Zmasakrowany

Sobota, 6 grudnia 2008 · Komentarze(35)
Zmasakrowany
Po wczorajszym kabaratonie dziś rano niewyspany. Dochodzi jedenasta, trzeba szybko podjąć decyzję: jechać na Mini Masakrę, czy nie jechać? Chodził mi po głowie ten wyjazd od wielu tygodni. Miał być sprawdzianem, rozeznaniem jak to wygląda przed prawdziwą Masakrą - przyszłoroczną.

Ostatnie dwa tygodnie dały mi jednak w kość. Potwornie zmęczony, niezbyt wyspany, do tego kryzys w czasie powrotu z pamiętnego ogniska... Wszystko przemawia za tym żeby nie jechać więc... pakuję rower do auta i jadę. Nie jestem pewien czy to dobry wybór.

Około 14:30 melduję się we Wrocławiu u Asicy, gdzie są już Kosma i Młynarz.
Na dzień dobry okazało się, że Mikołaj zostawił dla mnie prezent. Szok.



Szybki obiad i ruszamy na spotkanie pozostałych BS-owiczów. Po drodze wspominam miejsca, które doskonale znam z czasów studenckich. Ech, pięknie tu i ile się tu wydarzyło… Na Moście Oławskim czekają już na nas: Blase, Galen, iskierka84 oraz WrocNam. Ruszamy w doskonałych nastrojach na miejsce startu.

Po drodze chwila przerwy przed lokalnym sklepikiem.



Nastroje fantastyczne, momentami prawie płaczemy ze śmiechu m.in. snując plany rozwojowe dotyczące www.bikestats.pl. W tym momencie dzwoni hose meldując, że już na nas czeka. Ruszamy i po chwili wspólnie szukamy miejsca startu. Na miejscu dołączają do nas zielona oraz Michał - oboje występują pod szyldem Cyklotramp.

Rejestracja, odbiór map, szybka analiza i ruszymy całą ekipą.



Dla mnie zaskoczenie, bo myślałem, że każdy pojedzie oddzielnie, lub ekipy ruszą parami lub w mniejszych grupach, a tu cała ekipa bikestats rusza razem. Nie, żebym narzekał bo zdecydowanie fajniej się jedzie z taką ekipą, tylko myślałem, że paru niezłych zawodników pojedzie powalczyć o jak najlepszy wynik, a w takiej grupie może być ciężko.

Od pierwszego punktu widzę, że gdybym jechał sam wcale by nie było łatwo. Mimo, że na początku staram się śledzić mapę i to jak i gdzie się poruszamy, to przychodzi mi to z wielkim trudem. Zupełnie nowy teren, ciemności (mimo czołówek na kaskach) sprawiają, że nawigacja jest trudna, bardzo trudna. Dobrze, że są wśród nas Ci, którzy znają te tereny. Dość szybko przestaję śledzić trasę i obdarzam całkowitym zaufaniem resztę ekipy.

Trochę to wypacza sens imprezy ale nie znaczy, że jest łatwo. Kamienie, kałuże, błoto… o tak błoto… niby mniejsze niż na Odysei ale dziwnie śliskie - jak ktoś stwierdził jak rzeczny muł… Co chwilę słychać ostrzegawcze okrzyki. Co chwilę… ktoś leży… prym w tym wiodą Asica i Młynarz, który testuje upadki w SPD. Całkiem dobrze mu to idzie… ;).

Po kilku km testujemy też inne rzeczy. Po raz pierwszy od wielu miesięcy łapię gumę. Jak się potem okaże jestem pierwszy ale nie ostatni. Oj, dziś jest chyba Dzień Pompki. Z pomocą kolegów doprowadzam rower do stanu używalności (dzięki za pomoc) i ruszamy dalej. Lądujemy na punkcie chyba nr 10. Kolejne pompowanie (tym razem hose) i… jak stąd wyjechać? Nie wiem jak tu wjechaliśmy. W końcu wydostajemy się z punktu przedzierając się przez krzaki i jakieś pole. Szaleństwo.

Przy jednym z kolejnych punktów Młynarz ćwiczy rittbergera, niestety nie wyszedł, ale sam upadek też był widowiskowy. Trochę się przy tym ubrudził, rower też… ;)

Dalej ginie nam Krzysiek - nigdy nie myślałem, że można się rowerem zakopać w błocie - można, dociera do nas dopiero po kilku minutach. Dojeżdżamy do punktu pomiaru wody na Odrze. Myślę, że mieszkańcy pobliskiego domu musieli mieć niezłego stracha. Co chwilę ktoś przyjeżdża sprawdzać stan wody… pewnie powódź idzie…

Zaliczamy ostatni punkt i czas na powrót do bazy. Niewiele czasu zostało do północy, może być ciężko. Do tego nagle zupełnie tracę siły. Nie potrafię utrzymać tempa, zupełnie jak tydzień temu. Nie zdążymy. Kosma zwalnia nie pozwalając zostać mi samemu z tyłu. Po chwili dojeżdżamy do czekającej na nas reszty ekipy. Mówię, że odpadam i niech jadą sami, bo razem na pewno nie zdążymy dojechać do mety na czas. Nie pozwalają mi na to. Jedziemy razem to i wracamy razem. Resztkami sił docieram z resztą do mety. Jest kilka minut przed północą. Zdążyliśmy.

Dziękuję Wam wszystkim za wyrozumiałość i wspieranie mnie na trasie. Bardzo dziękuję.

Na mecie bigosik, herbatka i… dość długa nasiadówa pełna żartów, śmiechów, fantastyczna atmosfera. Pora jednak się zbierać, Piotrek wymienił dętkę i kiedy już mamy ruszać… Kolejny defekt został stwierdzony u WrocNama. Więc jeszcze chwila przerwy. Ruszamy i po chwili okazuje się, że hose nie dojedzie - albo dętka albo wentyl… Wraca do domu dzięki uprzejmości jednego z organizatorów, który zabiera go autem.

My tym czasem jedziemy do Wrocławia, niby tylko 30 km ale… z każdą chwilą jest gorzej. Po chwili część szybszej ekipy rusza do przodu, a ze mną zostaje Asica, Kosma, Młynarz i WrocNam. Z każdym kilometrem widzę, że licznik wskazuje coraz to niższą prędkość. Uszło ze mnie powietrze, jak parę godzin wcześniej z mojej dętki. Wjeżdżamy do Wrocka. Do domu Asicy gdzie nocujemy zostaje ok. 13 km. Aż 13 km. Młynarz widząc, że zaczynam umierać proponuje abyśmy wrócili samochodem - jesteśmy około 1km od jego domu. Chwilę walczę ze sobą ale poddaje się. Dziewczyny i Michał ruszają dalej, a my z Piotrkiem pokonujemy ostatni etap samochodem. Masakra mnie pokonała.

Około 4 nad ranem dojeżdżamy na Kozanów gdzie już na nas czekają dziewczyny i hose. Szybkie doprowadzenie się do stanu używalności i czas na piwo… jedno piwo. Na więcej nikt nie ma siły. Idziemy spać.

Mimo porażki na finiszu to był… fantastyczny dzień. Pokazał mi ile jeszcze muszę ćwiczyć ale było świetnie. Świetne miejsca, świetna organizacja, świetna pogoda ale przede wszystkim… świetni ludzie.

Dziękuję wszystkim, z którymi jechałem. Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do tak świetnej organizacji i atmosfery na trasie. BYŁO FANTASTYCZNIE!!!

Dziękuję również gospodarzom - rodzicom Asicy, którzy okazali się fantastycznymi, pełnymi humoru ludźmi. I do tego jakimi odważnymi - gościć tylu wariatów… ;-)

BYŁO PIĘKNIE
Niestety zdjęcia z mojej "małpki" wyszły koszmarne więc więcej można zobaczyć na blogach pozostałych członków ekipy oraz na forum masakry.

A tu jedno zdjęcie zapożyczone:

Komentarze (35)

Ja to chyba bardziej konserwatystą jestem i może by tak jakiś komputer, Excel, analizy, plany, prognozy...

djk71 21:35 sobota, 13 grudnia 2008

Ale śmieszne. I co mam teraz ustalać jakiś plan treningowy itp...?

djk71 21:07 sobota, 13 grudnia 2008

Damianie, podoba mi się ten cel :D :D :D
A Tobie Darku? :>
:D
Cho troszeczkę przeraża... ale jesteśmy twardzi :] (twardzi inaczej ;p)

kosma100 20:54 sobota, 13 grudnia 2008

Cel powinien być m.in. osiągalny :-)

djk71 20:39 sobota, 13 grudnia 2008

Już mi raz wyznaczyłeś i przez cały rok się przez to męczę i męczę... ;)
Poza tym wciąż chodzi mi po głowie udział w Pucharze Polski w Maratonach Rowerowych na Orientację.

djk71 20:28 sobota, 13 grudnia 2008

A myślałem, że to ja widziałem coś wyjątkowego... a to standard jakiś...

Ok, ok... pójdę... kiedyś...

djk71 20:12 sobota, 13 grudnia 2008

Na tej A4 to chyba jakaś moda panuje :D :D :D

P.S. Dariuszu - NA ROWER!!!!!!!!!!!!!!!!!
!!!

kosma100 20:03 sobota, 13 grudnia 2008

Chyba pora jakiś cel wyznaczyć....

djk71 00:23 sobota, 13 grudnia 2008

Dlatego na dzień dzisiejszy odpuszczam...

djk71 20:31 piątek, 12 grudnia 2008

Dzięki. Jak bym się tak bardzo przejmował to po pierwszej jeździe bym zrezygnował z rowerowania... ;)

djk71 07:21 czwartek, 11 grudnia 2008

Dałeś rade stary,gratulacje wielkie,a kryzysy zdarzają się,nie się czym przejmować
pozdrawiam :)

Rafaello 06:45 czwartek, 11 grudnia 2008

Nie wypomina... jest wdzięczny :-)

djk71 22:24 środa, 10 grudnia 2008

Ale mi wypomina no kurde... :P

Galen 22:15 środa, 10 grudnia 2008

...a szósty częstuje batonikami i dętkami. ;P

Mlynarz 15:15 środa, 10 grudnia 2008

Mlynarz czwarty wyrabia gleby za wszystkich, piąty łapie gumy... :D

Galen 20:54 wtorek, 9 grudnia 2008

W pewnym momencie poczułem swoje powołanie i zacząłem obstawiać tyły :-)

djk71 20:40 wtorek, 9 grudnia 2008

Błażej do najtrudniejszych punktów prowadziłeś Ty. :)
Ja myślę, że źle by się działo gdyby 11 osób wyciągało mapy i się zastanawiało gdzie jechać. W grupie musi być już podział na role.
Jeden nawiguje, drugi trzyma tempo, trzeci pilnuje dystansu itd...
Normalna rzecz. :)

Ja się cieszę bardzo, że świetnie się wszyscy mogliśmy bawić.
Co się uśmiałem na tej Masakrze... :D

Mlynarz 19:47 wtorek, 9 grudnia 2008

Błażej
Dzięki. Prowadziliście razem z Piotrkiem i świetnie Wam to szło. Pewnie gdybyście walczyli we dwóch to byście mieli niezły czas. Ale tak była okazja przeżyć parę fajnych chwil. Do zobzaczenia następnym razem.

BTW: Tego RSS-a wciąż Ci zazdroszczę i czekam z niecierpliwością aż pojawi się na innych blogach... ;)

djk71 19:30 wtorek, 9 grudnia 2008

Darek dzięki za wspólną jazdę. Bardzo dobry wpis;)

Co do wypaczenia idei RJnO podczas jazdy w dużej grupie, to trochę masz rację, ale nawet w grupach 2-3 osobowych musisz czasem zdać się na kogoś innego. Oczywiście gdy prowadzi się grupę i udaje dojechać do celu to satysfakcja jest duża:)
Tym razem Młynarz prowadził w większości.

Gratuluję ukończenia i do zobaczenia na następnej imprezie.

blase 18:48 wtorek, 9 grudnia 2008

Galen
Są takie chwile... ale zapewne będziemy je długo wspominali i... pewnie miło... ;)

kosma100
A co się bedę rozdrabniał... jak jeździć to do upadłego... ;)
Fajne statystyki ;)

djk71 18:44 wtorek, 9 grudnia 2008

A z drugiej strony - nie dziwię się Darku, że w pewnym momencie poczułeś się zmęczony.
Oto statystyka Twojej jazdy przez ostatni miesiąc:
40 % - wycieczki powyżej 100 km;
80 % - wycieczki ponad 70 km;
Rzadko ale intensywnie :D

Pozdrawiam :)

kosma100 18:05 wtorek, 9 grudnia 2008

Jaka porażka - porażką było by niestawienie się na MNM :D
Było pięknie :)
I dzięki za towarzystwo na ogonie :)
Pozdrawiam :)

kosma100 14:47 wtorek, 9 grudnia 2008

Mnie Masakra też pokonała. Nie ma się co martwić, czasem się zdarza największym twardzielom. Ja do domu też bym pewnie już nie jechał/prowadził roweru, gdyby mi ktoś zaproponował podwiezienie. Byłem wtedy w stanie oddać nerkę za szybki powrót do domu :P
P.S. Ja jeszcze nic nie poprałem. Czekam, aż się wykruszy :D

Galen 23:26 poniedziałek, 8 grudnia 2008

ewcia0706
Dzięki :-)
Kiedy do nas dołączasz?

djk71 22:23 poniedziałek, 8 grudnia 2008

pełna napięcia relacja...byłeś wielki!! gratulacje!! pozdrawiam...:)

ewcia0706 21:42 poniedziałek, 8 grudnia 2008

Mlynarz
I tak będę myślał o tym - jak o wygranej :-)
Moje ciuchy już wyprane ;)

Data już poprawiona, tak to jest jak się wpis robi na szybko.

JPbike
Dzięki, Świetna bo... impreza była świetna.
Mnie się bardzo spodobały imprezy na orientację, a nocna... miała swój dodatkowy urok.

djk71 21:40 poniedziałek, 8 grudnia 2008

A i Darku datę zmień na właściwą. :)

Mlynarz 20:40 poniedziałek, 8 grudnia 2008

Świetna relacja :-)
Wiesz co zacząłeś nawet mnie kusić do spróbowania czegoś podobnego ... no w takiego typu zawodach jeszcze nie brałem udziału ...
Pozdrawiam :-)

JPbike 20:29 poniedziałek, 8 grudnia 2008

Nie było żadnej porażki i nikt Cię nie pokonał Darku. :)
Wygrałeś już w momencie gdy zapakowałeś rower do auta w Zabrzu i obrałeś kierunek na Wrocław! :)

Cieszę się, że mimo zmęczenia spowodowanego pracą chciałeś do nas przyjechać i dołożyć swoją jakże ważną cegiełkę do naszej doskonałej zabawy!
Wiem, że takich imprez czeka nas jeszcze dużo!
I to cieszy - bardzo cieszy! :)

Upadki na SPD... dobrze, że miałem miękko. :D
Kąpiel błotna w grudniową noc nie jest wcale taka zła tylko... kto mi to wszystko teraz wypierze?! :D

Pozdrawiam!

Mlynarz 20:19 poniedziałek, 8 grudnia 2008
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa siezd

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]