Kryzys
Wczoraj wieczorem Kosma zagaduje żeby dziś zrobić zaplanowaną ostatnio traskę. Mówię, że nie da rady, bo Anetka leży w łóżku z zapaleniem płuc i nie chcę jej zostawiać na cały dzień samej. Wobec tego pada alternatywna propozycja wyjazdu o świcie - "o 9-tej będziesz już w domu". Nie jestem przekonany, czy rano będzie mi się chciało wstać. Piąta rano... wstaję ale nie chce mi się wychodzić na dwór przy minusowej temperaturze. Wysyłam SMS-a i wracam do łóżka. Trochę mi głupio, ale mam nadzieję, że Monika mi wybaczy ;-)
Jako, że rower wypieszczony w serwisie nie mogę sobie odpuścić jednak tego dnia, tym bardziej, że w końcu świeci słoneczko (jak tydzień temu).
Jeszcze nie wiem gdzie pojadę. Ruszam w stronę Zbrosławic, po drodze mijam kilku rowerzystów, z jednym się kawałek na przemian holujemy. W Ptakowicach odbijam w stronę Księżego Lasu, on w stronę Kamieńca.
Spotykamy się ponownie tam gdzie ostatnio spotkaliśmy się z "Huraganem". Już wiem, jadę w stronę Toszka. Mały ruch, ładna pogoda ale zaczynają mnie boleć nogi. Szybko. W Zacharzowicach już wiem. Siodełko - zbyt nisko ustawione. Przestawiam i od razu lepiej.
Toszek. Dziś przerwa na rynku, a nie na zamku. Pusto. Zero ludzi chociaż jest godzina 14:30... Dziwne zwyczaje małych miasteczek.
Czas na powrót - nie bardzo chce mi się wracać tą samą drogą. Ruszam w stronę Poniszowic. Kolejna fajna droga, małe zjazdy, podjazdy. W końcu Kościół św. Jana Chrzciciela z 1499 roku w Poniszowicach. obok dzwonnica z 1520 r. Byłem tu rok temu z Damianem w drodze na Górę św. Anny.
Jestem już blisko Pławniowic więc oczywiście nie mogę się oprzeć żeby tam nie zajechać. Pusto. Ślicznie.
Gdzieś już widziałem to nazwisko ;)
Czas wracać do domu, chociaż jeszcze nie wszystko zobaczyłem - będzie powód żeby tu wrócić ;-) W Taciszowie chwila wahania, w którą stronę, zaczynam czuć zmęczenie. Zmieniam pierwotnie wybrany kierunek i jadę w stronę Byciny. Przed Pyskowicami znów ból nóg. Za słabo dokręciłem zacisk sztycy siodełka i znów opadło. Jednak wysokość siodełka ma znaczenie.
Za Pyskowicami czuję poważne zmęczenie. Jednak to nie był dobry pomysł wyjeżdżać przed obiadem z dwoma tylko batonikami.
W Zawadzie próbuje mnie wyprzedzić ciężarówka. Wyczekuje na odpowiedni moment i przy pustej z przeciwka drodze wyprzedza mnie zachowując przepisową odległość. Niestety ciężarówka ciągnie... kombajn, który ma nieco szerszy rozstaw kół. Prawie się otarłem o jego wielkie koło. Idiota. Tym razem nawet nie byłem w stanie zapamiętać numeru, bo był zasłonięty.
Na szczęście transport jedzie tylko do Karchowic, gdzie właśnie docieram.
"Dzień dobry Panie Kierowco!" Tak powinienem zagadnąć, ale nie wytrzymuję i na widok wychodzącego z kabiny kierowcy wołam: "Masz idioto oczy?". Brzydko, wiem, ale koło było... duże...
Po krótkiej chwili, dowiaduję, się, że widział, ale miałem przecież jeszcze jakieś pół metra do krawędzi jezdni i mogłem zjechać... ręce mi opadły. Jedyny pozytyw, to to, że potrafi poprawnie odpowiedzieć na pytanie jaka jest minimalna odległość jaką powinien zachować od wyprzedzanego rowerzysty. "A jaka była?" pytam - "jakieś pół metra". Przynajmniej przeprosił kilkukrotnie.
Pożegnałem się już spokojnie i kulturalnie.
Ostatnie kilometry to koszmarne zmęczenie. Dojeżdżam z kilkoma przerwami.
Mimo wszystko fajny dzionek.
Trasa: Helenka - Stolarzowice - Górniki - Ptakowice - Wilkowice - Księży Las - Kopienice - Zacharzowice - Wilkowiczki - Toszek - Pawłowice - Ligota Toszecka - Niekarmia - Poniszowice - Pławniowice - Taciszów - Bycina - Pyskowice - Zawada - Karchowice - Kamieniec - Zbrosławice - Pławniowice - Górniki - Stolarzowice - Helenka