Bike Orient 2011
Bike Orient. Od tego zaczęła się moja/nasza przygoda z jazdą na orientację. To tu co roku spotykamy starych znajomych, poznajemy nowych . To tu co roku przez dwa, a nawet trzy dni odpoczywamy zapominając o wszystkich problemach dnia codziennego. Od tego wydarzenia co roku zaczynamy wakacje, jest ono stałym punktem w naszym kalendarzu.
W tym roku jest inaczej. Po raz pierwszy nie chce mi się jechać. Jestem zmęczony. Nie mam czasu. Do tego spora część znajomych musiała zrezygnować z przyjazdu. Nie chce mi się. Dzieci jednak czekają na ten maraton więc mimo, iż nie udało mi się wyjść z pracy wcześniej to.. jedziemy. Do Spały docieramy tuż przed dwudziestą trzecią. Mimo, że jeszcze przed chwilą byłem wściekły na wszystko to widok Piotrka, Pawła, ich rodziny i przyjaciół sprawia, że wraca mi humor. Nie wiem jak oni to robią, ale trudno się smucić przy nich. Rejestracja i lądujemy w domu rekolekcyjnym gdzie mamy noclegi.
Rano, mimo, iż wstajemy wcześnie na odprawę przyjeżdżamy w ostatniej chwili. Może dlatego, że wcześniej siedzę i rozmyślam pod tabliczką… NADZIEJA ;-)
Jechać czy nie jechać?© djk71
Jeszcze smarowanie łańcuchów, poprawa hamulców i… są mapy.
Wow, w tym roku organizatorzy przeszli samych siebie. Mapa wydana przez Compass, pierwsza chyba tego typu z zaznaczonymi punktami, które będzie można zdobywać… nie tylko na Bike Oriencie, ale również w przyszłości. Punkty zostają na stałe w terenie. Miejmy nadzieję, że nikt ich nie zniszczy.
Planujemy trasę, świadomie odpuszczając kilka punktów. Krótkie wskazówki dla Anetki, Wiktorka i Igorka i ruszamy. Od razu źle. W przeciwnym kierunku. Po chwili uświadamiam Monikę jak działa kompas - zwykle nie pokazuje południa - i jedziemy na pierwszy punkt - PK12 - brzeg stawu.
Ponoć na Dymnie tak było. Ja też chcę spróbować...© djk71
Lądujemy nad brzegiem i punktu nie ma. Do tego zaczyna lać. Brodzimy w pokrzywach ale zero. Wycofujemy się i postanawiamy przesunąć się trochę dalej. Jest punkt. Przy ścieżce, a nie tak jak szukaliśmy przy brzegu.
Jedziemy dalej. Chwila wątpliwości i w efekcie docieramy do zabudowań, nie ma jak przejść. Chcę wracać ale Monika nalega żeby próbować między domami. Udało się, choć kosztowało nas to przeprawę przez wysokie do pasa pokrzywy.
PK11 to lewy brzeg Pilicy. Trochę dalej niż tam gdzie zaczęliśmy szukać ale znajdujemy punkt.
Jedziemy do PK1 - strażniczówki. Droga prosta. Zbyt prosta, bo zagadujemy się i nie pilnujemy ani odległości ani szlaku. Kiedy się budzimy chwilę trwa zanim odnajdujemy się na mapie.
Plaża czy piaskowinica?© djk71
Piaskownia© djk71
Nadrobiliśmy kilka kilometrów. Po chwili docieramy do punktu. Niektórzy walczą nie tylko z mapą.
To się każdemu może przydarzyć...© djk71
Skansen, czyli PK6 zdobywamy bez problemu… nawet nie trzeba skakać przez płot…
Jak tam sięgnąć?© djk71
Droga na PK13 - lewy brzeg strumienia piaszczysta bo… Monika wybiera drogę, którą wcześniej wykluczyliśmy. Trudno. Dzięki temu mamy okazję ochłodzić nogi w strumyku. Wraz z butami ;-)
Dalej kapliczka, czyli PK5. Bez problemów. Chwila przerwy na jedzonko i dalszą analizę mapy.
A gdzie pustelnik?© djk71
Jedziemy na PK19 - szczyt wzniesienia. Najlepszy cel kiedy zaczyna się burza ;-)
Bedę pierwsza...© djk71
Burza jednak przechodzi obok, nas natomiast dopada ulewa. Drzewa w lesie w żaden sposób nas nie chronią.
Wyschłam już?© djk71
Mimo deszczu piaszczyste drogi dają trochę popalić.
Kiedy skończy się piach?© djk71
PK15 to również szczyt wzniesienia, tym razem jest to Cholerna Góra. Bez problemu. Prawie, bo nie wystarczy mieć kompas, trzeba go jeszcze używać...
Na PK4 - miejscu biwakowym spotykamy między innymi Niewe i Goro.
Wreszcie bufet© djk71
Nie wiem, czy to pod wpływem owoców, które zjadła, czy też pod wrażeniem chłopaków Kosma zapodaje takie tempo, że uchodzą ze mnie siły. Inowłódz mijam chyba siłą rozpędu. Do tego zapominam zatrzymać się przy sklepie. Nadrabiam to w następnej wiosce. W międzyczasie dowiadujemy się, że Wiku zgubił kartę startową, a potem ginie on sam. Na szczęście gdy docieramy do PK2 - dawnej gajówki już wszystko jest ok.
Chwila dyskusji co dalej. Zmęczony daję się namówić na PK17 - dla odmiany szczyt wzniesienia ;-) Jednak z kompasem na dłoni się jedzie inaczej - nie ma to jak trafiony prezent urodzinowy :)
Zdecydowanie łatwiej kiedy się przez cały czas widzi kierunek© djk71
Odpuszczamy szesnastkę i jedziemy do PK14 - ścieżki w obniżeniu. Chwilę się gubimy bo znika nam ścieżka. W tym samym czasie dzwoni Anetka, że też szukają czternastki i nie mogą znaleźć. Po chwili mamy punkt, ale w żaden sposób nie jesteśmy im w stanie pomóc, bo mamy problemy z zasięgiem. Dojeżdżamy do mety. Oddajemy karty i chcemy im jechać naprzeciw ale okazało się, że już dojeżdżają.
Zmęczeni ale zadowoleni© djk71
Pogaduchy ze znajomymi. Grill i dekoracja najlepszych. Tradycyjnie wracamy z kilkoma nagrodami: za najliczniejszy zespół, za najmłodszego uczestnika, dwukrotnie tombola… Jest tak fajnie, że nawet nie chce nam się sprawdzać wyników. Nie to jest przecież najważniejsze.
Ech, fajny dzień, fajny wieczór, fajna impreza. Czyli standard. Jutro jeszcze rajd rekreacyjny. Wielkie dzięki dla organizatorów. Tak trzymać. Pozdrowionka dla wszystkich :-)
Wynik: Zdobywamy 12 na 20 pkt czyli kwalifikujemy się do trasy Giga i zajmujemy tam miejsca: Monika 5/14, ja: 48/64