Z Tomalosem czyli... bez niego

Sobota, 5 lipca 2008 · Komentarze(5)
Z Tomalosem czyli... bez niego

W nocy dojechaliśmy z Kosmą do Skrzynna (chwilę przed nami dotarł Młynarz – jednak rowerem jest szybciej niż samochodem ;-) ). Oczywiście wszystkich witała już mocno stęskniona moja rodzinka. Po gorących powitaniach i nocnym piwkowaniu pierwszy zonk… Jako, że celem naszej sobotniej wyprawy ma być Załęczański Park Krajobrazowy to przewodnikiem mógł być tylko Tomalos – i tak ustaliliśmy 2 tygodnie wcześniej. Tylko… no właśnie…tylko nikt nie powiadomił o tym Tomalosa… daliśmy ciała. Rano okazuje się, że Tomek ma już inne plany… i nawet nie próbowaliśmy nalegać na ich zmianę… :-)

Po długiej nocy wstajemy później niż planowaliśmy, ale z uśmiechem na ustach ruszamy w drogę: Agnieszka (ciekawe kiedy w końcu zobaczymy ją na BS), Kosma, Anetka, Wiku, Młynarz i ja.

Spokojnie suniemy przez wieluńskie wioski, co rusz podziwiając piękne lasy i piaszczyste urwiska. Czasem trzeba czekać na resztę.



W końcu jednak dojeżdżają.



W Krzeczowie chwila przerwy na uzupełnienie płynów. Świetna atmosfera, dobre piwo, uroki Warty sprawiają, że wcale nie chce nam się ruszać. I to jest dobra decyzja, bo po chwili zaczyna się ulewa. W zaistniałej sytuacji raczymy się pysznym żurkiem. Po chwili deszcze ustaje i ruszamy dalej. Powoli kończy się asfalt i coraz częściej pod kołami będzie trudniejsza nawierzchnia. Z piaskami łącznie… Nie wszyscy są szczęśliwi, choć Piotrek odkrył nowe przeznaczenie slicków…

Mimo trudniejszego terenu wszyscy są uśmiechnięci. W lesie zaczyna się zabawa w chowanego. To trzeba znaleźć szlak, który się zgubił...



... to deszcz znajduje nas w miejscu gdzie nie bardzo się jest gdzie schować, to znów Anetka gubi pieniądze, dokumenty i komórkę, szczęśliwie Monika wszystko odnajduje.



To znów chłopcy szukają jak największych kałuż… Ogólnie jest rewelacyjnie.



Bobrowniki. Tu kolejna zabawa w szukanie, tym razem zajmuje nam chwile odnalezienie przeprawy przez Wartę i drogi do rezerwatu Węże. W końcu udaje się. Na Bike Oriencie były jednak lepsze mapy. Pozdrowienia dla gościa który projektował mapę ścieżek rowerowych w okolicach Wielunia.



Przed nami górka… klimat rodem z Beskidów. Nie mam czasu zastanawiać się czy tam się da wjechać… Monika wjeżdża, więc… nie mam wyboru… twardym trzeba być. Miejscami trochę niebezpiecznie, kamienie spłukane deszczem są nieco śliskie… dajemy jednak radę. Jak się okazuje nie sami. Wjeżdża jeszcze Wiku, jak on to zrobił? Nie wiem. Jest dzielny. Reszta też po chwili dociera do góry.

Znajdujemy jaskinię, jednak zdrowy rozsądek nakazuje nam zostać u góry.



Po chwili odnajdujemy jeszcze jedną. Jest ich tu jeszcze kilka, jednak z taką mapą odnalezienie ich wydaje się być niezbyt możliwe.



Rezygnujemy i decydujemy się wracać, tym bardziej, że zaczyna się robić późno, a nie wszyscy mają lampki (a poza tym sklep jest czynny tylko do 21).

Zjeżdżamy w dół (część załogi sprowadza rowery) i jesteśmy świadkiem kolejnej glebki (wcześniej Wiktor sprawdza jak długo się leci z siodełka na ziemię), tym razem Anetka postanawia się zbliżyć z jej ulubionymi piaskami.



Ustalamy trasę, asfaltem przez Działoszyn. W Działoszynie miał być obiad. I był. :-) Musieliśmy wyglądać dziwnie, ale jak w mieście nie ma czynnej restauracji to trzeba było sobie jakoś radzić.



Dzielnie docieramy do Czernic. W obawie, że nie zdążymy wrócić do Skrzynna przed zamknięciem sklepu wykupujemy całe zaopatrzenie lokalnego sklepu i wrzucamy je w sakwy Piotrka. Mieści się :-)



Niektórzy miejscowi rowerzyści wolą inne trunki :-)




Po 21 docieramy do domu. Świetna wycieczka. Na tym jednak nie koniec. Po szybkim posiłku dalej w drogę. Obiecaliśmy Igorkowi, że jeszcze się z nim przejedziemy. Więc, mimo, że już po 22 ruszamy w trasę. Ekipa prawie w komplecie, nikt nie narzeka, że późno, że zmęczony bo… wszystkim brakuje około 10km do setki :-)
Więc po pretekstem jazdy z Igorkiem dokręcamy. Igor jest niesamowity. Mimo ciemności nadaje takie tempo, że co chwilę słychać jak ktoś woła „Igorku, zwolnij” ;)

Po chwili jego radość sięga zenitu, Piotrek montuje mu swoją lampkę. Jest wniebowzięty.

Dojeżdżamy szczęśliwe do domu. Rewelacyjny dzień. Fantastyczna trasa, świetne towarzystwo i cała masa przygód. I najważniejsze pierwsze w życiu setki Anetki i Wiktorka. I prawie setka Agnieszki. Gratulacje.

Szkoda tylko, że Tomalos nie mógł nam pokazać fantastycznych miejsc, które pewnie mijaliśmy w błogiej nieświadomości. Może następnym razem…

Więcej zdjęć i opisów u Kosmy i Młynarza.

Komentarze (5)

Oj mamy... ;-)

djk71 14:20 środa, 4 marca 2009

Widać ludzie na BS nie wiedzą co dobre. :D

Niezła akcja była, jak z Igorkiem w nocy jeździliśmy. :)
To trzeba mieć naprawdę nierówno pod sufitem żeby coś takiego robić - wygląda na to, że my tak właśnie mamy. ;)

Mlynarz 14:11 środa, 4 marca 2009

Rzeczywiście było fajnie.
Aż w szoku jestem, że taka fajna wycieczka nie była komentowana. Pewnie była wpisana z opóźnieniem ;-)

djk71 12:22 środa, 4 marca 2009

Fajnie wtedy było. :)
Jedyny przykry moment wyjazdu był wtedy, jak pokonał mnie Argus, a właściwie jego smak. :D

Mlynarz 11:29 środa, 4 marca 2009

Dzień arcy-udany :D
Gratulacje dla Anetki i Wikiego za setkę :D
dla Agnieszki za setkę OMC;
dla Igorka za super szybkie tempo na nocnej wycieczce rowerowej :D
dla Wikiego i Ciebie za pokonanie podjazdu i zjazdu bez glebek :D
Pozdrawiam i dziękuję za wspaniały dzień :D

kosma100 08:11 poniedziałek, 14 lipca 2008
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa iaiwr

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]