Zupełnie przypadkowo zapisaliśmy się z żona na Bieg Trzech Zamków w Będzinie. To pierwszy z trzech biegów, pozostałe dwa odbędą się w Siewierzu i Sławkowie.
Przyjeżdżamy wcześniej żeby spokojnie odebrać pakiety i... zwiedzić zamek. Mały, ale dla miłośników broni musi być ciekawy. Nawet my, choć się na orężu nie znamy przystawaliśmy co chwilę żeby podziwiać niektóre eksponaty.
W końcu ruszamy, Najpierw biegacze, a długo potem (zupełnie nie rozumiem czemu) kijkarze. Mimo, że staram się biec bardzo powoli tętno skacze szybko do 170, 180, by średnia wyszła 185 :-( Niedobrze. Dobrze, że dałem radę całość przebiec (dwie pętle po 2,5 km) ale źle, że tak słabo. Słońce też nie pomagało.
Jak żyć z tymczasowym (mam nadzieję) zakazem uprawiania sportu?
Wczoraj skupiłem się na dopingu, choć czy to jest zdrowe, to nie jestem do końca przekonany ? Ważne, że piłkarze wygrali z Jagą, Szczypiorniści ładnie powalczyli z Orlenem Wisłą Płock choć zabrakło tej "kropki nad i". I na koniec UKS "31 Rokitnica" Zabrze wygrał ze Stalą Mielec.
Dziś jednak musiałem się ruszyć. Okazało się, że dziesięciokilometrowy spacer... dał mi nieźle w kość. Może więc faktycznie powinienem póki co dbać bardziej o siebie. Mimo to, że się zmęczyłem to było pięknie.
Chyba pierwszy raz odwiedziłem zalaną kopalnię w Pasiekach pieszo.
I znów fantastyczna atmosfera, uśmiechnięci ludzie... Mam wrażenie, że Ci wszyscy ludzie, którzy grają z WOŚP, nie tylko dziś ale przez cały rok, od wielu lat... są tak samo pozytywni i uśmiechnięci w domu, w pracy, wszędzie... I to raduje serce... Tak powinno być :)
Zimno, mokro, wyjść się nie chce z domu, ale jak się ma zamiar znów komplet startów zaliczyć to nie ma wyboru :) Do tego jesteśmy umówieni ze znajomymi więc jedziemy.
Krótko potem VIII Zabrzański Bieg dla WOŚP. Super było spotkać tyle znajomych osób, z niektórymi udało się chwilę porozmawiać, z innymi wymienić pozdrowienia. Nikomu, ani na jednej, ani na drugiej imprezie nie przeszkadzał deszcz, wiatr, błoto...
Tym razem w towarzystwie małżonki. To znaczy prawie zawsze była tu ze mną, ale tym razem równie wystartowała. Z kijkami. A ja... zamiast biec w swoim tempie postanowiłem potruchtać towarzysząc Anetce.