Schody odkryłem chyba dopiero w trakcie przygotowań do Everest Run. To było niespełna dwa lata temu. Potem jeszcze trochę z nich korzystałem, ale ostatnio już dawno się po nich nie wspinałem. Dziś postanowiłem pochodzić w ramach rozgrzewki i... wtopiłem... na 200 pięter.
W nocy spadło trochę śniegu. Żona mnie budzi żebym miał okazję pobiegać po białym. Niestety zanim się zdążyłem pozbierać to pozostały po nim tylko resztki.
Po wczorajszym bieganiu na bieżni w drugiej strefie, dziś przyszedłem na trening ReShape Runners. W planie outdoor ale tym razem z uwagi na pogodę wersja indoor :-) Z uwagi na zupełną zmianę planów między pracą i treningiem, do klubu trafiam znacznie wcześniej niż planowałem. Krótka rozgrzewka i... zalegam na kanapie :-) Dzisiejsza praca mnie zmęczyła, najchętniej bym się teraz położył.
W końcu zaczyna schodzić się ekipa. Niezbyt chętnie ale też wstaję. Po krótkiej wspólnej rozgrzewce i wprowadzeniu dostajemy plan na dziś i... do roboty. Łatwo nie jest, to nie moje tempo. O ile początek i podbiegi robią w 100% to już bieg między podbiegami muszę zrobić nieco wolniej. I tak puls średni to 180, a cały trening w 4 i 5 strefie.
Spadł śnieg. Miałem nadzieję pośmigać po świeżym puchu. Nie zdążyłem. Plusowa temperatura szybko sprawiła, że zamiast śniegu zostały mokre ścieżki i drogi. W tej sytuacji wybrałem... Nowy Jork. Wirtualnie. Na bieżni.