Wypadek
Po wczorajszej imprezie czułem lekki niedosyt, brakło mi trochę jazdy, na szczęście dziś rano Damian proponuje małą przejażdżkę.
Żegnamy się z częścią ekipy i wraz z Wiktorem ruszamy nad wodę. Raz jeszcze Zalew (Jezioro) Sulejowski.
Po drodze rzut oka na Wolbórz
i ruszamy w stronę wczorajszego pkt 2. W stronę, bo nie zamierzamy walczyć z piachami, a jedynie znaleźć się w jego pobliżu.
W pewnym momencie decydujemy się jechać rowerówką i... witamy na piachach, znów momentami trzeba pchać rowery.
Chwila przerwy nad wodą Wiku odpoczywa wśród czerwonych mrówek...
Jak się okaże to nie one były najgorsze.
Czas wracać, bo jest jeszcze kilka osób, z którymi trzeba się pożegnać.
Docieramy tuż przed odjazdem Jahoo81, Kosmy100 i Kobry...
Przed odjazdem odkrywamy jeszcze jednego BS-owicza. Niestety jego tu nie zapraszaliśmy. Obok ucha Wiktora jest... wbity kleszcz :-(
Prosto do szpitala w Piotrkowie. Na szczęście udaje się go bezawaryjnie usunąć. Lekarz zapewnia, że nie będzie problemów. Wierzymy, że ma rację.
Odwożę rodzinę do Skrzynna i wraz z Anetką, Wiktorem i kuzynką Agnieszką... ruszamy naprzeciw Kosmie , która jedzie tu rowerem. :-)
Po drodze Aga ucieka do przodu, a my... jesteśmy świadkami koszmaru... Kierowca jadącego z przeciwka BMW traci panowanie nad kierownicą i po wykonaniu kilku koziołków ląduje na słupie w przydrożnym rowie.
Szok, do tej pory takie sceny widziałem tylko na amerykańskich filmach.. samochód leciał w powietrzu, odbijając się raz od boku, raz od przodu...
Dzieje się to wszystko jakieś 100m przed nami. Ruszamy w stronę, auta, gdy tymczasem kierowca i pasażer uciekają z niego. Nie udaje się nam ich zatrzymać, bo ważniejszy jest drugi pasażer, który zakrwawiony wychodzi z auta i pada.
Dodzwonienie się na 112 graniczy z cudem. W końcu udaje się i odpowiednie służby zostają powiadomione. Wygrzebuje drżącymi rękoma bandaż z sakwy (dobrze, że je założyłem) i Anetka opatruje pacjenta. Krwawi okropnie, głowa rozwalona... Dobrze, że trafiło na nią bo ekipa gapiów potrafi jedynie stać i komentować. Nie wspomnę o kierowcy, który jechał za nimi i... po prostu pojechał dalej. Oby on nie musiał kiedyś czekać na czyjąś pomoc.
Jak się okazuje, cała ekipa była pijana, stąd ucieczka dwóch pozostałych "kolegów"...
Po chwili dociera do nas Aga z Kosmą. Okazuje się, że chwilę wcześniej goście omal nie zabili Moniki.... ciarki nas przechodzą...
Oczekiwanie na policję, zeznania sprawiają, że do naszej cioci docieramy bardzo późno. Szybka kolacja, pożegnanie z rodziną (moja żona z dziećmi tam zostaje się wczasować) i ruszamy z Kosmą do domu. O drugiej jestem w domu. Długi był ten dzień i powrót z Bike Orientu…
Całą powrotną drogą mam przed oczami tego chłopaka i to koziołkujące auto... nie chcę tego więcej oglądać...