Dziś postanowiliśmy pójść z żoną do teatru. Do Studio Buffo. Na ulubiony spektakl moje żony... Metro. Artyści postanowili wykonać specjalną wersję z okazji 30 lecia musicalu. Niestety w związku z obecną sytuacją było to możliwe tylko online.
Jako, że za długie siedzenie nieco mnie męczyło postanowiłem się przy okazji trochę... porozciągać :-) Pierwszy raz to robiłem w teatrze, ale jak widać da się :-)
Zmęczony usnąłem pod wieczór. Na szczęście żona mi nie odpuściła i trzeba było biegać :-)
Początek sympatyczny, potem zaczął padać śnieg. I nawet zaczęło się robić tak jakoś bajkowo... Do czasu... kiedy przestałem widzieć. Mokre i zaparowane okulary nie pomagały w biegu po zaśnieżonych chodnikach.
Treningi z kwarantanny mi się spodobały. Mimo, że zacząłem biegać, to póki co nie odpuściłem. Dziś rano przed pracą też trochę siły :-) Przed śniadaniem :-)
Przedwczoraj były tylko ciężary. Wczoraj spacer (6km, a ja nie włączyłem Stravy... i co teraz? :)) Dziś w końcu, choć też nie bez trudu udało się pobiegać. I o dziwo całkiem lekko mi się biegło.
W trakcie jednego z ostatnich spacerów z żoną zrobiłem zdjęcie.
Miałem rano udać się po bułki, wyszło jednak trochę później. Na szczęście nikt z głodu nie umarł. Podjechałem do piekarni, zrobiłem zakupy i postanowiłem zrobić pętelkę, a może dwie...
Mimo, że asfalty top miejscami też mokro, a nawet ślisko... I do tego chłodno. Kończę po pierwszej pętli. W końcu dopiero przedwczoraj wyszedłem na dwór (albo jak mówią w Małopolsce: na pole) więc może lepiej nie przeginać i nie kusić losu.
Po bieganiu udało się z żoną pójść na spacer. A wieczorem w trakcie meczu chciało mi się jeszcze porozciągać. Nawyk z kwarantanny pozostał :-) Ciekawe na jak długo.