Wczoraj delegacja do Poznania, a potem mecz w Dąbrowie. Nie było już miejsca na biegania. Dobrze, że wybraliśmy 5/7, a nie 7/7 :-) Dziś nie ma wymówki, znów z żoną.
W pracy spotykam się po długiej przerwie z Adamem. Od słowa do słowa rzucamy sobie wyzwanie. Wracamy do regularnego biegania. Pięć biegów po 5 km w każdym tygodniu, przez miesiąc. Wydaje się do zrobienia ;-)
Kiedy dzielę się tą informacją z żoną, mówi, że idzie ze mną z kijami. To dobry pomysł, będę mógł truchtać wolniej :-) Za to dłużej :-)
Rok temu nie biegałem w trakcie Święta Niepodległości. Jak pamiętam jeszcze wciąż borykałem się z kontuzją. Obiecałem wtedy Bratowej, że pobiegnę z Nią za rok w stolicy. No cóż, skro tak było to trzeba się było zapisać. Zapisałem też Igora i Anetkę :-)
Pakiety odebrane dzień wcześniej, więc dziś spokojnie przyjeżdżamy przed startem. Parkujemy i czekamy na swoją kolej. Pierwsza grupa startuje o 11:11, nasza przedostatnia o 11:48. Za nami jeszcze Anetka z grupą Nordic Walking.
Ruszamy, Igor trochę szybciej, my z Sabinką spokojnym tempem. Rozglądam się, słucham muzyki... Na mecie zdaję sobie sprawę że przebiegłem Bieg Niepodległości słuchając niemieckiego zespołu Dritte Wahl. Myślę, że dla niektórych byłoby to nieakceptowalne :-)
Po czwartym kilometrze zaczynam oczekiwać, że Bratowa przejdzie do marszu, chętnie bym już odpoczął :) Niestety, biegnie przez przerw więc też nie mam wyboru :-) Po chwili mijamy wracającego już Igora. My też docieramy do nawrotki, a potem do wodopoju. Od tego momentu truchta mi się już dobrze.
Spokojnie dobiegamy do mety. Odbieramy medale, jabłka, batoniki i idziemy napić się herbaty.