Ciężko ale z uśmiechem
Czwartek, 13 kwietnia 2017
· Komentarze(3)
Kategoria Bieganie, Samotnie, śląskie, W 9 miesięcy do maratonu
Kolejny ciężki tydzień :-( I nawet nie narzekam, tylko po prostu tak jest... dużo zajęć, pośpiechu... I żeby nie było za prosto to w kolejne dni też czeka mnie pobudka przed piątą, a potem godziny w samochodzie. Jutro na pewno ponad 800km... Gdyby nie to pewnie bym kombinował żeby dzisiejszy trening przenieść na jutro.
Wróciłem do domu padnięty. Nie było już sił (ani czasu) żeby jechać na mecz na halę. Oglądam w tv. Oczywiście krótką przerwę wykorzystuję w stu procentach - zasypiam chyba równo z gwizdkiem sędziego, ale daję się rodzince obudzić na drugą część meczu. Wygrywamy i... nie pada... nie grzmi... żadnego wytłumaczenia żeby odpuścić trening... Jak mi się nie chce...
Dobra.... wychodzę... zmieniam kierunek biegu wokół osiedla Zaczynam od podbiegu pod Elzab. Dziwnie spokojnie. I tak wyglądają wszystkie trzy kółka, choć w pewnym momencie puls rośnie i oczywiście już nie schodzi poniżej pewnego (zbyt wysokiego) poziomu.
Co ciekawe przez cały bieg mam wrażenie, że się uśmiecham. Wciąż sprawia mi to radość. Wciąż gdzieś tam w głowie siedzi październik, że to zrobię, że się uda... :-)
Potrzebna mi też chyba była ostatnia rozmowa z bratem. Potwierdzenie, że to co i jak robię - ma sens, że nie robię zbyt wielu głupot.
Zobaczymy, pewnie takich ciężkich dni będzie więcej. Oby tylko deszcze i inne okoliczności im nie towarzyszyły i nie próbowały mi przeszkadzać...
Wróciłem do domu padnięty. Nie było już sił (ani czasu) żeby jechać na mecz na halę. Oglądam w tv. Oczywiście krótką przerwę wykorzystuję w stu procentach - zasypiam chyba równo z gwizdkiem sędziego, ale daję się rodzince obudzić na drugą część meczu. Wygrywamy i... nie pada... nie grzmi... żadnego wytłumaczenia żeby odpuścić trening... Jak mi się nie chce...
Dobra.... wychodzę... zmieniam kierunek biegu wokół osiedla Zaczynam od podbiegu pod Elzab. Dziwnie spokojnie. I tak wyglądają wszystkie trzy kółka, choć w pewnym momencie puls rośnie i oczywiście już nie schodzi poniżej pewnego (zbyt wysokiego) poziomu.
Co ciekawe przez cały bieg mam wrażenie, że się uśmiecham. Wciąż sprawia mi to radość. Wciąż gdzieś tam w głowie siedzi październik, że to zrobię, że się uda... :-)
Potrzebna mi też chyba była ostatnia rozmowa z bratem. Potwierdzenie, że to co i jak robię - ma sens, że nie robię zbyt wielu głupot.
Zobaczymy, pewnie takich ciężkich dni będzie więcej. Oby tylko deszcze i inne okoliczności im nie towarzyszyły i nie próbowały mi przeszkadzać...