Głęboki Doł
Nie, to nie jest nawiązanie do moich ostatnich wpisów, choć biorąc pod uwagę, że w kwietniu miałem jedną 13-km-ową przejażdżkę to może coś w tym jest. Die Toten Hosen śpiewa: "Kein Alkohol ist auch keine Lösung" (brak alkoholu też nie jest rozwiązaniem), może ja powinienem zaśpiewać: Kein Fahrrad ist ist auch keine Lösung… ? (Fahrrad - rower)
Głęboki Dół to jeden z celów mojej dzisiejszej wycieczki. Mimo, że próbuję się zebrać od rana, to dopiero późnym popołudniem udaje mi się wyjechać. Kierunek okolice Tarnowskich Gór. Najpierw Miechowicki Las, nie wiem, czy to droga dojazdowa tak zniszczona po zimie, czy ja mam jakiś lęk i z jakimś takimś oporem jadę. Wspinam się na górkę i znów jestem u siebie… Fajnie tu się jednak jeździ. Przez chwilę w zupełnej samotności, potem jednak co rusz to trafiam na spacerujące zakochane parki… wiosna…
Rzut oka na wycinkę pod A1.
Fajnie się jedzie, tylko coś zaczynają mi znów świrować przerzutki. Z tyłu same przeskakują, a z przodu problemy z inną tarczą niż druga. A przecież dopiero co wszystko chodziło po serwisie jak należy. Denerwuje mnie to, i denerwuje mnie moja bezradność w tej kwestii…
Mijam Dolomity, jedno z moich ulubionych miejsc, tylko ostatnio denerwują mnie motocrossowcy, którzy upodobali sobie to miejsce. Nic przyjemnego jeździć w hałasie i tumanach kurzu.
Przy dojeździe do Kopalni Srebra postanawiam nie skręcać - jak zwykle to robię - tylko sprawdzić dokąd wiedzie droga na wprost. Pięknie, wylatuje prawie na Rynku w Tarnowskich Górach. Świetnie, oznacza to, że można tam dojechać unikając głównych dróg.
Nie zatrzymuję się tam jednak (mam nadzieję, że Karla nie obrazi się, że zignorowałem to piękne miejsce) tylko jadę dalej…
Z tyłu torów kolejowych, w stronę Miasteczka Śląskiego. Lubię takie widoki.
Choć zaplanowałem sobie mniej więcej trasę, to widok wieży ciśnień nieopodal, każe mi z niej zboczyć.
Dalej jadę na azymut. Czy zakaz wjazdu do lasu dotyczy również rowerów? Na pewno nie. Niesamowite ścieżki, co ja mówię, niesamowite drogi, szerokie i równe w sam raz na rower. I są ich tu kilometry, przypominają mi trochę trasy, którymi prowadził mnie Młynarz w swoim królestwie…
Zastanawiam się, czy odnajdę cel mojej podróży. Wydaje mi się, że już powinienem być tuż obok. Trudno, najwyżej przyjadę tu innego dnia. A jednak udało się. Jest.
Swoją drogę ciekawe skąd ta nazwa, mam wrażenie, że to raczej wielki bagno niż
głębokie jeziorko.
Cały ten las poprzecinany jest mnóstwem strumyczków… musi tu być ciekawie jak trochę popada…
Ciekawe też skąd wzięła się nawa płynącej tu rzeczki - Woda Graniczna.
Czas na powrót. Rewelacyjne są te dróżki, chce się nimi jechać nawet jeśli nie prowadzą w kierunku domu… Dobrze, że jeszcze świeci słońce… mam się jak orientować w terenie (Ciekawe jak ekipa sobie radzi na Harpaganie) :-)
Zgodnie z oczekiwaniami wyjeżdżam w Pniowcu. Stamtąd już znanymi asfaltami do domu. Gdzieś na 40km schodzi powietrze. Ze mnie. Ostatnie kilometry, mimo, że asfaltem ciężko mi idą. Widać brak treningu w tym roku.
Trasa: Helenka - Miechowice - Stroszek - DSD - Tarnowskie Góry - LAS - Pniowiec - Strzybnica - Rybna - Laryszów - Ptakowice - Górniki -Stolarzowice - Helenka