Z niejasnych przyczyn zajmuję się niczym
Po bardzo długiej przerwie dziś znów na rower. Jak kiedyś bywało, wieczorem, po ciemku, przy niskiej temperaturze...
Wcześniej chwila zastanowienia się co ubrać. Trudny wybór. Zobaczymy, najwyżej zmarznę i wrócę wcześniej.
Ciemno więc asfalt, już po chwili zaczyna mi być zimno w uda i w palce, może jednak trzeba było wziąć rękawiczki z długimi palcami...
W Rokitnicy zaczyna mi przeszkadzać mżawka. Brak wycieraczek na okularach sprawia, że niewiele widzę. W Mikulczycach okulary lądują w kieszeni. Lepiej, dużo lepiej.
Centrum Zabrza, chłód jakby minął. Może dzięki temu, że przestało padać.
Jadę do Gliwic. W uszach punkowe przeróbki znanych przebojów. Mimo, że w wielu przypadkach przeróbki ograniczają się tylko do szybszego grania - fajnie się tego słucha.
W Gliwicach trafiam na kibiców Piastach wracających z meczu. Smutni, bo przegrali. W Czekanowie, po 25km czuję, że zaczynam słabnąć. Znam to uczucie, niby człowiek kręci jak przed chwilą, a rower jedzie coraz to wolniej. Widać efekty przerwy w jeżdżeniu. Kiedyś tego się bałem teraz wiem, że dojadę tylko wolniej.
Spokojnie jadę, niestety znów zaczęło mżyć.
Dom. Brakowało mi tego. Jazdy