Bez muzyki, spacerowo Dzisiejszy plan był nieco inny, ale po wieczornych wiadomościach (zostałem stryjkiem!!!) i nocnych pogaduchach z przesympatycznymi BS-owiczami jakoś nie udało mi się wstać o takiej porze jak planowałem.
W tej sytuacji na rower udało mi się wyjść dopiero o 15-tej. Dobre i to, zawsze to chwila w słońcu. Pierwszy raz od ponad miesiąca, pierwszy raz od Odysei za dnia. Nie chciało mi się dziś nigdzie spieszyć. Słuchawki zostały w kieszonce, a ja po prostu chciałem się powłóczyć po lesie. I udało się. Trochę po lesie miechowickim, potem przez DSD. Tam mała wpadka, najpierw błotko, a potem wjazd na ścieżkę wysypaną kamieniami. O ile pamiętam to kiedyś nie była taka. Źle się po tym jechało.
Potem chwila przez Segiet i spokojnie asfaltem (bo już ciemno się zrobiło) do domku.
Wiem, że ciężko w to uwierzyć ale... przysięgam na medalik świętej Maryi Dziewicy, że: - ja tylko wpisałem tam słowo "Młynarz" - resztę dopisała Asica :D - nie ja wcisnąłem ENTER. hehe
Mam nadzieję, że jutro uda Ci się wstać o tej porze, którą zaplanowałeś :D "...potem przez DSD. Tam mała wpadka..." a już myślałam, że była glebka :)))) No i szkoda, że tego filmu nie udało nam się obejrzeć razem... muszę cos z tym zrobić, hehehehehhehehe :) Pozdrawiam Stryjka ;)