowa Wola. Uff, tam odpoczniemy. Tak mi się tylko wydawało. Mijamy rozbudowywaną Żelazową i bez chwili postoju jedziemy dalej. Na jednym z podjazdów chłopcy robią kolejny wyścig z cyklu "do znaku". Nic nie mówiąc, kładę się na kierownicy i ruszam za nimi. Oczywiście uciekają mi ale... niesamowite!!! Osiągam prawie 37km/h na podjeździe. Tylko, że po 200-300m takiego podjazdu po prostu umieram. Nie potrafię tchu złapać.
Tym razem długo trwa zanim ich doganiam. Ściemnia się. Jako, że jedyny mam lampki zgłaszam się na ochotnika, że będę obstawiał tyły, żebyśmy byli widoczni ;).
Docieramy do Marianowa. Dałem jednak radę. Uff, co prawda bolą mnie lekko plecy mocno inna część ciała ale dojechałem żywy. Chyba muszę poprawić siodełko, bo ostatnio czuję, że coś jest nie tak...
Dzięki Panowie za wycieczkę, mimo, że szybko (jak dla mnie) to było fajnie.
Wczoraj wieczorem Damian koryguje mi ustawienia przerzutek, a sobie zakłada jakieś parówki zamiast opon. Dziś pora je przetestować, ale jakoś nie ma kiedy. W końcu wieczorem Igorek zagaduje czy pójdziemy na rower. Prawie w tym samym czasie Damian dostaje telefon z pytaniem, czy nie chce spalić trochę kalorii.
Najpierw więc krótka przejażdżka z dziećmi (Wiktorek również do nas dołącza) początkowo asfaltem, a potem przez las. Staram sie im dotrzymywać tempa ;)
Podjeżdżamy pod dom, gdzie czeka na nas już Czarek. W tym momencie przychodzi mi do głowy pytanie, czy na pewno chcę z nimi jechać, ale jest już za późno... ruszamy...
Tempo spokojne... aż do głównej drogi. Tam Damian rzuca "Zaczekamy przy skręcie na Gawartową..." i tyle ich widziałem. Maratończycy...
Szybko się okaże, że do takiej jazdy muszę dziś przywyknąć - chwilę razem, a potem krótko ich plecy i pusta droga :)
Próbuję jechać tak szybko jak to możliwe ale to i tak wciąż połowa tej prędkości jaką oni osiągają. Jak oni to robią? Skrzyżowanie i... zamiast wracać skręcamy na zachód. Jeszcze dalej? Następne skrzyżowanie i znów zamiast wracać dalej na zachód?
Co oni drogi do domu zapomnieli? Kiedy mijamy Prusy przychodzą mi do głowy lekcje z historii i zaczynam się zastanawiać, czy wyruszyliśmy na jakiś podbój...

W końcu pada zapada decyzja Żelazowa Wola. Uff, tam odpoczniemy. Tak mi się tylko wydawało. Mijamy rozbudowywaną Żelazową i bez chwili postoju jedziemy dalej. Na jednym z podjazdów chłopcy robią kolejny wyścig z cyklu "do znaku". Nic nie mówiąc, kładę się na kierownicy i ruszam za nimi. Oczywiście uciekają mi ale... niesamowite!!! Osiągam prawie 37km/h na podjeździe. Tylko, że po 200-300m takiego podjazdu po prostu umieram. Nie potrafię tchu złapać.
Tym razem długo trwa zanim ich doganiam. Ściemnia się. Jako, że jedyny mam lampki zgłaszam się na ochotnika, że będę obstawiał tyły, żebyśmy byli widoczni ;).
Docieramy do Marianowa. Dałem jednak radę. Uff, co prawda bolą mnie lekko plecy mocno inna część ciała ale dojechałem żywy. Chyba muszę poprawić siodełko, bo ostatnio czuję, że coś jest nie tak...
Dzięki Panowie za wycieczkę, mimo, że szybko (jak dla mnie) to było fajnie.
Komentarze
Jak tam przyjade w te warszaskie regiony to dam im szkole jazdy!
pozdrawiam :)
Monika, Spoko spoko damy radę... A naprawdę było fajnie... zawsze to jakieś wyzwanie... Co najwyżej moi towarzysze ćwiczyli momentami trochę wolniejszą jazdę :-)
Jak tak potrenujesz to nie będziesz już chciał jeździć z takim zamulaczem jak ja :(
Ale ważne, że "mimo wszystko" podobało Ci się :))))
Jacku No to ładnie musiałeś cierpieć jeżdżąc wczoraj ze mną spacerowym tempem... :D
Pozdrawiam serdecznie
Kosmacz - Główny Zamulacz RP
Jak chcesz porobić spokojne kilometry - to zapraszam do mnie (tylko pamiętaj o pokrzywach, gubieniu drogi itp.) ;-)
Jak doradza Tobie niradhara - i ja też napiszę - trenuj, trenuj ... :)