Spinning - test FTP
Czwartek, 9 stycznia 2020
· Komentarze(0)
Do niedawna skrót FTP kojarzył mi się jednoznacznie - File Transfer Protocol. :-)
Jeszcze kilka, no kilkanaście lat temu używany prawie codziennie. Dziś wciąż się zdarza, ale już tylko sporadycznie.
Teraz okazało się, że skrót ten ma też inne znaczenie - Functional Threshold Power. Na zajęciach ze spinningu pokazywała mi się dotychczas moc w Watach, a innym w procentach. Nie bardzo wiedziałem o co chodzi, ale poczytałem i coś tam się dowiedziałem. Nie wiem, czy mi to potrzebne, ale skoro okazało się, że jest okazja zrobić test to postanowiłem nie czekać tylko wykonać go od razu. Może nie do końca było to mądre po dwóch kolejnych dniach treningów biegowych, ale co tam... od czegoś trzeba zacząć.
Początek... no właśnie... o ile w bieganiu już wiem jak pilnować tempa, to tutaj nie bardzo wiedziałem jak zareaguje organizm. I oczywiście zacząłem za mocno od ok. 350W i szybko życie zweryfikowało moje możliwości ;-)
Cieszyłem się, że Paweł nie wychodził z sali, bo po pięciu minutach chciałem uciec, a tak jednak zostałem do końca. Po dziesięciu minutach umierałem, a po kwadransie nawet nie miałem siły umrzeć... O ile na początku ze mnie kapało, to pod koniec już lało się ciurkiem jak z nieszczelnego kranu... Dostałem nieźle w kość. Idąc pod prysznic myślałem, że mam co najmniej zapalenie płuc. Nie pamiętam kiedy tak mnie paliło w środku. Zobaczymy czy to poświęcenie się na coś przyda... :-)
Jeszcze kilka, no kilkanaście lat temu używany prawie codziennie. Dziś wciąż się zdarza, ale już tylko sporadycznie.
Teraz okazało się, że skrót ten ma też inne znaczenie - Functional Threshold Power. Na zajęciach ze spinningu pokazywała mi się dotychczas moc w Watach, a innym w procentach. Nie bardzo wiedziałem o co chodzi, ale poczytałem i coś tam się dowiedziałem. Nie wiem, czy mi to potrzebne, ale skoro okazało się, że jest okazja zrobić test to postanowiłem nie czekać tylko wykonać go od razu. Może nie do końca było to mądre po dwóch kolejnych dniach treningów biegowych, ale co tam... od czegoś trzeba zacząć.
Początek... no właśnie... o ile w bieganiu już wiem jak pilnować tempa, to tutaj nie bardzo wiedziałem jak zareaguje organizm. I oczywiście zacząłem za mocno od ok. 350W i szybko życie zweryfikowało moje możliwości ;-)
Cieszyłem się, że Paweł nie wychodził z sali, bo po pięciu minutach chciałem uciec, a tak jednak zostałem do końca. Po dziesięciu minutach umierałem, a po kwadransie nawet nie miałem siły umrzeć... O ile na początku ze mnie kapało, to pod koniec już lało się ciurkiem jak z nieszczelnego kranu... Dostałem nieźle w kość. Idąc pod prysznic myślałem, że mam co najmniej zapalenie płuc. Nie pamiętam kiedy tak mnie paliło w środku. Zobaczymy czy to poświęcenie się na coś przyda... :-)