Marudzenie
MarudzenieNiradhara na swoim blogu napisała dziś:
"Dzień wstał szary i ponury, jakaś brudna mgła spowiła świat i wszystko zdawało się mówić: (...) odpuść sobie, ułóż się wygodnie na kanapie, włącz TV i zacznij wreszcie hodować oponkę."
Jak u mnie, tylko jak tak właśnie zrobiłem... :( W przeciwieństwie do Eli.
Zrobiłem tak po raz kolejny w ostatnim czasie i to nie tylko w kwestii rowerowej... Nie potrafię się zabrać do wielu rzeczy, a jak już się wezmę to nie potrafię się na nich skupić, skoncentrować, wszystko idzie wolniej niż powinno, wolniej i gorzej niż działo się kiedyś.
Przemęczenie? Jesienna depresja? A może zwyczajne lenistwo? A może problem z organizacją czasu? Nie wiem...
W każdym razie nie jest mi z tym dobrze...
Do tego dziś ekipa rządzi na
Mini Nocnej Masakrze. W
zeszłym roku było fantastycznie, żałuję, że dziś mnie tam nie ma...
Nie wiem. Muszę coś z tym zrobić. Jakoś sobie to wszystko poukładać. Znów wrócić do normalnego rytmu życia. Tylko... jak? Nie wiem. Nie mam pojęcia... Ech.. sorry za marudzenie...
Komentarze (55)
Zostało 112 ale raczej ciężko będzie. Ale jak to już wielokrotnie w tym serwisie było pisane - nie jeździmy dla cyferek tylko dla przyjemności...
djk71 05:54 poniedziałek, 28 grudnia 2009
132 km w 15dni da się zrobić :) Sam mówiłeś że jesteś zaprawiony w zimowych jazdach. Możesz np po świąteczne zakupy na rowerze jeździć ;)
3mam kciuki i pozdrawiam :)
Goofy601 12:16 wtorek, 15 grudnia 2009
Młynarz,
Tu same bajki, przypowieści z morałem, a Ty tu...
No dobra z tego też można kilka morałów wyciągnąć.... ;)
djk71 20:59 poniedziałek, 14 grudnia 2009
Jak już tak dowcipami sypiemy...
"Mężatki poszły na damską imprezę.
Lekko wstawione wracają do domu.
Przechłodziwszy obok cmentarza zachciało im się sikać, więc wskoczyły za nagrobki, ściągnęły majtki i sikają.
Nagle pojawia się grabarz z kijem w ręku i zaczyna gonić bezbronne kobiety.
Na drugi tydzień spotykają się mężowie i jeden mówi:
- Wiecie moja żona mnie chyba zdradza. Ostatnio wróciła z podartą spódniczką.
Na to drugi:
- A moja wróciła z podartą spódnicą i bez majtek.
A na to trzeci:
- To jeszcze nic, moja wróciła z podartą spódniczką, bez majtek i z szarfą na szyi "NIGDY CIĘ NIE ZAPOMNIMY - CHŁOPAKI Z RADOMIA" "
:D
Mlynarz 19:31 poniedziałek, 14 grudnia 2009
Żartowałem. :D
Mlynarz 15:23 poniedziałek, 14 grudnia 2009
Idę na Piasta. :)
Mlynarz 15:23 poniedziałek, 14 grudnia 2009
Ja akurat nie uważam, by rozmowa, dialog z drugą osobą był rozbijaniem gówna na atomy.
Konfrontowanie swoich poglądów ze zdaniem innych prowadzi zazwyczaj do wysnuwania ciekawych wniosków, spostrzeżeń i przede wszystkim uczy innego spojrzenia na te same sprawy.
To wszystko jest bezcenne właśnie w procesie pracowania nad sobą, uzyskiwania lepszych wyników, efektów itd.
To jest pomocne.
I żeby nie było niejasności... Ja wziąłem się za siebie. :)
Ale dużo, dużo wcześniej.
Tylko to proces praco/czasochłonny. :D
Uważam, że pośpieszna praca często jest niedbała!
Jak to mawiał A. Einstein "Każda praca jest dobra, o ile jest dobrze wykonana". :)
Mlynarz 15:22 poniedziałek, 14 grudnia 2009
Aśka,
1. Żałuj, że nie byłaś na koncercie. Było naprawdę rewelacyjnie. Gdzieś na sieci ktoś w komentarzach do koncertu napisał: "co oni biorą???!!!!! co za energia!! napieprzali jak króliki duracella!!! "
2. Coś w tym jest, to ta polska mentalność... sejmy, sejmiki...
4. Koń rządzi.. Teściuniu też ;)
Kajman
Ech Ci sprzedawcy... :)
Monika
To znaczy, że w tym miesiącu musiałbym jeszcze ponad 100km zrobić... masakra...
djk71 14:33 poniedziałek, 14 grudnia 2009
Nie marudź tylko wsiadaj na rower.
Może dobijesz do równej liczby - 2500 km???
Ja dzisiaj wymyśliłam, że postaram się dobić do 12, tylko nie wiem czy mi się uda, bo ostatnio bardzo skutecznie się obijam :)
Pozdrawiam
kosma100 05:24 poniedziałek, 14 grudnia 2009
Robi się bajkowo... ;-)
djk71 00:11 niedziela, 13 grudnia 2009
Spotkało się dwóch kumpli ze szkoły po wielu latach. Co u Ciebie?
-Mam dom, świetne auto, kapitalny ogród a ostatnio to nawet słonia sobie kupiłem:)
-Po co Ci słoń?
-Wiesz, trąbą ogródek podlewa, dzieci huśta i ładnie się prezentuje:)
-Ty, to sprzedaj mi tego słonia:)
-Nie ma sprawy:)
Mija kilka miesięcy. Koledzy spotykają się ponownie.
-Jak tam słoń?
-Daj spokój, ogród zdemolowany, nasrane na wysokość pierwszego piętra a sąsiedzi na mnie policję wzywają bo tak hałasuje, że spać nie mogą:(
-No, kochany, tak to ty tego słonia nie sprzedaż
Punkt widzenia:)
Pozdrawiam
Kajman 21:05 sobota, 12 grudnia 2009
Darku
1. Ja przede wszystkim żałuję, że nie byłam z Wami na tym koncercie Myślę, że porządnie wyskakałabym i wytańczyła wszystkie te pierdoły co siedzą w środku...
2. Do sytuacji, o której pisał Piotrek muszę dodać, że powiedziałam jeszcze jedno stwierdzenie "rozbijacie g.... na atomy" zamiast wziąć się za siebie...
3. Coś w tym jest - ale jak widać niektórzy potrzebują na to nieco więcej czasu
4. Opowiem Ci dowcip o pesymiście i optymiście... Sprzedał mi go Teściuniu, a że Święta za pasem i o optymizmie też tu była mowa to uwaga zaczynam:
Pewna kobieta miała dwóch synów: pesymistę i optymistę. Zbliżały się Święta i zachodziła w głowę, co kupić im pod choinkę. Poszła na targowisko i w zabawkowym zobaczyła kolejkę - pomyślała, że kupi ją pesymiście - na pewno będzie zadowolony. Tak też zrobiła. Niestety na tę kolejkę wydała wszystkie pieniądze, jakie miała. Zmartwiła się bardzo, że nie ma nic dla optymisty. Wracając do domu zobaczyła na ziemi końskie łajno. Niewiele myśląc wzięła je do domu i zapakowała jako prezent dla optymisty.
Przyszły Święta. Dzieciaki otwierają prezenty. Pesymista wyciąga kolejkę, patrzy na nią i mówi: "Łeee, kolejka. Pewnie i tak się zaraz zepsuje.". Na to optymista otwierając swój prezent krzyczy: "Hurra, dostałem konia!!!". Matka zdziwiona patrzy na syna i pyta: "Jakiego konia?".
- Tego, co się zesrał i uciekł!
:D
Reasumując, trzeba rzeczywiście inaczej spojrzeć na to, co nas przytłacza. Szukać zawsze pozytywów, przeć do przodu... Pamiętaj, żeby rozstawić szeroko łokcie :D Taki żarcik :)
Pozdrawiam Ciebie Darku i wszystkich komentatorów...
jahoo81 21:58 piątek, 11 grudnia 2009
Kajman
Wiem co to jest cel... :-) Ale najtrudniej go czasem wyznaczyć.
"bez pał litra etowo nie razbieriosz" - to fakt, inna sprawa, że "z" też nie łatwo ale za to przyjemniej :-)
Mlynarz
Coś w tym jest co powiedziała ;-)
Ale czasem trzeba najpierw pomyśleć, coś zaplanować, doradzić się zanim się weźmie do roboty...
kosma100
Jak nie kombinuję to... wniosek jest jeden... ;)
grzech74
Przecież wiesz, że nie piję...
Trza było wczoraj być w Krakowie na Gogolach - Ci to potrafią polepszać humor :))
djk71 23:18 czwartek, 10 grudnia 2009
szwagier w sobotę wyoijemy zwykłą czystą wódkę to sie nam humor polepszy;)
grzech74 10:14 czwartek, 10 grudnia 2009
Hehehehe.
Istnieje pewna zależność: im mniej jeździsz tym więcej masz komentarzy:
Jeździsz - komentarzy masz średnio 15/wycieczkę;
nie jeździsz - 40 komentarzy :-)
Tylko nie wyciągaj z tej zależności pochopnych wniosków ;p
kosma100 08:38 środa, 9 grudnia 2009
Miłego dnia!
:-)
kosma100 06:06 środa, 9 grudnia 2009
Wczoraj do myślenia dała mi jeszcze inna rzecz.
I w sumie mnie nie cieszy.
Otóż po południu, gdy Asia wróciła do domu, powiedziałem jej z entuzjazmem:
- Zobacz do jakich fajnych wniosków doszliśmy z Darkiem. Patrz co napisał Kajman i inni - to bardzo ciekawe.
Asia mi na to:
- Zamiast wziąć się do roboty to siedzicie i piszecie...
Zasmuciła mnie i zdenerwowała.
Ale chyba ma rację. :/
Miłego dnia! :)
Mlynarz 06:02 środa, 9 grudnia 2009
A tak sobie jeszcze marudząc. Darku, jest wielka różnica między celami a marzeniami. Cele się realizuje a marzenia są fajne. Jestem przekonany, że wszystko będzie OK. Fajny temat wywołałeś ale bez pał litra etowo nie razbieriosz:)
Kajman 23:30 wtorek, 8 grudnia 2009
alistar:- Przyjemność, obowiązek, itp. Stawianie sobie celu prowadzi do zmiany sposobu myślenia. Wyrzucamy wredną myśl "muszę" i zastępujemy ją miłą myślą "chcę". Lubię czerpać z mądrości ludowych, a jak powiedział stary baca "Cłek w swym zywocie to musi dwie zecy, wysrać się i umzyć". Przemyślał to chwilę i powiedział "A w zasadzie to jednom, umzyć, bo jak się nie wysro to tys umze". Robiąc cokolwiek wolę myśleć, że robię to, bo chcę, bo taki mam cel, niż myśleć, że coś muszę zrobić. Często to dotyczy tej samej czynności ale gdy chcę to czuję się świetnie, gdy muszę podle. Wybór należy do mnie:). Pewnie, że jak słusznie zauważył Damian, dalekosiężne cele powinny być podzielone na etapy które jak to Młynarz w przytoczonej bajce podkreślił trzeba realizować konsekwentnie. Większość ludzi wyczuwa to intuicyjnie ale nie do końca chce stosować:( Jakże wielu ludzi wstaje rano tylko dlatego, że ma parcie na pęcherz, a przecież można to zmienić bardzo szybko:) Wszystko jest w naszej głowie i tak naprawdę od nas samych zależy:)
Kajman 22:28 wtorek, 8 grudnia 2009
niradhara
Mam nadzieję, że prawdziwą radość i spontaniczność będę przeżywał i oglądał jutro w Krakowie na Gogol Bordello :-)
Glebozerca
A gdzie tu dzisiaj bimber dostać jak wszędzie tylko same łyskacze na myszach robione...
alistar
Masz rację, przywaliło mnie... Swoją drogą dziś po raz kolejny dziś słyszę o pozytywach, o jasnej stronie, o optymizmie... coś w tym widać jest... Tylko trzeba zacząć patrzeć przez inne okulary. pora na wizytę u optyka.
Za życzenia dziękuję, postaram się pomóc sobie w ich spełnieniu...
DMK77
Zarządzanie celami przerabiałem, przerabiałem... i nie tylko to. Najgorsze jest to, że teoretycznie wiem... tylko czasem ciężko w to wszystko uwierzyć, zastosować...
Ech Bieszczady 2008... bez komentarza :-)
Co Twoich planów to zrobiłeś... BARDZO wiele... Mam nadzieję, że noga szybko będzie sprawna...
Oczywiście nie pisałem o rowerze (a raczej nie tylko)...
Walka z zapychaczami będzie ciężka bo... one są wszędzie... nawet tu czasem :-)
Mlynarz
Porównywanie mi nie grozi. Zawsze miałem to... Ty wiesz gdzie. Inaczej musiałbym między innymi przestać jeździć i robić mnóstwo innych rzeczy.
Najważniejsze jak piszesz (i jak piszą inni) wyznaczyć sobie cele, a potem je realizować. I to od razu, krok po kroku żeby - jak pisał Damian - nie obudzić się w grudniu z ręką w nocniku...
Tylko trzeba to zrobić, a przez ostatnie lata miałem z tym problem, z celami, z marzeniami... Czas chyba po raz kolejny porozmawiać sam na sam ze sobą... Tylko trzeba znaleźć chwilę wolnego czasu...
djk71 18:15 wtorek, 8 grudnia 2009
A pamiętacie bajkę o żółwiu i zającu?! :D
Zając był przekozakiem, wiedział że jest dobry, że w wyścigu pokona żółwia, który jest od niego dużo wolniejszy.
Żółw w zderzeniu z zającem był bez szans, na jego tle zając wyglądał jak perfekcjonista. Żółwik zaś, no cóż... on po prostu był skazany na porażkę - mógł śmiało powiedzieć: "nie dam rady", "to bez sensu", "zając mnie zdeklasuje", "skompromituję się"... Generalnie miał wszelkie dane ku temu, by stać się prokrastynatorem. :D
Zarówno żółw, jak i zając mieli ten sam cel: dotrzeć do mety jak najszybciej.
No i co?! Jak było?! :)
Kto wygrał?! :D
Jaka była postawa zająca w tym wyścigu?!
Jak się zachował żółw?!
No właśnie!
Wygrał żółw!
Zając lekceważył przeciwnika, uważał że zdąży z wykonaniem zadania i osiągnie cel, odkładał to na później i w tym czasie robił inne rzeczy, zapominając o swoim celu. Gdy się otrząsnął... było za późno.
A było za późno, bo dzielny żółw konsekwentnie dążył do celu, starał się, ani przez chwilę nie myślał o tym, że nie ma szans - on po prostu postanowił dotrzeć do mety i krok po kroku robił to. Biegł cały czas, nie zatrzymując się - on był spragniony celu i osiągnął go. :)
Konsekwencja.
A co by się stało, gdyby jednak żółw przegrał z zającem?!
Nic.
Byłby drugi na mecie.
Nie osiągnąłby pierwotnego celu ale wiedziałby, że dołożył wszelkich starań by jednak wygrać.
Wiadomo, że nie zawsze w życiu da się wygrywać ale czy to powód do rozpaczy?!
Myślę, że żółw byłby szczęśliwy. Przecież podjął walkę.
[b]W życiu nie ma gwarancji, że wszystko co robimy się nam uda.
Nie możemy mieć stuprocentowej pewności, że gdy będziemy dążyć do celu to go osiągniemy.
Jeśli jednak nie będziemy próbować realizować swoich marzeń, planów, celów i zadań to... możemy być na 100% pewni, że ich nie zrealizujemy.
Dlatego lepiej być takim żółwiem ale mieć cel i próbować go zrealizować. :D
Poza tym nie ma co się porównywać do innych. (żółw miał to w głębokim poważaniu)
To bez sensu.
Bo zawsze znajdziemy lepszych i gorszych od siebie. :)
Pozdrawiam!
Mlynarz 15:48 wtorek, 8 grudnia 2009
...tak sobie czytam te Wasze komentarze...
djk71, myślę, że "przywaliło Cię" - jak ja to nazywam, czyli trochę za wiele się zebrało; a potem o równię pochyłą w dół już łatwo...
niradhara ma rację - w przyjemnościach stawianie sobie celu - jak dla mnie - nie ma sensu; wtedy przyjemność przestaje nią być a staje się kolejnym obowiązkiem...
...a co do perfekcjonizmu - wiem jak potrafi spalać,niszczyć ludzi; więc djk71, może spróbuj pozwalać sobie na "niedoskonałość", na to, że coś możesz zrobić gorzej, wolniej, mniej - niż zaplanowałeś, i nie odczuwać z tego powodu tragedii, nie mieć poczucia, że jak nie 100% na maksa, to w ogóle nie ma sensu...
...a przede wszystkim spróbuj się skupić na pozytywach, które są (nawet jeżeli widzisz głównie negatywy), jakby od nich zaczynać i na nich kończyć; czasem się to udaje ;)
Życzę Ci nastania pogodniejszych i radośniejszych dni :)
alistar 13:37 wtorek, 8 grudnia 2009
Muj wój zafsze mawiał, rze jak sie w głowie nagromadzą smótki to czeba je bimbrem potraktować! Na mnie to działa!
Glebozerca 11:40 wtorek, 8 grudnia 2009
Darku, rozumiem Cię doskonale i dlatego sądzę, że wyznaczanie sobie celów w tych dziedzinach życia, w których, tak jak w jeździe na rowerze, chodzi głównie o przyjemność, jest nieporozumieniem. To trochę tak jak w miłości - liczy się radość i spontaniczność, a nie zadaniowość ;)
niradhara 06:19 wtorek, 8 grudnia 2009
jahoo81
A kiedy przyjeżdżacie?
Kajman
"Jeżeli skupiasz się na celu nie masz czasu na głupie myślenie" - właśnie wystarczy "tylko" się skupić.... tylko nie zawsze to jest takie proste... Inna sprawa, że jak już się uda to jest jakoś lepiej... i wszystko zaczyna się układać...
niradhara
Dzięki ;-) To nawet nie do końca tak jak piszesz o tych km. Niezbyt mnie interesuje co ktoś zrobił. Ważne żebym to ja zrobił to co chciałem i to tak jak chciałem albo jeszcze lepiej. U mnie to wygląda tak, że jeśli założyłem, że przejadę 7000 i coś się wydarzy w międzyczasie, tak że będzie to niemożliwe (lub tak mi się będzie wydawało) to przestaję jeździć bo przejechanie 6800 traktowałbym jako porażkę. Efekt jest taki, że po np. 2000 przestaję tłumacząc sobie, że to przez złamaną nogę, ciężką pracę albo zbyt zimne/ciepłe lato... I lepiej (tylko czy naprawdę) się z tym czuję niż gdybym miał nie osiągnąć tego co chciałem.
I niestety tak jest w wielu tematach, które rozgrzebałem w życiu i... boję się je skończyć bo a nuż nie wyjdą tak jak sobie to wyobraziłem/zaplanowałem. Efekt - zostawiłem je połowie i gdzieś nade mną wiszą dobijając mnie swoim istnieniem.
kosma100
No może jeszcze na koncert w środę pojedziemy wspólnie a potem się zobaczy... :-)
djk71 22:42 poniedziałek, 7 grudnia 2009
Darku Tylko nie urośnij za bardzo po słowach Eli ;-)
Bo nie wiem czy tak świetny facet będzie się chciał zadawać ze zwykłą Kosmą :-)
Pozdrawiam wszystkich komentatorów :]
kosma100 20:18 poniedziałek, 7 grudnia 2009
Myślę, że Piotrek nie rozumie problemu tak do końca. Pozytywne myślenie to jedno, a perfekcjonizm to drugie. I tu sprawa robi się poważna. Perfekcjonista, który postawił sobie za cel przejechanie np. 7 tys. km, cieszy się po jego osiągnięciu najwyżej 5 minut, a potem zwraca uwagę już tylko na to, że inni jednak przejechali więcej :(
Stąd depresja i prokrastynacja.
Darku, musisz tylko trochę wyluzować, nie wymagać od siebie zbyt wiele, nie rozliczać się i nie robić sobie wyrzutów. No i co z tego, że przez jakiś czas nie jeździłeś? Co z tego, że coś nie wyszło tak jak planowałeś? Co z tego, że kilometrów jest mniej niż kiedyś? Przeszłość już minęła, a przyszłość dopiero będzie. Ważne jest tylko tu i teraz! A teraz chcesz iść na rower! :)))
Jesteś świetnym facetem :))) Ciesz się tym i ciesz się każdą chwilą :)))
Bardzo, bardzo serdecznie pozdrawiam :)))
Ela
niradhara 20:09 poniedziałek, 7 grudnia 2009
To co pisałem dotyczy każdego aspektu życia a rower był tylko przykładem. Pewnie, że cele (nie plany) realizuje się czasami łatwiej, a czasami wymaga to większego wysiłku. Jeżeli jak to mówią moi koledzy nie wkładasz sobie g... do głowy, czyli nie myślisz o żabach realizują się często szybciej niż zakładamy:) W większości wypadków jest to stosunkowo proste. Jeżeli skupiasz się na celu nie masz czasu na głupie myślenie i nie dociera do Ciebie, że coś może być nie tak. Przecież realizujesz cel:)
Przypomnij sobie jak kiedyś bardzo chciałeś coś sobie kupić, czy jechałeś w Bieszczady albo jak Młynarz jechał dookoła Polski. Czy jakaś fizyczna siła mogła Was powstrzymać:)?
Koniec wymądrzania:)
Kajman 19:18 poniedziałek, 7 grudnia 2009
Młynarz pyta: "Kiedy jeździmy?!" :)
Pozdrawiamy!
jahoo81 18:03 poniedziałek, 7 grudnia 2009
Te komentarze... Fajnie, że są. Fajnie, że są ludzie, którzy je napisali. Fajnie, że rower, ze Bikestats sprawiły, że się poznaliśmy... Fajnie...
djk71 17:26 poniedziałek, 7 grudnia 2009
Ech... też tak mam ostatnio ale te komentarze dały mi duuużo do myślenia.
Plany już się zarysowały, teraz czas na realizację.
Darku W środę odreagujemy ;-)
kosma100 16:56 poniedziałek, 7 grudnia 2009
Wiem Darku, wiem. :)
Ja Ciebie doskonale rozumiem, bo od dłuższego czasu czuję się podobnie.
To nie jest ani takie proste, jak napisałem wcześniej, ani takie proste jak pisze Kajman.
Pewnie dlatego, że życie nie jest proste, no ale nikt nie obiecywał nam że będzie łatwo.
Podoba mi się odwracanie pytań zaproponowane przez Kajmana. :)
Zawsze takie coś daje do myślenia, czasem nasuwa jakąś podpowiedź do działania, czasem motywuje.
Ja wiem jedno. Dawno "odkryłem" pewną rzecz i tego się trzymam.
Otóż doszedłem do wniosku, że naszym życiu przeplatają się ze sobą zawsze dwa różne okresy.
Jeden to taki, w którym się staramy, chcemy by coś nam wyszło, dajemy z siebie wiele, kombinujemy... i nic nie wychodzi.
Drugi... to sytuacja odwrotna. Czasem po prostu łapiemy taką passę, że wszystko nam wychodzi, do tego zdarzają się miłe niespodzianki, nawet jeśli się staramy mniej, to dostajemy wtedy od życia więcej niż byśmy chcieli. :)
Więc skoro teraz mamy taki troszkę gorszy okres, to... cieszmy się, bo im dłużej on trwa tym bliżej tego lepszego. :D
To coś na zasadzie, że po burzy i czarnym niebie zawsze wychodzi słońce a niebo staje się złote. ;)
Generalnie...
Trzeba robić swoje.
Efekty przyjdą. Pewnie, jak to w życiu bywa, w najmniej spodziewanym momencie.
:)
Mlynarz 15:41 poniedziałek, 7 grudnia 2009
Piotr, dokładnie choć tu nie tylko "chodzi" o rower.
Swoją drogą wiesz, że nie zawsze to takie proste. Przede wszystkim muszę przewalczyć dążenie do perfekcjonizmu w sytuacjach, które tego nie wymagają i... zwalczyć całą masę "zjadaczy czasu", a jest ich trochę...
djk71 14:08 poniedziałek, 7 grudnia 2009
Załóż sobie Darku na przykład coś takiego:
Każdego miesiąca przejeżdżam minimum 500 kilometrów.
Każdego miesiąca pokonuję minimum jedną setkę.
Co Ci to da?!
Ano co miesiąc będziesz mógł się cieszyć, że byłeś konsekwentny i udało Ci się zrobić 500 km pokonując przy tym jeden porządniejszy dystans.
Będziesz na bieżąco miał poczucie satysfakcji, każdego miesiąca. :)
Będziesz korzystał przez 500 km w miesiącu ze wszystkich przyjemności i zalet jakie niesie za sobą jazda na rowerze.
No i "niechcący" wyjdzie Ci na koniec roku minimum 6000 km. :D
Mlynarz 13:34 poniedziałek, 7 grudnia 2009
Generalnie...
1. Zadaj sobie pierwsze pytanie:
Co chcę osiągnąć w sezonie 2010 jeżdżąc na rowerze?! Co sprawi mi przyjemność, co da mi satysfakcję?
2. Gdy odpowiesz sobie na pierwsze pytanie łatwo będzie Ci określić swój cel więc... określ go. :)
3. Następnie zadaj sobie pytanie jak ten cel zrealizować. Gwarantuję Ci, że odpowiedź już znasz, bo brzmi ona... COCO JUMBO I DO PRZODU! ;)
4. Rób to. :)
Mlynarz 13:30 poniedziałek, 7 grudnia 2009
Dzięki Potrek :-)
Swoją drogą już za Wami zatęskniliśmy ;-)
djk71 09:05 poniedziałek, 7 grudnia 2009
Tak naprawdę z niczym nie trzeba walczyć:) Jasno sprecyzowany cel (co i do kiedy) i jego konsekwentna realizacja czyni cuda:) Reszta to tylko sposób myślenia czyli skupienie się na pozytywach i świat się zmienia. Jeżeli cel zostanie zrealizowany trzeba natychmiast wyznaczyć następny!!! i na nim się skupić. Dotyczy to wszystkich aspektów życia. Patrz Robin i jego 10 tys, Ela 7 tys nawet ja który robiłem przeciętnie po 1500 rocznie wykonałem zadanie 5 tys i teraz lekko się obcyndalam żeby zbytnio nie podnieść sobie limitu na przyszły rok ale moim celem na ten rok jest pozycja 227 i tego będę się trzymał. Ważne, przy wyznaczaniu celu trzeba wypisać sobie 25 powodów dlaczego chcesz go osiągnąć,reszta to pikuś, twu, Pan Pikuś:)
Kajman 09:00 poniedziałek, 7 grudnia 2009
Piotrek, masz rację. Nie zamierzam napychać kieszeni psychiatrom, psychoanalitykom itp. Wolę wydać ją na nową wycieczkę, rower itp :-)
Muszę sobie z tym faktycznie sam poradzić i wierzę, że się uda. A cele, motywacja itp...? Masz świętą rację. Co gorsze, sam teoretycznie o tym wiem. Byłem na szkoleniach z zarządzania projektami, otarłem się o NLP (i żałuję, że tylko otarłem) i teoretycznie wydaje mi się, że wiem więcej niż wielu innych ludzi w tej kwestii ale do tej pory słabo się to przekładało na codzienne życie. Choć tam gdzie próbowałem to rzeczywiście działo.
Trywialny przykład. Nasza zeszłoroczna bieszczadzka wyprawa - miała być, pragnąłem jej, więc kupiłem rower i potrafiłem bladym świtem lub w środku nocy siadać na rower i jeździć. Udało się. Efekt - jedna z piękniejszych przygód w ostatnim czasie.
Dopóki nastawiałem się na udział w tegorocznym Pucharze Polski w Maratonach na Orientację jeździłem na rowerze, kiedy okazało się, że nie wezmę w nim udziału, że w tym roku nie było planowanej żadnej wyprawy - zero motywacji, zero chęci do jazdy... Efekt - prawie trzy razy mniej kilometrów i wycieczek niż w zeszłym roku.
Podobnie w pracy, w innych projektach, w życiu...
A czy jest to PROKRASTYNACJA, czy też to tylko wymysł marketingowy? Niech będzie PROKRASTYNACJA. Myślę, że łatwiej walczyć z czymś nazwanym, opisanym niż z nie do końca wiadomo czym. To tak jak w sprzedaży, łatwiej sprzedać produkt, który ma nazwę i jakąś otoczkę niż tylko samą ideę.
djk71 08:16 poniedziałek, 7 grudnia 2009
I jeszcze jedno:) Trzeba wyznaczyć sobie jasne i wyraźne CELE. 10 000km na rowerze, 500 tys dochodu czy wakacje z rodziną na Karaibach. Każdy ma swoje ale trzeba się na nich skupić i konsekwentnie je realizować. Jeżeli celem ma być oponka na brzuchu czy rozmyślanie o tym jaki świat jest wredny to efektem będzie zawał, udar lub prokrastynacja:(
Kajman 07:37 poniedziałek, 7 grudnia 2009
Takie objawy ma od czasu do czasu każdy:( Zadajesz sobie niewłaściwe pytania. Pytanie dlaczego czegoś nie chcę zrobić mimo, że mam na to ochotę zawsze wygeneruje wiele odpowiedzi które są usprawiedliwieniem przed samym sobą (mgła, ciemno itp). A co by było gdybyś zadał sobie pytanie dlaczego coś chcesz zrobić?. Wówczas może trzeba się bardziej skupić, ale odpowiedzi będą pozytywne!!! (spotkam fajnych ludzi, zrelaksuję się, itp). To jest motorem działania a w NLP nazywa się motywacją. Inną sprawą jest skupienie uwagi na tym co chcesz osiągnąć zostawiając myśli otym czego unikasz nieco na boku!!!
Prokr.. coś tam jest fachową nazwą naciągaczy typu psychiatra, psychoanalityk itp. Ci ludzie lecą na twoją kasę i będą Cię chętnie leczyć bardzo długo i nieskutecznie!!! a przecież możesz to szybko zmienić SAM inaczej patrząc na świat:)
Przemyśl:) Pozdrawiam
Kajman 07:25 poniedziałek, 7 grudnia 2009
Kajman, obawiam się, że nie. Poza wygłupami staram się być zawsze z dala od lekarzy i leków. Nawet ból zwykle biorę na przeczekanie zamiast wrzucić w siebie jakieś pigułki.
Spojrzenie wstecz, nawet bardzo, bardzo wstecz idealnie wpisuje się w to o czym powiedział Młynarz. Lęk przed oceną, przed porażką, dążenie do perfekcjonizmu, zaniechania działania jeśli efekt nie miałby być doskonały... skąd ja to znam. I czemu się to nasila?
Może i z rowerem jest tak samo. Przecież w zeszłym roku potrafiłem znaleźć czas, chęć, mimo, że pewnie byłem tak samo zapracowany. Teraz pewnie bym też dał radę (może nie dziś), ale wczoraj, przedwczoraj... tylko zawsze było coś ważniejszego, coś innego, a tak naprawdę nic... Czemu wczoraj nie wyszedłem, bo było za późno, bo za duża mgła, bo jeszcze za chwilę, bo najpierw muszę.... bo już za późno, bo...
Muszę coś z tym zrobić.... i nie jutro, nie potem, nie kiedyś...
djk71 21:48 niedziela, 6 grudnia 2009
Taka dolegliwość nazywa się hipochondria:)
Kajman 21:31 niedziela, 6 grudnia 2009
A tak na poważnie to czytając o tym więcej muszę przyznać, że coś w tym jest. Chyba nawet więcej niż coś. Którejkolwiek strony o tej tematyce nie otworzę to czytam o sobie, jakbym sam o tym pisał. Masakra. Tak objawy, jak i przyczyny i skutki.
Piotrek, przeraziłeś mnie.
Ale może dobrze sobie uświadomić, że tu jest jest schorzenie i że trzeba z tym walczyć. Naprawdę walczyć.
djk71 20:33 niedziela, 6 grudnia 2009
Kolejne trudno słowo. Ale podoba mi się. Szwagrowi też się spodobało ;-)
djk71 15:38 niedziela, 6 grudnia 2009
No cóż, zupełnie jak bym słyszał siebie, opisując swoje dolegliwości, również opisałeś moje. :)
Możemy sobie jedynie uścisnąć dłoń i walnąć browara. ;)
Ostatnio nawet dowiedziałem się jak fachowo określana jest ta nasza przypadłość.
To nie jest zła organizacja czasu itd...
PROKRASTYNACJA
Uwaga!
Najczęściej dotyka osoby zdolne. ;)
p.s.
Ja tam się jednak nie martwię i Tobie zalecam to samo Darku.
Tzn. wkurza mnie, że teraz tak mam i nie sprawia radości. Jednak wiem, że to minie, po takich mniej fajnych okresach zawsze (ZAWSZE) przychodzi okres, gdy wszystko czego się dotkniemy wychodzi, ze wszystkiego jesteśmy zadowoleni.
I tak też będzie z nami. :)
Pozdrawiam!
Mlynarz 14:37 niedziela, 6 grudnia 2009
Rower śpi?
kosma100 20:29 sobota, 5 grudnia 2009
Już śpi. Jak i ja...
djk71 20:23 sobota, 5 grudnia 2009
Ewentualnie jak nie masz klocków to możesz skoczyć po rower Anetki ;)
kosma100 20:20 sobota, 5 grudnia 2009
Gdzieś mi klocki chyba się zgubiły... ;-)
djk71 20:11 sobota, 5 grudnia 2009
Marudzisz...
Ale ja niestety też tak mam... chyba zaraziłam się od Ciebie :(
A jak grzecznie prosiłam byś wstał o 6:00 i przyjechał na mały lans po Katowicach to się jakimś ciałem wyłgałeś ;p
Pozdrawiam i... przygotuj klocki ;-)
kosma100 19:54 sobota, 5 grudnia 2009
Chciałbym...ale nie wiem czy się uda...
djk71 19:33 sobota, 5 grudnia 2009
Tak, tak!!!! Popieram i Dynia i Elę:) Jutro masz szansę, jedziemy do Tychów na mikołajkową masę!!! Czapeczka nie jest obowiązkowa jak nas właśnie uświadomiła Ewcia:) Nie daj ciała!!! Wielu z ekipy czeka na CIEBIE, a więc do JUTRA!!!
Kajman 19:03 sobota, 5 grudnia 2009
Darku - jesienna depresja mija zazwyczaj z nastaniem grudnia, więc wstań z kanapy, uśmiechnij się i wskocz na rower!
Gorąco pozdrawiam :)))
niradhara 18:36 sobota, 5 grudnia 2009
Może pomóc a może wybierzesz się do Tychów na http://www.noltychy.pl/news,1733,wiecej.html
Dynio 18:14 sobota, 5 grudnia 2009