Kolejny tydzień walki z leniem, czy może acedią. Dokładniej to chyba jednak braku walki... Czyli zero biegania. Psia mać...
Psia, bo... kiedy dziś w końcu wyszedłem pobiegać to szlag mnie trafił. Wcześniej jednak wracając z pracy, jakieś 50m od domu, muszę hamować z piskiem opon, bo jakiś imbecyl spuścił psa ze smyczy, a ten na pełnym pędzie wybiegł mi tuż pod koła. Nie wiem, czy go dotknąłem, czy nie, ale nie wykluczam, bo z piskiem uciekł gdzieś w osiedle. W pierwszej chwili chciałem opierdzielić właściciela, ale doszedłem do wniosku, że to i tak pewnie nic nie da...
Podczas biegania trzykrotnie muszę się zatrzymywać, bo doskakują do mnie ujadające kundle. I szczerze mówić w dupie mam, że wolno zbliżający się właściciel (czy nawet ładna właścicielka) mnie przekonują: "On nie gryzie", "Nie wiem co mu się stało", "On tylko tak się bawi"... Mnie to nie bawi!!!
Zrzuciłem już parę kilo i mogę się poświęcić... od następnego biegu biorę ze sobą gaz... Kiedyś tak robiłem jeżdżąc na rowerze, widać biegając też trzeba. I obiecuję, że jak jeszcze jakiś kundel zbliży się do mnie ujadając na metr to bez względu, czy będzie w towarzystwie swego pana/pani, czy sam potraktuję go od razu gazem.
Tak, wiem, że teraz tracę kilku znajomych, ale takie już ze mnie bydle jest i koniec...
Kiedy dobiegam do osiedla, zbiegając z Krajszyny, mijana kobieta mówi: "Lepiej niech Pan śpiewa". Chyba robię zdziwioną minę, więc wyjaśnia: "Na dole jest dzik, chrumkał na mnie." :) Nie śpiewał, ale tempo i czujność zwiększyłem :-)
I żeby nie było, że jestem wrogiem zwierząt to kilka zdjęć z weekendu.
Dynio: Jak Cię po nocy w lesie ściga wilczur albo wyskakują na Ciebie dwa duże psy a właściciel nie reaguje, to nie jest to moment na miłosierdzie dla zwierząt. Ogólnie do psów nic nie mam jak się mną nie interesują albo są ode mnie odgrodzone. Ale jak atakują nieprowokowane w przestrzeni publicznej to już jest wina właściciela, że albo ich nie wytresował albo zestresował tak, że zachowują się w ten sposób. Ja mam prawo się bronić. Może nie miałeś takich akcji i życzę Ci byś ich nigdy nie miał, bo to nic przyjemnego. Na szczęście większość zwierzaków wykazuje się rozsądkiem i, co najwyżej, szczekną ale nie wykazują wrogich reakcji.
aramisy Mnie już też, na którymś BO pies zrzucił z roweru i musiałem się nim zasłaniać zanim ktoś psa odwołał... :-( Flash O spluwie nie myślałem (jeszcze) :-) Gość To inna sprawa, że nie wiadomo kto głupszy, pies czy właściciel... limit Muszę zobaczyć, czy mój się nie przeterminował... Dynio Masz na myśli nas, czy właścicieli psów? Mnie już psy kilkukrotnie pogryzły, w tym dwukrotnie jakieś 50m od domu i wiesz mi, że nie są to moje najmilsze wspomnienia...
Dobrze, że mi przypomniałeś. Kończy mi się więc by trzeba po nowy się do sklepu poturlać. Niestety ale niektóre psy to po prostu durne bydlęta skaczące do wszystkiego co się rusza. Jedyny sposób, w jaki można je nauczyć rozumu, to je spacyfikować. Jak się nie da inaczej, to gazem. Czasem też należałoby i potraktować właściciela takim preparatem.
To delikatny jesteś, ja zamiast o gazie myślę o mniej legalnym środku, a mianowicie o jakiejś spluwie, co prawda tylko wiatrówka a już ponoć nielegalna, ale czasami człowiek nie ma wyboru... ostatecznie żadnej lufy jeszcze nie mam, cisnę z buta w kierunku głowy zwierząt i póki co wystarcza... (nawet jeśli jest na smyczy)
My też wozimy gaz, bo zwłaszcza na wiochach bywa nieciekawie - mieliśmy różne przypadki...nawet goniącego nas rottweilera, albo 3 owczarki pasterskie co się górala słabo słuchały - owce były naprawdę daleko, a te z polany do drogi dawaj na nas. Robi się wtedy naprawdę niewesoło. Albo jeszcze inna akacja, jedziesz drogą publiczną, wypada jakiś nie-taki-mały pies za bramę i Cię ściga 300 metrów. Jak pies jest agresorem na terenie publicznym (nie wchodzisz Mu na posesję), to nie ma się co litować.