Przedwczoraj były tylko ciężary. Wczoraj spacer (6km, a ja nie włączyłem Stravy... i co teraz? :)) Dziś w końcu, choć też nie bez trudu udało się pobiegać. I o dziwo całkiem lekko mi się biegło.
W trakcie jednego z ostatnich spacerów z żoną zrobiłem zdjęcie.
Miałem rano udać się po bułki, wyszło jednak trochę później. Na szczęście nikt z głodu nie umarł. Podjechałem do piekarni, zrobiłem zakupy i postanowiłem zrobić pętelkę, a może dwie...
Mimo, że asfalty top miejscami też mokro, a nawet ślisko... I do tego chłodno. Kończę po pierwszej pętli. W końcu dopiero przedwczoraj wyszedłem na dwór (albo jak mówią w Małopolsce: na pole) więc może lepiej nie przeginać i nie kusić losu.
Po bieganiu udało się z żoną pójść na spacer. A wieczorem w trakcie meczu chciało mi się jeszcze porozciągać. Nawyk z kwarantanny pozostał :-) Ciekawe na jak długo.