Moje życie, moja droga...
Środa, 16 lipca 2014
· Komentarze(2)
Kategoria do 50km, Muzyka i nie tylko, Samotnie, śląskie
Moje życie, moja droga...
Po dokładniejszym czyszczeniu rower w końcu przestał zgrzytać. Ruszam i od początku jest źle. Czuję kolano, które dość mocno i nietypowo zabolało mnie po kąpieli na Szadze. Do tego od samego początku myśli krążą z dala od treningu. Zjeżdżam do lasu, może tam będzie lepiej. Nie jest. Do tego cokolwiek bym nie robił to tętno maksymalnie sięga 140, gdzie zwykle maks to 180 albo i więcej.
Każdy podjazd to mordęga, prędkość jednocyfrowa (tak przynajmniej podejrzewam, bo nie mam licznika uszkodzonego na zawodach). A puls cały czas niski.
Po 25 minutach mam dość, przez kilka kolejnych jeszcze próbuję się zmusić żeby nie wrócić do domu, ale w końcu rezygnuję.
Jadę do domu zupełnie bez sił. Nie potrafię się zmusić do pedałowania. Zupełnie nie wiem czemu...
Do tego Endomondo od Szagi nie działa. Wyłącza się po kilku sekundach :-(
Zmęczony... nie tylko jazdą....
Po dokładniejszym czyszczeniu rower w końcu przestał zgrzytać. Ruszam i od początku jest źle. Czuję kolano, które dość mocno i nietypowo zabolało mnie po kąpieli na Szadze. Do tego od samego początku myśli krążą z dala od treningu. Zjeżdżam do lasu, może tam będzie lepiej. Nie jest. Do tego cokolwiek bym nie robił to tętno maksymalnie sięga 140, gdzie zwykle maks to 180 albo i więcej.
Każdy podjazd to mordęga, prędkość jednocyfrowa (tak przynajmniej podejrzewam, bo nie mam licznika uszkodzonego na zawodach). A puls cały czas niski.
Po 25 minutach mam dość, przez kilka kolejnych jeszcze próbuję się zmusić żeby nie wrócić do domu, ale w końcu rezygnuję.
Jadę do domu zupełnie bez sił. Nie potrafię się zmusić do pedałowania. Zupełnie nie wiem czemu...
Do tego Endomondo od Szagi nie działa. Wyłącza się po kilku sekundach :-(
Zmęczony... nie tylko jazdą....