Korzystając z chwili przerwy wizyta na basenie. Trochę ćwiczeń. Wciąż mi nie smakuje ta woda... Próby pływania, momentami pozytywne (nawet mały komplement mi się dostał), ale przy próbach nabierania powietrza porażka i przestaję myśleć o tym, o czym powinienem. Trudno, jeszcze tam wrócę :-)
Kolejna walka w wodzie. Tym razem pod nadzorem. Łatwo nie będzie. O tylu rzeczach jednocześnie trzeba pamiętać. Do tego ciało nie zawsze chce słuchać. Mnóstwo uwag i sporo rzeczy do zrobienia. Do przećwiczenia. Czy będzie z tego jakiś efekt? Zobaczymy.
Palec już zdrowy więc znów na basen. tym razem w towarzystwie Igorka. Na miejscu miło spotkać kilku znajomych :-)
Kolejna walka z wodą, a może raczej z powietrzem. Jak stoję to nie ma problemu z wydychaniem powietrza pod wodą. Jak płynę to przez chwilę jest ok, a potem jest walka o nabranie powietrza (bez wody) a potem następuje gwałtowne pozbycie się go pod wodą i kolejna walka... Chyba nie tak ma to wyglądać, tym bardziej, że po chwili nie potrafię złapać oddechu i muszę odpocząć.
Do tego zegarek jest mało inteligentny, bo wymaga żeby ruszać rękoma, inaczej nie liczy długości. Przy pływaniu z deską. albo na plecach bez ruszania rękoma pokazuje dystans równy zero :-( No dobra, za dużo bym chciał :-)
Po wczorajszym nieudanym basenie dziś jest szansa na nieudane bieganie. Próbowałem się nie obudzić, ale żona nie dała za wygraną. Mam biegać żebym nie był marudny :-)
Chłodno. Ubieram więc bieliznę pod koszulkę i w drogę. Początek spoko, potem przy każdym nawet najmniejszym wzniesieniu problem. Czyli jak na rowerze. Wirtualny partner jednak motywuje i pilnuje żebym się nie obijał. :-) Jak żona :)