Dziś urlop. Mimo to, a może właśnie dlatego przed siódmą melduję się na siłowni. Chwile wahania i wybieram ciężary. Zegarek podpowiedział mi, że przerzuciłem 5 ton. Dużo to czy mało? Sam nie wiem. Ważne, że zrobiłem.
Za to jest czas na przemyślenia. Dużo przemyśleń. Bo wcześniej było ciężko. Ciężko w weekend. Ciężko przez cały tydzień. Ciężko dziś. Ale czasem tak być musi żeby coś dotarło. żeby coś dostrzec.
Bo czasem jest jak z tym zdjęciem. Niektórzy od razu widzą gdzie było zrobione, a niektórzy muszą dłużej patrzeć, a i tak nie zobaczą.
Bo jest blok. Bo coś nie pozwala spojrzeć z innej strony niż robiło się to przez ostatnie lata. I czasem musi się dopiero coś wydarzyć. Wcale nie wielkiego. Czasem coś drobnego żeby człowiek spojrzał inaczej. I zaczął się przyglądać. I zastanawiać, czy czasem nie stoi przed ścianą. Ścianą z wielkiej płyty. Ci, którzy mieszkali w blokach wiedzą, że w takiej ścianie trudno czasem wywiercić nawet małą dziurę...
I wtedy trzeba się zastanowić, czy jest sens dalej walczyć z tą ścianą, czy lepiej się przeprowadzić...
Dziś gonitwa przez cały dzień. Na siłowni wieczorem. Zaczynamy od rozgrzewki w ping ponga i pierwszy raz od dawna przegrywam 5:6. Tradycyjnie za każdy przegrany set pompujemy :-)
Miałem co prawda chęć pokręcić trochę po mieście, ale nie udało się wyjechać z pracy zgodnie z planem i w sumie to tylko symbolicznie pokręciłem z ekipą po parku i musiałem wracać do domu. Jeszcze tu wrócę ;-) A trasy RowerON trzeba zacząć objeżdżać wczesniej niż w zesżłym roku :-)
Rok temu bawiliśmy się świetnie na Biegu Bohaterów. Mimo to w tym roku nie planowałem ponownego startu. Jednak Piotrek mnie namówił, choć... sam początkowo nie był pewien czy pobiegnie :-) Na szczęście udało się i przyjechał z Kori.
Przed biegiem udało się jeszcze "przypadkowo" spotkać z przyjaciółmi :-)
I po chwili meldujemy się na starcie. Tam spotykam kolejnych znajomych. Jest Aga z Tomkiem. Po chwili jest i druga Aga. Chwila rozmowy i ruszamy. Dość szybko gubię znajomych i potem już biegnę sam. To znaczy z prawie dwu tysiącem ludzi w takich samych koszulkach ;-) Jak na siebie biegnę dość mocno i udaje się tak biec do samego końca.
Mijam linię mety, odbieram metę i oczywiście szybkie zdjęcie z Piotrem.