Było pięknie Wczoraj nie udało się (nie chciało) wyjść na rower ale dziś - po wieczornym molestowaniu mnie przez niektóre osoby postanowiłem pojechać. Tym bardziej, że rower już umyty i częściowo doprowadzony do stanu używalności po zeszłotygodniowej masakrze.
Poranek słoneczny, temperatura lekko poniżej zero ale wygląda sympatycznie. Ruszam i od razu wiem gdzie chcę jechać. Nie w głowie mi teren, ostatnio się dość masakrowałem, chcę asfaltu, ale takiego spokojnego, bez aut, wśród pól i lasów. I wiem gdzie taki znajdę. ;)
Ruszam w stronę Ptakowic. Jest ślicznie, świeci słońce, szron na skraju drogi, cisza... No może niezupełnie cisza bo w słuchawce słychać Muńka, ale choć z innej bajki to jakoś mi tu pasuje.
Dalej Księży Las, dziś bez wizyty w kościółku. I droga, której chciałem... droga w stronę Toszka. Brat... pamiętasz to miejsce, jechaliśmy tędy w Wielką Sobotę (dzień po tym jak poznaliśmy Kosmę) :) Po prostu aż się chce jeździć.
Melduję się żonie i sprawdzam ile mam jeszcze czasu, niestety niezbyt wiele. Czuję zdziwienie w jej głosie, gdy na pytanie gdzie jestem odpowiadam: W Wilkowiczkach. Ciekawe czy googlowała gdzie to ;)
Toszek - szybka wizyta na zamku. To miejsce jest magiczne.
Jestem tu drugi raz i.. drugi raz padają mi w tym samym miejscu baterie w aparacie. Nie ma czasu na zmianę. Trzeba pędzić do domu. Powinienem zdążyć. Powinienem, ale nie zdążę. Nie uwzględniłem tego, że cała droga powrotna będzie pod wiatr i że tym razem więcej podjazdów niż zjazdów. Docieram z 10-minutowym opóźnieniem.
Fajnie się jechało w słońcu. Już zapomniałem jak to jest. Fajnie się jechało gdy nie liczyłem się z czasem, potem już trzeba się było trochę wysilić. Fajnie się jechało jak słońce było z tyłu, z przodu trochę raziło - trzeba będzie kiedyś pomyśleć o jakiś sprytnych okularach, jednocześnie przeciwsłonecznych i korekcyjnych. Ale to kiedyś. Fajnie się jechało choć picie nieco chłodne było - chyba trzeba będzie odgrzebać termos lub zainwestować w bidon termiczny. Fajnie się jechało - mimo wszystko :)
Sto kilo, kilo metrów niech jeździ, jeździ nam. I jeszcze sto i jeszcze sto, a może nawet trzysta? Niech mu petrze, w jego dętkach nigdy nieeeeee zchodzi, nigdy nieeeeee zchodzi, a jak pęknie dwuseteczka, to z Młynarzem flaszeczka :D
Nawet nie wiesz jak się ucieszyłem na widok tego wpisu. Darek pojeździłeś jak za tego swojego najlepszego czasu! :) Żywię nadzieję, że już teraz znowu regularnie będę widzieć takie wycieczki u Ciebie.
Szykuj formę na 2009 rok! :) Puchar Polski w rowerowych maratonach na orientację czeka. :) 200 km i Blue Label czeka. :) I może jeszcze coś. :D
kosma100 Marudziliście, marudziliście to pojechałem, tylko żeby mi to było przedostatni raz.
cykorek Faktycznie nie pamiętam, bo misia wtedy nie braliśmy...
DMK77 Potem już nikt nie chciał tak daleko ze mną jeździć... Okulary pewnie jeszcze poczekają.
Bidon musze sprawdzić z czymś ciepłym, bo wziąłem zimne i po godzinie było... bardzo zimne. Fakt, że nie zamarzło i pić się jeszcze dało ale jeszcze trochę i by ciężko było.