Góry
Drogą przez Stolarzowice, Ptakowice do Starych Tarnowic (odżyły wspomnienia, tu rodziliśmy naszego drugiego syna). Na polach resztki (mam nadzieję) zimy.
Jak będzie trochę cieplej (choć dziś i tak nie jest źle: -3C) trzeba będzie się tu wybrać na dłużej, pooglądać kościółki, zaliczyć Leśniczówkę i zobaczyć w końcu czego to pozostałości tak straszą przy drodze (wygląda jak dawny pałacyk, dworek lub coś w tym stylu - ale strasznie zniszczony).
W Tarnowicach dość długi podjazd, ale nie jest źle, regulacja przerzutek w drugi dzień świąt była skuteczna (dzięki brat). Dalej kierunek: rynek w Tarnowskich Górach.
Tu, pełne zaskoczenie - dawno tu nie byłem - stoi jakieś igloo-akwarium (prawie jak w Gliwicach).
Obok niebieska (!) choinka i... pusto, prawie zero ludzi w sobotę, między świętami, około 17 - zero ruchu - dziwne miasto.
Powrót niezbyt ciekawy, trasa Tarnowskie Góry - Gliwice, okropny ruch, do tego całą drogę wiatr "w pysk" (a nie wierzyłem żonie jak mówiła, że strasznie wieje) i jeszcze się ściemniło. Na szczęście w nocy przykleiłem taśmą lampkę, która się nieco połamała po ostatnim upadku i świeci.
Z innej beczki: wiele osób się ostatnio dziwiło, że jeżdżę w zimie, że zimno itp.
Trudno im było zrozumieć, że odpowiednio się ubierając, będąc cały czas w ruchu jest dużo przyjemniej (i cieplej) niż wychodząc na 5 minut z domu lub z auta na dwór. Dziwne, ale prawdziwe.
Nowy rekord: Vmax=40,12 km/h