Rzeźniczek 2023
Sobota, 10 czerwca 2023
· Komentarze(0)
Kategoria Bieganie, podkarpackie, W górę, W towarzystwie, Z kamerą wśród..., Zawody, Biesy i Czady
W tym roku nie było w planie startu w trakcie Festiwalu Rzeźnika. W sumie, jak już pisałem w tym roku miało wcale nie być startów, ale plany planami, a życie życiem :-) Wygrałem pakiet na dowolny bieg festiwalowy więc trzeba było pobiec. Dycha za mało (nie warto jechać tak daleko), a maraton po górkach to za dużo. Wybór padł więc na Rzeźniczka (28 km). Po raz trzeci. Zupełnie się nie czuję przygotowany na taki dystans po górach. Ale jadę. Ze mną Adaś któremu też spadł z nieba pakiet startowy (Ewa dzięki za pakiet, Piotr dzięki, że pomyślałeś o Adamie) :-)
W piątek odbieramy pakiety startowe i już po wizycie na Orliku wiemy, że będziemy musieli zaprzyjaźnić się z błotkiem :-) Niczego innego się nie spodziewaliśmy, tym bardziej, że cały czas pada i jutro też ma padać.
Kiedy przyjeżdżamy rano do Cisnej nie pada.
7:15 ruszamy podstawioną bieszczadzką kolejką do Żubraczego.
Po drodze zastanawiamy się czy naprawiane naprędce Adasia kijki wytrzymają.
Wysiadamy z kolejki i jeszcze kilkaset metrów z buta.
Ciepło. na starcie nawet bardzo, ściągamy rękawki.
Do startu przygrywa Wiewiórka na Drzewie. Miło.
Ruszamy. Od początku biegnie mi się źle. Czuję się słabo. Widzę, że Adam ma więcej sił. Początkowe 3-4 km asfaltem, nie jest fajnie choć oczywiście biegnę. Co ciekawe niektórzy już tu przechodzą do marszu. Skręcamy do lasu i teraz już my też będziemy co jakiś czas maszerowali. Raz, że miejscami wąsko i trudno wyprzedzać (startuje ok 700 osób), dwa, że na podbiegach nie jest łatwo. W sumie to dla mnie dziś chyba wszystkie podbiegi to będą podejścia. Już dawno pogodziłem się z tym, że nie jestem w stanie wszystkiego podbiec, ale dziś jest porażka. Nawet najprostsze podbiegi... podchodzę :-(
Na plus jest tylko temperatura i... niespodziewany brak deszczu.
Na jednym z podejść rozmawiam z kimś idącym za mną. Dopiero po chwili odwracając się po dłuższej chwili okazuje się, że to Kasia :-)
Mimo podejść i braku sił do 12-13 km jest w miarę spokojnie, gdy głowa zaczyna wariować tłumaczę sobie, że za jeszcze 2-3 km i będzie bufet. I daję radę.
Na miejscu cola, orzeszki, arbuz i kawałek bułki. Ruszamy na Okrąglik. To zmora, którą mam w pamięci od pierwszego startu.
Tu znakomicie się spisuje Adam prowadząc mnie po kawałku i dyktując odpoczynki. Jakoś dzięki temu daję radę.
Najtrudniejsze za nami, teraz jeszcze Jasło, Małe Jasło i zbieg do Cisnej.
Nie mam sił, ale posuwam się do przodu, widzę, że Adam mógłby być już pewnie na mecie, ale dzielnie towarzyszy moim zmaganiom.
Z Małego Jasła praktycznie tylko zbieg. Tyle, że po błocie. Choć nie można narzekać, jest go i tak mniej niż się spodziewaliśmy, niż bywało innymi laty.
Choć Ci którzy biegli na wcześniejszych biegach mówią, że było rekordowo. Nas chyba uratowało to, że dziś nie padało.
Na końcówce Adam mi ucieka, a ja zbiegam swoje. Widzę, jak ludzie zaliczają upadki, ja... siadam na tyłku przy... wbieganiu na szutrową drogą... na ostatnim metrze :-)
Teraz już tylko kilometr do mety. Daję radę.
Zmęczony, ale zadowolony, że wystartowałem. Dziękuję, że Adam był ze mną.
Start to porażka.
Na mecie nie czekamy na podgrzewającą się zupę, kupujemy burgera i idziemy opłukać nogi i buty do rzeki.
Wracając na kwaterę dopada nas deszcz i grad. Nic nie widać. Dobrze, że tak nie było na trasie.
W piątek odbieramy pakiety startowe i już po wizycie na Orliku wiemy, że będziemy musieli zaprzyjaźnić się z błotkiem :-) Niczego innego się nie spodziewaliśmy, tym bardziej, że cały czas pada i jutro też ma padać.
Kiedy przyjeżdżamy rano do Cisnej nie pada.
Oczekując na kolejkę© djk71
7:15 ruszamy podstawioną bieszczadzką kolejką do Żubraczego.
W kolejce© djk71
Po drodze zastanawiamy się czy naprawiane naprędce Adasia kijki wytrzymają.
Wytrzymają?© djk71
Wysiadamy z kolejki i jeszcze kilkaset metrów z buta.
Dojechaliśmy© djk71
Sporo nas, a to tylko z jednego składu© djk71
Ciepło. na starcie nawet bardzo, ściągamy rękawki.
Ciepło i nie pada© djk71
Do startu przygrywa Wiewiórka na Drzewie. Miło.
Ruszamy. Od początku biegnie mi się źle. Czuję się słabo. Widzę, że Adam ma więcej sił. Początkowe 3-4 km asfaltem, nie jest fajnie choć oczywiście biegnę. Co ciekawe niektórzy już tu przechodzą do marszu. Skręcamy do lasu i teraz już my też będziemy co jakiś czas maszerowali. Raz, że miejscami wąsko i trudno wyprzedzać (startuje ok 700 osób), dwa, że na podbiegach nie jest łatwo. W sumie to dla mnie dziś chyba wszystkie podbiegi to będą podejścia. Już dawno pogodziłem się z tym, że nie jestem w stanie wszystkiego podbiec, ale dziś jest porażka. Nawet najprostsze podbiegi... podchodzę :-(
Na plus jest tylko temperatura i... niespodziewany brak deszczu.
Są widoki, trzeba focić :-)© djk71
Na jednym z podejść rozmawiam z kimś idącym za mną. Dopiero po chwili odwracając się po dłuższej chwili okazuje się, że to Kasia :-)
Mimo podejść i braku sił do 12-13 km jest w miarę spokojnie, gdy głowa zaczyna wariować tłumaczę sobie, że za jeszcze 2-3 km i będzie bufet. I daję radę.
Lubię Bieszczady© djk71
Na miejscu cola, orzeszki, arbuz i kawałek bułki. Ruszamy na Okrąglik. To zmora, którą mam w pamięci od pierwszego startu.
Tu znakomicie się spisuje Adam prowadząc mnie po kawałku i dyktując odpoczynki. Jakoś dzięki temu daję radę.
Już niedaleko© djk71
Najtrudniejsze za nami, teraz jeszcze Jasło, Małe Jasło i zbieg do Cisnej.
Walczę© djk71
Nie mam sił, ale posuwam się do przodu, widzę, że Adam mógłby być już pewnie na mecie, ale dzielnie towarzyszy moim zmaganiom.
Widoki pomagają w walce ze zmęczeniem© djk71
Z Małego Jasła praktycznie tylko zbieg. Tyle, że po błocie. Choć nie można narzekać, jest go i tak mniej niż się spodziewaliśmy, niż bywało innymi laty.
Choć Ci którzy biegli na wcześniejszych biegach mówią, że było rekordowo. Nas chyba uratowało to, że dziś nie padało.
Bywało gorzej© djk71
Na końcówce Adam mi ucieka, a ja zbiegam swoje. Widzę, jak ludzie zaliczają upadki, ja... siadam na tyłku przy... wbieganiu na szutrową drogą... na ostatnim metrze :-)
Teraz już tylko kilometr do mety. Daję radę.
Jest i medal© djk71
Zmęczony, ale zadowolony, że wystartowałem. Dziękuję, że Adam był ze mną.
Start to porażka.
Na mecie nie czekamy na podgrzewającą się zupę, kupujemy burgera i idziemy opłukać nogi i buty do rzeki.
Chłodzenie© djk71
Wracając na kwaterę dopada nas deszcz i grad. Nic nie widać. Dobrze, że tak nie było na trasie.