Po świątecznym obżarstwie trzeba było pójść pobiegać. Kalendarz treningowy mówił to samo. Pogoda była przeciwna (strasznie mi ostatnio pogoda przeszkadza, chyba się starzeję). Wyjściem była bieżnia na siłowni, ale tu z pomocą przyszedł olbrzymi korek na zjeździe... :-)
Ostatecznie jednak zjechałem kolejnym zjazdem, zawróciłem i dojechałem.
Już pierwszy interwał pokazał, że jestem dziś słaby. Niewiele brakło żebym zszedł. Nie, nie tak zupełnie... po prostu z bieżni. Wizja zbliżających się zawodów (tych, których miało w tym roku nie być) przemówiła jednak do rozsądku i zrobiłem cały trening.
Wczoraj Igor zaproponował wspólne bieganie. Oczywiście zgodziłem się, choć planując bieganie przed śniadaniem miałem pewne wątpliwości czy uda się pobiec wspólnie :-)
A jednak udało się. C prawda tempo mieliśmy asynchroniczne, ale i tak fajnie :-)
Chęć zrobienia treningu byłą od bladego świtu, ale... wybrałem się dopiero popołudniu. Wcześniej... zakupy i... długie lenistwo... Chyba tego potrzebowałem... Bardzo.
Bieg krótki, ale intensywny. Magiczna mila :-)
Wracając do domu ostatnie zdjęcia byłego domu dziecka na Helence...
Wczoraj przyjechałem na siłownię i... w szatni zorientowałem się, że zapomniałem spakować koszulki. Spojrzałem w lustro i stwierdziłem, że to jeszcze nie pora na paradowanie po siłowni z gołą klatą :-) Wróciłem do domu.
Dziś już torba była poprawnie spakowana więc nie było wymówek. Choć zmienione założenia do treningu (dostosowany cel, w efekcie w teorii nieco lżejszy trening) to wcale łatwo nie było. Na szczęście udało się zrobić całość. I tak trzeba będzie trzymać.
Nic nie wyszło z planów... żeby nie startować w tym roku. Adaś namówił na długi bieg jesienią. Ja dodałem od siebie kilka krótszych więc... do roboty ;-)
Od tygodnia lenistwo. Ale trzeba z tym skończyć... Adaś rzucił pomysł... a ja tradycyjnie to łyknąłem.. No bo to jesienią... Czyli dużo czasu żeby się przygotować... Jak zawsze czasu dużo :-) Jak będzie... Zobaczymy... Jeszcze dużo czasu :-)