Po długiej przerwie...
Dawno nie jeździłem. Bardzo dawno. Tradycyjnie: brak czasu, brzydka pogoda, brak chęci… i milion innych powodów. Ten weekend w domu, do tego brak śniegu i nie pada… kończą się wymówki.. Trzeba jechać.
Przed wyjściem rzut oka na łańcuch… masakra. Szybkie smarowanie i w drogę. Szybko. Dziwnie szybko. Czyżby aż tak bardzo mi tego brakowało?
W Zbrosławicach podjazd pod kapliczkę i… brak sił. Wkrótce się okaże, że każdy kolejny podjazd wygląda tak samo. Czyli źle.
Kapliczka w Zbrosławicach© djk71
Dalej polną drogą zobaczyć gdzie mnie zaprowadzi. Tak jak podejrzewałem, na drogę do Księżego Lasu. Tylko czemu była taka błotnista? Upaćkany od stóp do głów. Mimo to wolę polne i leśne drogi niż asfalt.
Byle nie po asfalcie© djk71
Księży Las. Wyjątkowo nie jadę pod kościół tylko skręcam w prawo. Już tamtędy jechałem ale nie pamiętam gdzie wiedzie ta droga. Po chwili się dowiaduję… Jasiona. Tylko gdzie dalej? W lewo. Łubie. Fajnie się jedzie tylko strasznie wieje. Docieram do Pyskowic. Nie wjeżdżam do centrum, tylko wracam w stronę domu, bo czas na obiad.
W Zbrosławicach kryzys. Nie mogę. Bolą mnie uda. Do tego średnie tempo około 10km/h. I postoje. Koszmarna końcówka. Częściowo na stojąco. Porażka.
W domu przeglądając RSS-y trafiam na wpis Lukaska:
"Niestety w drodze powrotnej ogromny wiatr dał mi popalić. Około 12 km przed końcem jechałem prędkością ~12 km/h. Wróciłem bardzo zmęczony, nie czułem nóg. Wszystko przed bardzo długą przerwę"
Jakbym czytał siebie. Jestem zmęczony ale cieszę się, ze pojeździłem.
Poza tym czemu się dziwię, ostatni raz "taki" dystans zrobiłem ponad 100 dni temu...