Nędza - powrót
Niedziela, 14 czerwca 2009
· Komentarze(4)
Kategoria do 50km, W towarzystwie, śląskie, Z kamerą wśród...
Nędza - powrót
Po fantastycznej zabawie do późnej nocy dziś zupełny brak sił. Do obiadu wielkie lenistwo, a potem… trzeba jeszcze wrócić. W trochę mniejszym składzie, bo Krzysiek wrócił wczoraj, a Darek decyduje się wrócić samochodem. Trudno, damy radę. Chyba. :-)
Przed obiadem odwiedza nas jeszcze jeden kolega na rowerze. Krótka rozmowa i Witek decyduje się wracać z nami. Fajnie.
Obiadek, szybkie pożegnania i jedziemy. Oczywiście inną drogą niż wczoraj. Widać, że obiad poprawił wszystkim samopoczucie, bo i humor dopisuje i są chęci do jazdy. Skręcamy w lewo? Tutaj? Tak, ok… i już jedziemy ścieżką, która nie wiadomo, gdzie wiedzie i czy za chwilę się niespodziewanie nie skończy. Czy to ma jakieś znaczenie? ;)
Docieramy jednak szczęśliwie na szlak i mkniemy leśnymi autostradami. Fantastyczne drogi. Oj, chyba będę tu częściej bywał, choć to jednak kawałek ode mnie.
Krótki postój na uzupełnienie płynów w barze będącym chyba jakąś mekką rowerzystów i jedziemy dalej.
Sporo rowerzystów ale nic dziwnego, tereny aż się proszą żeby po nich jeździć. Kolejny krótki postój i znów sporo jednośladów. Był pomysł na rybkę, ale ostatecznie decydujemy się na kultową ponoć pizzę u Rudika.
Pizza duża i całkiem spoko, ale najfajniejszy jest klimat tego miejsca. Jakaś kapela przygrywa do tańca, ludzie się bawią, dziwny ale fajny klimat.
Fajnie się siedzi ale pora w końcu dojechać do domku. Kolejne kilometry szybko mijają i dojeżdżamy do Gliwic. Żegnamy kolejno Tomka i Witka i docieramy we dwóch do mety.
Fajne dwa dni. Dobrze, że zdecydowaliśmy się na dojazd rowerami. Po drodze urodziły nam się jakieś pomysły z tym związane na przyszłość ale co z tego wyniknie… zobaczymy.
BTW: Tysiąc km. W zeszłym roku tysiąc miałem na koncie już w lutym. O tej porze miałem już 3,5 tys. Oj obijam się bardzo w tym roku. :(
Po fantastycznej zabawie do późnej nocy dziś zupełny brak sił. Do obiadu wielkie lenistwo, a potem… trzeba jeszcze wrócić. W trochę mniejszym składzie, bo Krzysiek wrócił wczoraj, a Darek decyduje się wrócić samochodem. Trudno, damy radę. Chyba. :-)
Przed obiadem odwiedza nas jeszcze jeden kolega na rowerze. Krótka rozmowa i Witek decyduje się wracać z nami. Fajnie.
Obiadek, szybkie pożegnania i jedziemy. Oczywiście inną drogą niż wczoraj. Widać, że obiad poprawił wszystkim samopoczucie, bo i humor dopisuje i są chęci do jazdy. Skręcamy w lewo? Tutaj? Tak, ok… i już jedziemy ścieżką, która nie wiadomo, gdzie wiedzie i czy za chwilę się niespodziewanie nie skończy. Czy to ma jakieś znaczenie? ;)
Docieramy jednak szczęśliwie na szlak i mkniemy leśnymi autostradami. Fantastyczne drogi. Oj, chyba będę tu częściej bywał, choć to jednak kawałek ode mnie.
Krótki postój na uzupełnienie płynów w barze będącym chyba jakąś mekką rowerzystów i jedziemy dalej.
Sporo rowerzystów ale nic dziwnego, tereny aż się proszą żeby po nich jeździć. Kolejny krótki postój i znów sporo jednośladów. Był pomysł na rybkę, ale ostatecznie decydujemy się na kultową ponoć pizzę u Rudika.
Pizza duża i całkiem spoko, ale najfajniejszy jest klimat tego miejsca. Jakaś kapela przygrywa do tańca, ludzie się bawią, dziwny ale fajny klimat.
Fajnie się siedzi ale pora w końcu dojechać do domku. Kolejne kilometry szybko mijają i dojeżdżamy do Gliwic. Żegnamy kolejno Tomka i Witka i docieramy we dwóch do mety.
Fajne dwa dni. Dobrze, że zdecydowaliśmy się na dojazd rowerami. Po drodze urodziły nam się jakieś pomysły z tym związane na przyszłość ale co z tego wyniknie… zobaczymy.
BTW: Tysiąc km. W zeszłym roku tysiąc miałem na koncie już w lutym. O tej porze miałem już 3,5 tys. Oj obijam się bardzo w tym roku. :(